Leżę i śnię.
W przegniłym pokoju zmartwień i smutku,
Układam bukiet z papierowych kwiatów -
Zatknę go pomiędzy jawę a sen,
W oczekiwaniu na efekt.
Z rozdźwięku między brzękiem metalu...
A cichutkim śpiewem wieloryba,
Wydobywam siebie.
Kształtuję, porywam, dorysowuję...
Skrzydła na kształt kruczych -
Tak niepotrzebne martwym już, ptakom.
Udaję.
Dzisiaj włożę swoją dziesiątą twarz -
Niech widzą jak podczas pełni
Rozkwita - koroną dotykając świtu
Przenika kłamstwami sens.