Szare przestrzenie
martwych myśli.
W naniesionych mozaikach
nadkojarzenie twarzy.
Przebiegłe zależności
filtrami splątane.
Krzywizna znaczeń
w mimice błazeństw
niewspółmierna.
Przez kamienny liryzm
odkrywa wręcz wymusza
bezkorelacyjne werdykty.
Milczącym ustom
ślepo obserwujących oczu
na codzień chodzi o to tylko,
że utykają śmiechy,
nie do przełknięcia.
A tkwią.