Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Adam Wiśniowieski

Użytkownicy
  • Postów

    13
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Adam Wiśniowieski

  1. Nawet nie próbuje zakłócać ani podważać waszych wypowiedzi. Było by to mi nie na rękę, bo właśnie tak chciałem napisać jak wy to opisujecie. Czyli się udało i nie będę próbował dalej. W parze z poezją która jest szeroka jak stąd to mexyku ;)
  2. Wieczór, lecz jeszcze jasno bardzo Lipiec, kolorowe reklamy i wielkie miasto Samotny pan Słowacki nie dość stary Ale też z młodością dawno już pożegnany Wraca tramwajem i czeka cierpliwie Na mały pociąg rzecz jasna w budce koło torów Nagle spogląda przez ramie złośliwie I widzi dziewczynę po torach chodzącą Włosy ma złote i figurę dość prostą Matki wcale nie przypominała Więc z pampersami pod pachami dziwnie wyglądała Nadjeżdżał pociąg a ona dalej spacerowała Z tyłu światła a ona równowagę trzymała Już sekundy dzieliły ją od nieszczęścia Kiedy to pan Słowacki wziął ją w objęcia Spada ten biedak na rękę boleśnie Łamiąc i płacząc, nad tą sytuacją tak gniewnie Obraca się nagle szukając dziewczyny By ją opieprzyć, że to wszystko z jej winy Na ulicy rzecz cała ma miejsce Więc zamiast jasnowłosej piękności Ogląda światła auta-jeszcze jaśniejsze I spada na krawężnik znowu boleśnie Dziewczyna za to zachowuje się obojętnie I znika niespodziewanie z gracją i pięknie Mężczyzna z gipsem na ręce Myślał przez miesiąc jeszcze Czy tą kobietę sobie tylko wyobraził? Czy jego trudy i rękę szlak trafił? Po 6 miesiącach wybrał się razu pewnego Na zakupy do wielkiego centrum handlowego Chciał se kupić jakiś prezent Zrehabilitować sobie ten incydent Jego zdziwienia nie zdołam opisać Kiedy spojrzał, że za ladą Stoi ta sama dziewczyna gotowa zaraz zasypiać On z wrażenia oblewa się kawą Pan Słowacki z głupią miną Pani złota ze świąteczną długą nitką Zakochał się tym razem ten biedak samotny I ze szczęścia nie za bardzo wiedząc, co zrobić Udał się do przymierzalni gotów nawet lustro pobić A gdy tak się obcerował przed swoim odbiciem Spogląda spod kotary z wielkim serca biciem Patrzy w stronę kasy a dziewczyny tam już nie ma Myśli, że gdzieś mu specjalnie uciekła A Ona spokojnie poszła na schody ruchome By tam spacerując Słowackiemu odebrać mowę Bo chodziła znowu na granicy śmierci Chodziła leciutko po schodach poręczy Zamyka oczy i znowu otwiera Niezręcznie po sklepie się sponiewiera Powiedział w końcu: „Co będę stał tak jak głupek” I rzucił się za nią na męski ratunek Ona się daje uchwycić w ramiona Mocno zachwiana i lekko zdziwiona On za to spada jak istota anielska Z trzydziestu metrów na kawiarniane krzesła Krótko, lecz pięknie trwała ta lotu droga A stolik w pół się zgina, podobnie jak noga Dziewczyna już teraz na dobre gdzieś znikła A do leżącego Słowackiego podchodzi policja I pyta się poetycko myśląc, jaka będzie kara „Czy to Pan chciał pobić długość lotu Ikara?” Gniew go po sześciu miesiącach ogarnął podobny Gdy pokrył wszystkie wyrządzone szkody I tak zamiast w butiku zostawić pieniądze Zostawił w kawiarni na policyjnym koncie Po tym wszystkim był dość mocno załamany Czuł się fizycznie dość boleśnie połamany Niebezpiecznej dziewczyny już nie chciał spotykać Lecz serce mu miłość zaczęło wytykać Postanowił ją znaleźć popadając w tęsknotę Rzuciwszy wszystko dla tego celu, wpadł też w głupotę Zaglądał w mieście praktycznie wszędzie Gdzie mogły być pręty, wąskie chodniki i poręcze Biegał jak szaleniec na dworce schody i mosty By tam przypadkiem ujrzeć spacer spokojny Minęło pięć lat a on dalej szukał Przeklinał Przysłowie: „Do trzech razy sztuka” Uczucie miłości mu rozum zaćmiło A blond dziewczyny jak nie było tak nie było W końcu jego śledztwo czas umorzył Zdesperowany pan Słowacki szybko postanowił Że sam sobie pochodzi po barierce mostu Czuł się wtenczas jak wędlina podczas postu W żołądku burzę sam rozpętał że zaraz wpadnie do wody jeszcze nie wiedział Cudowny był to spacer, lecz mokro zakończony W zimnej wodzie czuł się już skończony Kiedy nagle za rękę go ktoś chwyta I wyciąga na brzeg Słowackiego, ciepła złotowłosa dziewczyna W tym spokojnym uścisku czuje się spełniony Mógłby w nim trwać całe życie nie wychodząc z wody Gdy już poszli się wysuszyć do wielkiego mieszkania Mocno serce zabrzmiało, gdy pani powiedziała wreszcie do pana: Widzisz Juliuszu jak to w życiu czasem bywa Przejeżdżasz przez nie jak szybka lokomotywa Błyskawicznie się kończysz Jak dziecko nagle zasypiasz A Ty jeszcze próbujesz w tym oka mgnieniu Zmieniać losy anioła, pogrążając się w cieniu Więc nie warto ratować, kogoś kto inny już uratował Ten sam co ten świat bajecznie pomalował I choć czujesz, że coś w sercu dręczy kuje On nawet miłością Twoją mądrze kieruje Więc zaufaj temu malarzowi Nie zaczynaj mu nic przyrzekać Bo wystarczy na końcową Chwile Chwilkę poczekać…
  3. No dziękuje bardzo Magdaleno. W ramach podziękowań, napiszę że nie jestem godzien nawet skomentować Twoich sympatycznych oraz pełnych poetyckiego wdzięku wierszy, o ile już tego nie zrobiłem :) Buziaki :):):))))
  4. Do czego Oni tak się cieszą? Do butelki z cieczą przezroczystej? A może to z powodu jej przestrzeni czystej? Ale jak można się śmiać do butelki pustej? Kiedyś się zastanawiałem Teraz sam się śmieje Do tej samej butelki Do której śmiali się moi starsi przyjaciele… Tylko rok na akcyzie się zmienia Tylko infatybilny kształt tej butelki Tylko teraz wąsy nam urosły Tylko biusty malowite, One mają większe Lecz na buzi dalej pozostaje śmieszne Te samo dziwne skrzywione i niespełnione zadowolenie Lecz z tej lśniącej butelki ulatnia się wiecznie Ten sam zapach, to samo powietrze…
  5. No tak pomyłka już dodałem "u" skasowałem "y" i jest wszystko ok. Interpretacja jest ponad wszystko do poezji nie pasująca :)
  6. Bardzo proszę do o koła ;)
  7. Wielkie miasto, ludzi wielu Dużo świateł mało tlenu Mnóstwo strachu do o koła Już od tego boli głowa Żagle tablic i bilbordów Rozpraszają tych przechodniów Ci odważni, w wiecznym pędzie Gonią za tym co nadejdzie Pan z walizką, buta wiąże Pani z wózkiem zaszła w ciążę Chłopiec biegnąc po kebaba Chcąc ominąć panią, trafia w pana Stoisz gdzieś próbując zniknąć I tej złości chcesz uniknąć Chcesz wyjechać gdzieś na stałe I marzenia spełnić małe Bezsens w bezsens jest ubrany Ty nie widzisz złotej bramy W tymże mieście tak ponurym W melancholii marnej bzdury Mówisz miasto srogie, miasto złe A to miasto wiele chce Podarować Ci malunki I uśmiechów pełne trunki I nie zrażaj się do niego Ono wznosi tylko w niebo Tańczyć Cię nauczy w parze Ja go skarcić nie odważę Nagle czujesz, że coś w brzuchu Ciągle lata dręczy kuje I tak myślisz już w bezruchu Że to miasto mnie czaruje…
  8. Wynoście się z mojego życia! Wy wszystkie skurwiałe demony Ślepe szatany poszukujące rozpaczy Wypierdalać jak najdalej od mojej duszy Dziwki zrozpaczonego idioty Jesteście celem ostateczności Wiatrakiem rechoczących głupców Wygnaniem nie umiejącym powstać Cierpieniem piękna Otępieniem miłości Zjawą czekającą wiecznie na zgon Pokaleczonymi gnojami bez wspaniałości Przeklinam was na waszego wybawiciela Przeklinam was na Boga rozpacze Przeklinam was na diabła dziedziców Przeklinam was na świata rodziców Wykrzyknę jeszcze głośno, wielce Preczcie wreszcie kuszyciele Przysięgam na moje naiwne serce JUŻ WAM NIGDY NIE ULEGNE!!!
  9. ŻYCIE dlaczego musisz być tak skomplikowane? Dlaczego się trzeba Ciebie nauczyć? Życie wcale Cię nie kocham! SZCZĘŚCIE dlaczego tak rzadko się trafiasz, W moim życiu swych palców nie maczasz? Szczęście wcale Cię nie żądam! MIŁOŚCI dlaczego musisz się wtrącać Do szczęścia życia nie namawiasz Miłości wcale Cię nie potrzebuje! Odchodzicie nagle trzy kochanki bolesne Moje tak wymarzone przez obcych zajęte Nie rancie mojej duszy już cierpiącej Modle się do was życie, szczęście miłości Abyście na wieki nie zaburzały mojej nicości Lecz... Życie jesteś upragnione Szczęście malujesz mi życie Miłości otulasz mnie szczęściem Bez was nie było by pióra i kartki Moje drogie trzy kochanki.
  10. Zanim gwiazdy znikły z nieba Ty gdzieś patrzysz i rozmyślasz Że dzieciństwa, dziś już nie masz Że dorosłość w drzwi twe puka Ty uparcie nie chcesz wpuszczać Lecz już sama weszła- nudna I usiadła tuż przy oknie Aby zrzucić grad tych wspomnień Jest uparta nie chce wyjść A Twój rozum krzyczy, byś Otworzyła album zdjęć I wróciła do tych miejsc Gdzie, kolorów cała gama I uśmiechów skrzynia cała Gdzie, zmartwienia są Ci obce A miłości wielkiej moce Ta dorosłość dalej siedzi i uśmiecha się łagodnie 6570- mówi prawie szeptem Bosko spokojnie Ty się patrzysz nie rozumiejąc Ona tylko macha mówiąc Tyle dni już byłaś z tamtą Dziecinadą jakże piękną Teraz będziesz tylko ze mną Wielką, długą i namiętną Ty wzdychając mówisz: Dobra W końcu musisz też być mądra I tak patrzysz dalej w górę Słońce weszło, wzięło chmurę Rozjaśniło się w pokoju Ktoś Cię nagle głośno woła, Budząc nie dając spokoju Słyszysz w dole: MAGDALENO masz już SZKOŁE…!!!
  11. Przepraszam państwa pomyliłem się to mój pierwszy wiersz na tym forum. W komentarzach oczekiwałem bardziej krytyki tej pozytywnej jak i tej negatywnej a nie tego czy trafiłem z kategorią czy też może to, że należy mi się kategoryczne wydaleni z działu zwanego "proza". Pozdrawiam wszystkich czytelników
  12. ŻYCIE dlaczego musisz być tak skomplikowane? Dlaczego się trzeba Ciebie nauczyć? Życie wcale Cię nie kocham! SZCZĘŚCIE dlaczego tak rzadko się trafiasz, W moim życiu swych palców nie maczasz? Szczęście wcale Cię nie żądam! MIŁOŚCI dlaczego musisz się wtrącać Do szczęścia życia nie namawiasz Miłości wcale Cię nie potrzebuje! Odchodzicie nagle trzy kochanki bolesne Moje tak wymarzone przez obcych zajęte Nie rancie mojej duszy już cierpiącej Modle się do was życie, szczęście miłości Abyście na wieki nie zaburzały mojej nicości Lecz... Życie jesteś upragnione Szczęście malujesz mi życie Miłości otulasz mnie szczęściem Bez was nie było by pióra i kartki Moje drogie trzy kochanki.
  13. Nie napotkam na swej drodze czegoś, czego będę żałował Nie odwrócę się nagle do mojej żony plecami Nie namaluje na ustach dziewczyny malinowego uśmiechu Nie odnajdę już więcej mojej zaginionej rzeczy Nie będę szukał więcej czegoś co do mnie nie należy Nie odnajdę tych prawdziwych oczu, nosa, włosów Nie zaślubię się z miłością Lecz podobnie będę czekał Lecz zaproszę ją gdy przyjdzie Lecz pokaże jej co umiem Lecz zakocham się po szyję W tej miłości tak fałszywej... zginę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...