Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Tomasz Pyziak

Użytkownicy
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Tomasz Pyziak

  1. Na wzgórzach stoją klepsydry wiatraków z silnymi od dźwigania zmierzchu ramionami odmierzają czas kół zębatych zgrzytem miarowym i złocistymi ziarnami pszenicy Wmurowane piwnicami stóp sędziowie co najmniej trzech epok jak pradziadowie siwi od mąki i pajęczyn tkanych w drewnianych bebechach Oczami okien bielmem kitu powleczonych doglądają strachów na wróble jak wnucząt zaciągają się wolno dymem z ognisk w napędzane dłońmi Boreasza płuca Ramiona to tak naprawdę skrzydła mówią fachowcy To muszą być przeklęte przez Boga anioły zamiast Atlasa dźwigają nieboskłon Jakby to powiedzieć Czyściec
  2. Po drugiej stronie lustra nie liczy się poezja niebieskim pisadłem pisana nie wolno jej czytać pod karą pręgierza zesłania w kruczoczarny niebyt Po drugiej stronie wiatr do tyłu wieje a deszcz z ziemi na niebo pada roztrąca bure chmury moczy chmurne ich oblicza Nie ma tam wielu rzeczy potrzebnych czarno białych szachownic zachodów słońca skąpanych w purpurze za drugą stroną lustra za taflą gdzie twarze wzbierają grymasem rak niczym człowiek z podniesioną biegnie przyłbicą przodem by walczyć ze światem a na końcu świata, krańcu niezmierzonym w zaułku na jedno oko ślepym stoi z warkoczami mała dziewczynka z wtopionymi w twarz błyszczącymi koralami oczu wzdycha, unosi się na cal i puszcza ptaki palcami
  3. Czy dla sztuki sztuka jest sztuką i czy sztuką jest sztuka? stowarzyszenia artystów spytajcie po krętych schodach na drugie piętro popielniczka z petami na tle drzwi białych sztuką jest wykoleić pociąg albo go w dwie doby zbudować sztuką są zdobione inkaustem inicjały w książkach filigranowe sztuką jest coś wynaleźć a wynalazek też sztuką być może sztuką podłużną w kropki, cętki, ciapki, w panterkę sztuką jest pisanie poezji nad której zwierciadłem myją się twarze upokorzonych kochanków nieszczęśliwie zakochanych płuczących serca pocięte żyletką histeryków, nadwrażliwców tych „co za bardzo się rozdają” sztuką jest pytać o ludzką obrzydliwość ,że ludzie smarują się kałem a potrafią mieć demofobię nie lęk przed demonami a przed tłumem czy sztuką jest zakazywać? czy sztuką jest podskakiwać? czy sztuką jest zagazować na śmierć? czy sztuka jest poplamić? Czy Sztuką jest się kłaniać, podcierać? Czy Sztuką jest prąd, atom, prehistoria?
  4. Byłem w niebie żadna atrakcja ulice bez asfaltu wyłożone grubo opłatkami zjadanymi na święta łamanymi z cichutkim „trzask” pachnie rybą Kina pełne jak kurniki pierza aureole nadziane na irokeza z cichutkim „cyt” musują bąbelki Neony czytane od tyłu tramwaje i widok NO, to robi wrażenie dla aniołów chmury są przezroczyste W niedziele Bóg w głównym prowadzi msze w mniejszych apostołowie W sekciarskim budynku za kioskiem własną prawdę głosi Budda, Papież i Marlin Monroe Bóg głosi dla aniołów wiarę że to ludzie są drogą zbawienia potem w fotelu kiwa się senny od kadzideł kiedy wychodzą ministranci na ziemi zmarli chłopcy i gasną na ołtarzu zgaszone śliną świece zbiera Bóg okruszki anielskich opłatków kruszy w dłoniach zamienia w śnieg dużo było wiernych starczy na zmieć w Zakopanem
  5. Porcelany smak pomady warg rozkosznych kiedy kukłę w ramionach trzymasz cudownie ocaloną Marzannę dziewicę o artystycznej duszy wyłowiłeś z marcowych roztopów Ciotecznej kiecki szelest jak skrzydła rozgrzanej słońcem ważki poduszki kradzionej marynarki pachną w westfalce suszeniem jej oddech, westchnienie niczym tysiąc wachlarzy skradziony wiatru cumulusów cwał zamieniony w rumiankowy na ramiona krem serce rozcięte kokon z trocin blask świtu w słomianych tańczy włosach Ty serce jej polewasz jak krwią marcowej rzeki wodą ze słoika trzymaną na parapecie obok kaktusa Wydrapujesz zza paznokci wosk romantyzmu wspólnej kolacji takiej ze śniadanie ścierasz tanim ręcznikiem nikczemne soki własne Bieliznę wciskasz w kieszeń marynarki zamykasz się w przygotowanym karcerze świadomy winy gwałtu, samogwałtu na Marzannie marcowej
  6. Miał być taki zwykły oklepany i prosty jak narodowe hymny trywialne słowa nadymanych marionetek poetów posiwiałych szukaniem drugiego dna ich łby żywione poklaskiem zadarły się w gwiazdy zasypane do kolan szarym popiołem Przez pęknięte niebo cienkim lejkiem chmur Dies Irae na rozpalone chodniki kapał dworce wagonów pełne poczekalnie pachnące przytułkiem przytułki pachnące śmiercią na śmierć pachnącą alejka klonową, zniczem Rydwanem ognia znów kończył się świat nie zdążył się dobrze wpierw zacząć jak manna czarna, zasłużona kara sypały się z nieba mszczące łamanie przykazań miecze Na stragany czerwone nosy pijaków knajpianych dachy domów z zapałek i do jak zapałki rynien Lał się Dies Irae do rynien rozlewał po parkingach kostkach domina bruków z między nich przestały strzelać trawy wylały się fontanny śmiertelne pełne okropieństw i zemsty strzelały krwią nie wodą mieszały się z pyłem i deszczem czoła przygięte strachem nadpalone potylice jak lustra pajęczyną spękań poznaczone nie odbijały już blasku słońca Helios spuszczony ze smyczy zygał żarem na ziemię skowyt larum tumult rażonych w biegu płacz i wrzaski stosy ciał obłażonych obłym robactwem sterty ofiar archanioła bez kończyn Zerkał z tronu Dies Irae od niechcenia żonglował kończynami odciętymi zatrzaskiwanymi drzwiami nieba Przeżuwał leniwie łona wypluwając na dywan paznokcie
  7. Ciekawie ujęta konsumpcja. Brawo. Myślę, że "Zjadacze, żwacze, kłapacze" niestety umrą.
  8. Nie boję się spadania z chmur z firmamentów gwiazdookich serce pielgrzym na przystanku serce pławi się w luksusach Życie pryzmat z Polaroida pentagram dat wykaligrafowany startym na piach popiołem bo jutro wstanę ze mną poranek Jego wstanie zapukam do drzwi masywnych z przerdzewiałą na wiór śrubą z Judasza okiem powleczonym bielmem śmierci Jezusa Jutro przekroczę próg granice kosmosu jutro zostawię wczoraj na wycieraczce jak kurz Odłożę skrzydła wyprasowane złożone w kosteczkę na rogu łóżka
  9. Zostaw mnie w spokoju Panie Boże wiem kłamałem kradłem śliwki nadmuchałem żabę Ale Ty też przecież jesteśmy podobni Powiedz szczerze a zachowam to dla siebie Jesteś taki święty czy po prostu silniejszy? Zostaw mnie w spokoju Panie Boże pod łóżkiem leżę w strachu oczy nakryłem powiekami głowę poduszką a w niej stworzyłeś tyle roztoczy będę alergikiem Zostaw mnie w spokoju Panie Boże proszę, rozkazuję, na Ciebie się klnę Bo jak nie odpuścisz panie Boże kupię paletkę wielką jak stado koni I odbiję kule Armagedonu w niebo podziurawię płoty, spopielę kominy Ja Cię straszę? Ty zacząłeś pierwszy.
  10. Fuck the Ikar symbol niesłuchania tępej próżności kłamstw A niby symbol marzeń. Fuck the Ikar za te klasy duszne szarowłose lektorki pragnień za regułki o symbolach o symbolu ze zdechłego pierza i wosku Fuck the Ikar za marzenia o skały porozbijane jak On nawet w wodę nie trafił nieudacznik za marzenia rozpłaszczone codziennością jak Ikar- miazga pokruszony grawitacją
  11. To już koniec wyświetlił grudniowy nieboskłon ponury kontrast czarnych liter zasnuty niechceniem, pośpiechem wotywne świece gasną wiatr przestaje szeptać milknie woda nawet w klepsydrach jakoś cicho nagle głupia kura wstydzi się gdakać nie wliczam w to motyli one zwykle milczą, nieme, niemowy Koniec wszelkich początków koniec końców środków i wstępów koniec koniec litości, produkcji broni fantomowego bólu odciętych kończyn koniec radości kiedy koniec przybywa rydwanami płonącymi ludzie zaczną wrzeszczeć swoje słodkie tajemnice prozaiczne kłamstwa utajonych kochanków imiona zapachy wonne sumienia stają się wolni i czyści wierzą w drugą szansę wszyscy krzyczą to samo zakurzone tajemnice samozabliźniające się rany nagle zamiast błysków roztopionych żarem ciał na niebie ukazał się napis to nie koniec świata to zwyczajne zmazanie grzechów wymazanie win doskonalsza forma dla XXI wieku na czasie szybko ze znieczuleniem
×
×
  • Dodaj nową pozycję...