Martius Konstandinos
-
Postów
18 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Odpowiedzi opublikowane przez Martius Konstandinos
-
-
„Safari”
Jeszcze są fragmenty
W których przyczajony
Wstydliwy
Nieodgadniony
Jakim jesteś
Mnie pozostaje się tylko domyślać
Co się czai w ciszy twojego ciała
Gotowego na przyjście
Lecz nie na odkrycie
Muszę wydobywać
Zgłębiać tajemnicę
Poznając ciągle na nowo
Kryjesz w sobie tą zagadkę
Mapa ciała już wyrysowana
Egoistyczne Ja
Ciągle zagubione w plątaninie
Zrostów i odrostów
Które tak ukochałem0 -
*** [Potrzebuję ciebie]
Potrzebuję ciebie
Jak matka płód spędzony
Taka dziwna więź
Gdzie kat a gdzie katowany
A jednak
Potrzeba ta tworzy nas dwoje
Na wskroś przesiąknięte
Powoje nienasycenia0 -
„Od środka”
Patrz w oczy
Tam jest przestrzeń
Pokój meble ustawione
Wszystko to jesteś
Twoje mieszkanie
A kiedy ktoś puka
Wpuść go do środka
Podnosząc powieki
Może się zadomowi0 -
„Byś była”
Powinienem był wtedy
Rozdzierać twoje ubranie
I z całą brutalnością
Zbezcześcić twoją niewinność
Miłość
Ze łzami w oczach
Przywłaszczyć ją sobie na tapczanie
W kuchni
Przedpokoju
Tak byś zobaczyła we mnie potwora
Który nie wie co to czułość
I z nienawiścią
Wyjść
Drżę
Powiedziałem że
Nie umiem inaczej
Nie umiałem byś była
Pół na wpół ze mną
A ty
Dalej kochałaś
Nierozumiejąc0 -
„Bojaźń”
Ty masz to cholerne szczęście
Wiesz że jest ona
Niezmierzona niepokorna
Nie do końca przedziurawiona
Nazywasz ją swoim ***
Ja wciąż wtykam pod poduszkę
Zeschłe wiersze naiwności
Prośby tej jedynej ***
Której nazwać nie umiem0 -
„Zdjęcie”
Nawet nie mam jego zdjęcia
Ani jednego
Czasem zapominam tę twarz
Na w poły męską ciepłą
Przypominam sobie nas
Razem
Osobno
By po chwili móc odtworzyć
To co nigdy nas nie łączyło
I on
Zawsze pogodny
Z uśmiechem zdrabniający moje imię
Tylko nie wiem jak długo będzie mi się to udawać
Wyciągać z podświadomości obraz
By być przez chwile razem
Pamiętać o tym przez rok
Dwa
I zapomnieć o nie wywołanej kliszy0 -
„Wigilia – rocznika nie pamiętam”
Przestrzeni mam aż nadto
Puste pokoje szafy ziejące brakiem cudzych krawatów
Lodówka
Z zaśmierdłym kawałkiem niedojedzonego przez ciebie sera
Dwa nakrycia na stole
Jedno dla mnie drugie dla nie wiadomo kogo
Bo ciebie nie ma i nie będzie
Sam połykam to co na stole
Samotność i tęsknotę zaprawione Bordeaux rocznik . . . .
Nie wiem, nie pamiętam.
W każdym razie twój ulubiony
Nie chce pamiętać
Widzę twoje oczy
Ale one siedziały tu przeszło rok temu
Wpatrywałem się w nie
Jakby były kolejnym z cudów świata
A teraz ich nie ma bo nie są ci już potrzebne
Zostały tylko puste miejsca
Które jakby czekały na szklane kulki do gry
Te większe
Okutany w twój czarny golf czekam
Bo nie mam z kim podzielić się opłatkiem0 -
„Tyś mi owoc z drzewa wiadomości dobrego i złego”
Patrzę na Ciebie jak na owoc pachnący
Skóra Twa porastająca drobnym meszkiem
Który pręży się i wygina pod moim dotykiem
Chce się w Ciebie wgryźć
Poczuć jak soki Twojego ciała spływają po moich ustach
By za chwilę poczuć Twój słodki smak głęboko w sobie
Dobrać się do pestki
Którą mógłbym obracać w ustach i badać ją językiem
Och błagam daj mi zaznać rajskiego owocu rozkoszy jaką jesteś
Daj zgrzeszyć
I znów i od początku
Tak to jest warte grzechu
Już wiem czemu Adam poszedł za namową Ewy
Zaznał rozkoszy jaką niewątpliwie jest słodycz rajskiego owocu
Smakująca prawie jak usta Twe i nagie ciało
Którym wodzisz mnie na pokuszenie
Nie kuś a dawaj
Przecież nie może być nic złego w miłości ciał naszych
Namiętnością rozrywanych o każdej porze dnia i nocy
Bądź mi owocem
Bądź grzechem
Bądź nienasyceniem
Soczystą brzoskwinia którą zjadam codziennie z łapczywością na śniadanie0 -
„Skrzynka na listy”
Wiszą równiutko w rządkach
Pineskami do korkowej tablicy
Przybite zranione i takie samotne
Warszawa Paryż Genewa Rzym
Stolice świata w których byłeś
Małymi robaczkami zapisywałeś na nich
Zapachy dźwięki swoje wrażenia kołysanie statku
A teraz się lęgną gdzieś w mojej głowie
Nie mam odwagi czytać tego na nowo
Rozdrapywać potoków słów którymi mnie karmiłeś
Każdego dnia wyczekiwałem
Ze może dziś może właśnie dziś
W granatowym uniformie zapuka do drzwi
Przyniesie mi Ateny Tokio, Tel Aviv
I znów małe zgrabne rządki robotnic
Będą przybliżały mnie do ciebie
Nigdy mnie tam nie zabierałeś
Zawsze sam taki niby niezależny
Nie przyszła
Znów nie przyszła
Widokówka
Od ciebie
Tamten rozmiar 10x15 czy jakoś tak
To było dla mnie wszystko
To jest wszystko co zostało mi po tobie
Nie pisz już więcej
Proszę0 -
„Pewnemu inwalidzie”
Stał przy półce z poezją
Szukając wiersza o miłości
Tej nieszczęśliwej niespełnionej
Tylko taką znał
Oczy już czerwone od łez
Od przebiegania wzrokiem po linijkach
Bo oto kolejny raz
W tym czy innym wcieleniu
Odchodzi
Umiera
Zostaje sam
A potem tylko pustka
I żal do wszystkich
Do siebie
Że nie umie inaczej
Nie potrafi
Kochać0 -
„Niewypowiedziane”
Utknąłem gdzieś pomiędzy marzeniami
Takimi o niczym
Nie ubranymi w słowa
Bo to wtedy tracą sens
Tak więc są tylko moje
Choć dotyczą nas
Ciągle się wzbraniam
Przed nazywaniem tego po imieniu
Nazwisku
Bo nie wiem czy to...
Ty
Sam już nie wiem czym jest miłość
Zgubiłem się gdzieś po drodze
Zostały tylko słowa0 -
„Nasze kłamstwa”
Tak niewiele o tobie wiem
Znam tylko te cztery ściany
Łączą nas razem w jedno
I to wszystko
Tak tego nie wiele
Te ściany zbliżają nas do siebie
Trwamy ramię przy ramieniu
Zamknięci w wielkim pudełku
By po chwili znów być osobno
W osobno wytworzonych światach
Miejscach
Bez żadnych punktów wspólnych
Patrzę na ciebie jak odchodzisz
I nie śmiesz się odwrócić
By nie patrzyć w moje łzy
Dzwonisz potem do mnie
Raz na miesiąc
Rzadziej
Wymawiasz się pracą obowiązkami
Zostawiając tylko ulotne słowa
Które tak naprawdę nic nie znaczą
Dla nas dwojga0 -
„Na nakryciu obok”
Ja też ja stale niezmiennie
Choć ciebie już nie ma na poduszce obok
Ciągle wisi ręcznik dla ciebie na haczyku
Kiedy jem posiłek patrzę w twoje oczy
W ramce przy drugim nakryciu
Tylko głowa
Gdzie to ciało na pościeli nagie rozłożone
Z rozrzuconymi dłońmi jak u Jezusa ukrzyżowanego
Tam tylko głowa
A ciernie róż wysuszonych
Tych od ciebie
Wytaczają krew z moich nadgarstków
Róż krwi mojej dla ciebie
Przez ciebie
Bo tylko głowa0 -
„Mojra”
A kiedy wyjdziesz z mgły
Sinej jak twoje nagie ciało
Wtedy gdy umierało na schodach
Udam że cię nie dostrzegam
I tak już wystarczająco cierpiałem
Byś teraz niszczyła to
Co z taką trudnością budowałem przez lata
Całą tą misternie zbudowaną klatkę
Która ratuje mnie od świata
I więzi jednocześnie
Przed takimi jak
Ty
Wiem że to było brutalne
Gdy wystawiłem ci walizki za drzwi
A ty przez cztery noce spałaś na nich
Podnosząc tylko głowę gdy otwierałem drzwi
Zrezygnowałaś nad ranem
Karetka przyjechała
Odjechała
Nie warto było cię zbierać
A teraz patrzysz na mnie
I wiem
Że to już koniec
I czas iść0 -
„Michał Anioł i Dawid”
A teraz jestem już zmęczony
Cały dzień zabawiałem się w Boga
I rzeźbiłem twoje ciało
Szyję
Tors
Pośladki
Stoisz teraz kamienny milczący
Zimny
Bo tylko tak mogę ciebie mieć
Stojący przy kominku golem
Który nigdy nie pójdzie ze mną do sypialni
Patrzę na tę postać
I pamiętam z jakim zapałem
Oddaniem
Formowałem twoje usta
Nos
Delikatnie pieszczę to kamienne ciało
Jakby było twoim
Jakby mogło je zastąpić
Ma dla mnie tylko chłód
Twój chłód
Który tak dobrze poznałem
Wtedy
Tamtego wieczoru
Gdy wyszedłeś kuchennymi drzwiami
Ciągle w głowie mam ten trzask
Teraz mam cię na zawsze
Zamkniętego w białej postaci
Z pod mojego dłuta
Wyłaniałeś się
By być ze mną na zawsze0 -
„Lekcja polskiego w kraju Indian”
Tłumaczyłem ci wszystko
Mówiłeś
Nie chcę
Nie rozumiem
Więc to co poranną poczta
Na adres za wielką wodą
Listy pocztówki i inne karteluszki
Wykładałem ci moją łamaną
Moją nieumiejętną
Że matka kocha
Ktoś tam pozdrawia
Inny pamięta
Przeklina
Że dobrze że źle
Że żyje umiera
Bo to przecież nie twój język
Nie chcesz
Nie rozumiesz
Nie znasz
To nigdy nie był twój kraj
Tamten
Z czasem przestałem tłumaczyć
Odpisać też nie potrafiłeś
Oni wszyscy też stali się nie twoi
Tamci
Zacząłeś nowe życie
Gdzieś tam
Znaczy tutaj0 -
"Chaber i maki"
Pamiętam twoją sukienkę
Gdy zdzierałaś ją z siebie
I rzucałaś niebieski chaber
Pomiędzy czerwone dywany maków
Jakby to było dzisiaj
Falująca łąka od ciepłego lata
Tańczyłaś nago w takt walca
Falujące łono
Obejmowałaś ramionami powietrze
I szalałaś na tym przedziwnym parkiecie
Skłoniłem głowę
- Odbijany
Przeprosiłem grzecznie pana powietrze
Objąłem mahoń twojej skóry
Drżałaś
Taniec, pożądanie
Wyrwałaś mi się z ramion
Pobiegłaś
Pobiegłem
Zrzucałem po drodze z siebie ubranie
By po chwili dogonić cię
Dopełnić tańca
Nurzaliśmy się w srebrzystych kłosach
Gdy czesałem palcami twoje włosy
Uśmiechnęłaś się
Powiedziałaś:
- Już0
miłość w wierszach - konkurs
w Forum dyskusyjne - ogólne
Opublikowano
„Uskrzydleni – Tryptyk”
I
Odurzony Śpiewem Kosa
Wspominam chwile
Pierwszego spotkania
Gdy myślą błądziłem
Błagając o gest i przyzwolenie
Bym wiedział że ty też
II
Zanurzony w oddechu
Patrzyłem na kruka
Co z twych skroni
Podrywa się do lotu i...
Już już dwa czarne ramiona
Chcą się wzbić w powietrze
Lecz trzymają się ciała
I niczym burzowe chmury
Chronią brąz oczu
By w chwili napięcia mogły
Zmyć strugami deszczu
Twarz na którą wypłynie
Tęcza uśmiechu
III
A kiedy anioł z obrazu Chagall’a
Obejmie nas błękitem w pół
I splot tasiemek sznurków nitek
Zawiąże w niewielki supełek
Narodzi się radość
We wspólnym obcowaniu