Twe spojrzenie mi dłonie pocięło,
Krew kapała z nich rubinami
I na chwilę mi serce stanęło,
Kiedy myślą spytałem: "Co z nami?"
"Ach! Z nami nie będzie niczego."
Odrzekłaś mi tak w wyobraźni.
"Byłeś, jesteś i będziesz kolegą.
Powinieneś się cieszyć z przyjaźni."
"Wiem." Odpowiem "Ja Kochać nie umiem.
I pokochać mnie również nie sposób."
I choć wszystko to jasno rozumiem
To ja nie chcę takiego losu.
Bądź szczęśliwa i obdarz Miłością
Tego, który i Ciebie obdarzy,
Ja podążę za swą ułomnością
Ocierając i krew i łzy z twarzy.
Jedno tylko zachowam wspomnienie,
To, gdy spałaś spokojna i ufna.
Chwila ta była moim marzeniem,
Ale radość została z niej złudna.
Oddychałaś spokojnie zefirem
Oczy lśniące okrywszy rzęsami,
Lecz wiedziałem, że ja tylko śniłem,
Gdy pytałem Cię myślą: "Co z nami?"
Nigdy więcej się już nie spotkamy.
Tamtej nocy mi dusza umarła,
A i ciało nie ścierpi tej rany,
Bo ta rana mi serce rozdarła.
Wiersza nigdy ja już nie napiszę,
Bo samotność me serce przygniata.
Jutro inny wypełni tę niszę,
W świecie niszę poety-wariata.