Stoję na krawędzi dachu,
Nad głową niebo błękitem wiruje,
Wyspa przede mną oddala się,
Odpływa w mętnych kłębach dymu,
Powieki bezwładnie oczy zasłaniają,
Krople potu zbiegają po twarzy,
Przenikliwym dreszczem popędzane,
Wdech i wydech, wdech i wydech...
Sekunda to za mało, by odmierzyć ich żywot,
Jestem jak kukła,
Którą lalkarz zza parawanu porusza,
Zgodnie z treścią scenariusza,
Do rąk i nóg sznurki przywiązane,
Ciągnięty jestem nimi do zdradliwej ściany bieli
Spadam.......
Krzyczę........
Otwieram oczy.....
I znów budzę się.......