Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Gerard Szmidt

Użytkownicy
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Gerard Szmidt

  1. w małym miasteczku skulona zgarbiona staruszka wolno sunie przez pasy białe czarne białe czarne gdy inni pędzą zamaszyście rękami machając choć pan o szczudlich nogach trzyma je nieruchomo przy biodrach jak w cylindrach śmieszne postacie na starych kreskówach czarne białe czarne białe a dokądże babciu zmierzasz? wnet zielone światło zgaśnie śpiesz się! sunie ledwie biaaałe czaaarne biaaałe czaaarne a komuż zielone światło mruga? czerwone światło! nie świeć jeszcze! mróz taki! ale czy czerwone światło wie komu świeci? czarne białe czarne białe skostniały komin fabryki ciężko westchnął weszła w hutniczą kulę słońca lewitującą w metalicznym pyle jak nowa planeta gotowa na pierwsze pierwotniaki białe czarne białe czarne i gdyby nie sina smuga na nim można by go namalować jedną kredką.
  2. kraków listopad wieczór autorski z M.S. raz dwa trzy raz dwa trzy M.S. przeprasza ściąga marynarkę – duszno mówi o 20 latach wolnej polski warsztacie reportera słucha wypowiedzi o nim mistrzów przyjaciół pracowników po czym strąca się z piedestału - I Słusznie! – chwali go kobieta z publiki ale M.S. jej nie słyszy obok starszy Pan słucha różowymi nabrzmiałymi od słuchania uszami ale M.S. go nie widzi Pan nigdy nie wybucha śmiechem razem z salą błyska wtedy okiem nieśmiało i ze spokojem nad czerwonym starym policzkiem nad białą starą dłonią z młodymi rudymi plamami. - a po co pan tu przyszedł? – zapytać go wypada po co Panu to jeszcze? a co Pana obchodzi M.S.? to Pana wnuczek? co Pana obchodzi że M.S. w 1990 kupił swoja pierwszą własną polędwicę? że macał ją i wkładał sobie palec do nosa? Pan nigdy nie miał swojej polędwicy? albo że redakcje nie mają pieniędzy na zagraniczne podróże dla reporterów? albo że M.S. lądował na dachu helikopterem kórego nie było? tak trzeba pytać w różowe nabrzmiałe ucho ale proszę Pana Pan już nie zostanie reporterem nie przeczyta wiele książek nie zaproszą Pana do radia to po co Pan przyszedł? a proszę Pana a gdzie Pan mieszka? w bloku? grzeją? czy jest Pan głodny? a może ma Pan ochotę na ciepłą herbatę? zimno dziś i mokro. a jadł Pan kolację? a co Pan lubi? parówki? jajecznicę? miękką czy zbitą? chleb z czosnkiem z pieca? a czy Panu jest smutno? dlaczego? a co robił Pan w swoim życiu? a jest Pan szczęśliwy? proszę Pana! Pan już na pewno zna odpowiedz na pytanie - co potem? to proste prawda? ale proszę Pana a co Pan zrobi po śmierci z tą wiedzą z tymi przeczytami książkami i obejrzanymi filmami? i z tymi odpowiedziami które zdobywał Pan w znoju siedemdziesiąt parę lat? ile tego musi być proszę Pana! co Pan z nimi wtedy zrobi? ma Pan jakiś plan? czy znalazł Pan odpowiedź? a jeśli tak to co Pan z nią wtedy zrobi? (brawa rumor kolejka do M.S) dokąd Pan idzie? Pan wniknął w zakrzepły roztwór mgły ale czy tam łatwiej o odpowiedź?
  3. to nic że autorem zasady nigdy nie dotykaj żółtego śniegu nie jest Chrystus a eskimosi drżąc o Ciebie tej ciepłej zimy wysikałem na nim Twoje imię
  4. Zobacz ile żartów wymyślamy Spędzamy ze sobą tyle czasu A ciagle mamy nowe Sytuacje okoliczności zdarzenia Słów koincydencje gestów Powiązania na centrymentry przypadki Dopełniacz biernik wołacz! Opcje niezaszłości i zazębień Prawdziwe jaja Kolumba! Ze wystarczy nam do końca Albo nawet jedną Butelkę gruszkówki dłużej A jest ich tak dużo Ze nawet jeśli coś spalimy Sztucznie uśmiechać się Potrzeby nie będzie. Nasze żarty będą wieczne: Za 300 mln lat świetlnych Podglądacz z planety jutro nieodkrytej Przy wielkiej lunecie chichrał będzie Gdy Kuba na siebie rosół wylał Zupełnie na Kosmosie się nie znając.
  5. Krztusiły się pola, suche jak ziemia Pękata. Strupy zardzewiałe sklepu, Gniótł ołów słońca, bezkresne jak stepu Powłoki zbóż, bez końca, bez znaczenia. Więc siedzę na betonie sklepu i nic. Nic. Stado trocin na flaneli spija Pot co gęstnieje na torsie. Kurz. Niczyja Pora. Żar na blachach sklepu. Sklepu rys. Krzak włosów skrzepnięty na żylakach nóg. Do roboty cza. Gniecie ołów nieba Powłoki zbóż bez końca i ostów stóg Ostatni toast. Oranżadę latem Lubię – na miejscu – do roboty trzeba. Nic. Butelki gong o sliską ceratę.
  6. Macerat W tej chwili na przystanku Nasze losy się rozstały Tracąc po życiu Po jednym przynajmniej W tej chwili stoję na środku ulicy Pustej jak ued Odjechał autobus Z różowym maceratem ludzkich losów Być może lubił bym Cię Jak ciepłe spaliny zimą Być może nienawidził Jak ciepłe spaliny latem Chlusnął we mnie wiosenny deszcz Rozmiekczając mnie do kości Przeguby jeszcze skrzypią A twarz jest jesiennie stężała
×
×
  • Dodaj nową pozycję...