Jej dłonie ślizgały się po wilgotnym murze. Palce biegły to ku górze, to ku dołowi zostawiając za sobą dobrze widoczny ślad. Jej długie włosy, skręcały się w loki od wilgoci wszechobecnej w powietrzu. Oblepiały jej twarz. Błękitne, na co dzień oczy, błądziły gdzieś nieobecne jakby szukały mar po nieboskłonie. Uciekała myślami od tego co się stało. Sukienka jaką miała na sobie była cała w strzępach. Jej resztki mokre od wody i krwi, kleiły się jej do ciała. Krew była dosłownie wszędzie - na dłoniach, nogach, ubraniu. Lepka maź wciąż spływała jej po nogach znacząc brunatnym śladem drogę jaką przebyła.
- małych ludzików było trzech, na na na na na , trzech małych ludzików na murze - obsesyjnie powtarzała tę zwrotkę. - małych ludzików było trzech , trzech małych ludzików na murze siedziało...
Gdzie była nie miała pojęcia, nie wiedziała co się stało i co się ma stać. Ostatnim wspomnieniem w jej głowie był odgłos karoserii uderzającej o coś. Huk giętej blachy, wyginającej się pod naporem uderzenia. Ten świst jaki wydaje metal trąc o metal, kiedy zmuszony do ustąpienia gnie się jak glina w rękach mistrza. Tak ten obraz wił się w jej głowie. Wciąż widziała te snopy świateł wirujące w około. By zagłuszyć go przywoływała słowa piosenki.
- małych ludzików było trzech, na na na na na , trzech małych ludzików na murze - i głucha cisza narastała wraz z tym jak przerywała, a myśli zaczynały biec lotem błyskawicy. Tak więc ciągnęła dalej - małych ludzików było trzech , trzech małych ludzików na murze siedziało...
I znowu zapadała cisza, głucha cisza. " gdzie jest? co się dzieje? kim jest?"
Jej dłoń złapała się pnia drzewa. Starała się usilnie wesprzeć na nim, jednakże nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Osunęła się na kolana, zdzierając skórę na przedramieniach. Targnęły nią gwałtowne konwulsje.
- małych ludzików było trzech, na na na na na , trzech małych ludzików na murze; małych ludzików trzech , trzech małych ludzików na murze siedziało...
Stanął przed nią jak żywy. Niemożliwe, to jest niemożliwe. Chciała dotknąć jego twarzy, ale ta była nieruchoma jak maska. Nie drgnął żaden nerw, jego oczy były nieobecne, zaszły mgłą. Stał nieruchomo jakby jej nie zauważał, mała kropla spłynęła jej po policzku.
-D L A C Z E G O !!!!!!!!! - krzyczała
- dlaczego ??? - jej szept odbił się głuchym echem w przestrzeni.
- majaki odejdźcie. Nie ma nic, jest tylko ciemność i zimno.
- małych ludzików było trzech, na na na na na , trzech małych ludzików na murze; małych ludzików trzech , trzech małych ludzików na murze siedziało...
- małych ludzików było trzech, na na na na na , trzech małych ludzików na murze; małych ludzików trzech , trzech małych ludzików na murze siedziało...
- małych ludzików było trzech, na na na na na , trzech małych ludzików na murze; małych ludzików trzech , trzech małych ludzików na murze siedziało...
Z ciemności wyłoniła się jednak postać. Powoli zbliżała się ku konającej kobiecie. Przywiódł ją zapach krwi. Nęcący, wszechobecny zapach śmierci. Podszedł bliżej, coraz bliżej wpół nagie kobiece ciało potęgowało jeszcze zmysłowość chwili. Krew, krew, krew to najukochańszy nektar. Istna ambrozja. Przesunął opuszkami po jej szyi. Oblizał zachłannie palce. Smakowała nieziemsko, aż mruknął zsuwając dłonie niżej po jej ciele. Ochhhhhhh... złowroga mieszanka krwi i podniecenia pulsowała w tętnicach.
- dam Ci nowe życie moja droga, nowe życie. Taki kaprys starego krwiopijcy. - mruknął zatapiając kły w jej szyi.
- "Yhmmmmmmmmmmmm, jaka słodycz" - Takiej krwi dawno nie miał okazji smakować.
- Ale będziemy się dobrze bawić - roześmiał się szyderczo - to znaczy ja będę, ze swoją nową zabawką, takim miłym urozmaiceniem tego mojego nudnego wiecznego życia.
Jego dłonie mocniej chwyciły kobiece krągłości, jakby chcąc sprawdzić na ile będzie się nadawać do rysującego się w głowie planu. Palce już przesuwały się po udzie w górę unosząc mokre fałdy sukienki. Aż zesztywniał, skóra kobiety pomimo całej sytuacji była niesamowicie gładka i delikatna. A pod opiętym mokrym materiałem sukienki piersi wyglądały intrygująco.
- Mrauuuuuuuu - zawył w sobie - ale będzie miło.
Jednym ruchem rozciął kłem skórę na nadgarstku i pozwolił by krople jego krwi zabłysły na ustach kobiety. Druga jego dłoń wplatała się już w jej mokre włosy. Uniósł jej głowę ku górze. Blond pomieszany z ludzką krwią cóż mogłoby być piękniejszego dla wampirzych oczu. Wyszczerzył kły w szyderczym uśmiechu i złożył krwawy pocałunek na jej ustach.
- będzie niezła zabawa, laleczko.
Te kilka kropel wystarczyło by podtrzymać ja przy życiu, ale zdecydowanie zbyt mało by dokonać pełnej przemiany. Czas biegł jakoś nieubłaganie szybko i słychać już było w oddali ludzkie głosy. Usiłowali pewnie dowiedzieć się co się stało. Ślady krwi niechybnie doprowadziłyby ich do tego miejsca. A problemy nie były mu potrzebne. Oddalił się więc jak najszybciej zabierając kobietę ze sobą.
Obudziła się gdy słońce było już wysoko. Bolał ją każdy milimetr ciała. Zimna i twarda podłoga, na której leżała powodowała tylko dodatkowe cierpienie. Jak wystraszone zwierzę uciekła w najdalszą i najciemniejszą cześć dziedzińca. Skuliła się usiłując wcisnąć się w kąt. Nie pamiętała nic, na dobrą sprawę nie wiedziała nawet kim jest. Wrzały w niej wszystkie zmysły, a instynkty podpowiadały paniczny strach. Całe ciało buntowało się, a umysł podsuwał straszne wizje w obawie przed sytuacją. Nerwowo rozglądała się dookoła, usiłując jak najwięcej dowiedzieć się o otoczeniu. Kamienna podłoga pokrywała cały dzieciniec. Na szczęście arkady dawały jej schronienie. Zaczęła poruszać się jak w transie, kołysząc się jak autystyczne dziecko, a jej usta wciąż jak mantrę powtarzały:
- małych ludzików było trzech, na na na na na , trzech małych ludzików na murze; małych ludzików trzech , trzech małych ludzików na murze siedziało...
- małych ludzików było trzech, na na na na na , trzech małych ludzików na murze; małych ludzików trzech , trzech małych ludzików na murze siedziało...
- małych ludzików było trzech, na na na na na , trzech małych ludzików na murze; małych ludzików trzech , trzech małych ludzików na murze siedziało...
Policzki jeszcze piekły od razów jakie przyjęły. Dłonie ociekały krwią, a ślady na jej ciele dokładnie obrazowały to co przeżyła ostatniej nocy - taniec wampirzych zabaw. Łzy bólu spływały wciąż po twarzy. Wspomnienia nocy jakie pojawiały się w głowie powodowały narastającą nerwowość i chaotyczność ruchów. Za każdym cieniem kryła się dla niej kolejna fala cierpienia. Każdy szelest podrywał ciało by skryć najbardziej narażone na ból miejsca. Była niczym zwierzę dręczone w klatce, jej umysł bowiem już dawno uciekł w najdalsze zakamarki świadomości. Takich cierpień nikt nie byłby w stanie znieść. Wampiry w specyficzny sposób zapewniają sobie zabawę i podnietę. Tak to była najlepsza z rozrywek preferowanych przez ten gatunek, doprowadzić na skraj obłędu i śmierci. To właśnie ten strach połączony z krwią rozpalał do szaleństwa zmysły wampirze. Działał na nie niczym feromon. To co usłyszała ostatniej nocy spowodowało w niej prawdziwy obłęd , bo śmierci pragnęła już od dawna. W takich orgiach miały zacząć uczestniczyć jeszcze inne wampiry. On jeden ze swoją nieziemską siłą powodował tyle bólu, bił, upokarzał, gwałcił. Robił rzeczy tak okrutne jakich nie wymyśliłby żaden najbardziej nawet skrzywiony ludzki psychopata. Mityczny Hrabia Drakula nie powstydziłby się czynów członka swojej rasy, a Krwawa Hrabina Batory była przy nim niczym grzeczna i dobrze ułożona dziewczynka. Tortury zaczynały się codziennie z nastaniem wieczora kiedy słońce chowało się za nieboskłon, a ziemię okrywał mrok. Mrok w którym łatwo było ukryć niezliczone tajemnice. A kończyły wraz z pierwszymi symptomami nadejścia świtu, kiedy to pojawianie się pierwszych promieni słońca zwiastowało porę odpoczynku dla wampirzego rodu. Robił ze nią tak rozmyślne rzeczy. Zakuwał ręce na plecach,a w usta wciskał pałkę elektryczną. Związywał ręce ofiary z tyłu, przez pęta przewiązywał linę, która przeciągnięta była przez przymocowany do sufitu hak. Często do stóp przymocowywane miała ciężary, jako dodatkowe obciążenie. Gdy jej kat pociągnął wolny koniec liny, ręce jej zaczynały wyginać się w stronę pleców. Czynił to powoli, co potęgowało ból. Po pewnym czasie, coraz mocniejszego podciągania, kości wyskakiwały ze stawów, czasem nawet pękały i zostawały zerwane ścięgna. Wtedy ręce znajdowały się równolegle do głowy. W razie omdlenia podawał jej lekarstwa trzeźwiące lub po prostu polewał lodowatą wodą. Pomiędzy nogi wkładał drewniane kloce i kazał godzinami klęczeć. Przez cały czas otrzymywała też niezliczoną ilość razów i kopniaków. Nie mówiąc już o tym że często przy tym gwałcił. Nadeszły najmroźniejsze miesiące kalendarza, i tu znalazł nową rozrywkę. Kazał jej rozebrać się do naga i polewał wodą z wiader, dopóki nie traciła przytomności. Dla zabawy robił taką kąpiel codziennie tuż po zachodzie słońca. Bił przy tym cienkimi bambusowymi prętami. Po pewnym czasie jej skóra wyglądała jak zdechła kura, to znaczy zupełnie niebieską z takimi białymi plamami. Kiedy od tej lodowatej wody uginały się już pod nią nogi, prowadził przed rozgrzane do czerwoności palenisko. Wydawało się jej, że trwa to w nieskończoność. Nie mówiąc już o tym jak odbijał się na niej brak pożywienia. Co rano znajdowała dwa kubki czarnej herbaty i jakieś resztki. Mało nie oszalała ze szczęścia, gdy znalazła w misce ziarno fasoli”. Powoli tortury zaczęły być dla niej codziennością, jak dla normalnego człowieka niechciana, ciężka praca. Ból nie robił już wrażenia, były dni kiedy nawet nie czuła nic. Podobno do wszystkiego można przywyknąć, czy do tego również?
Usnęła już na swoim posłaniu jak zwykle po codzienności nocnych zdarzeń. Kiedy poderwało ją trzaśniecie drzwi. Jej wampiryczny władca chcąc wciąż utrzymywać ją przy życiu, co jakiś czas podawał jej swoją krew. Rany goiły się wtedy błyskawicznie, a zmysły wyostrzały niebotycznie. Tak i teraz podał jej otwartą ranę, z której leciała pąsowa ciecz. Rzuciła się do wyciągniętej dłoni z szybkością polującego geparda. Przywierając ustami do jej powierzchni, łapczywie zaczęła spijać cieknącą krew. Zamknął oczy wyciągając się na fotelu. Mocno uchwyciła się ręki, czując jak krew zaczyna szybciej krążyć w jej żyłach. Zachłannie raczyła się darem swego Pana.
Spie.... suko – oderwał ją mocno za włosy od swojego rozciętego nadgarstka. Siła wampirzego uderzenia odrzuciła ją pod ścianę pokoju.
Myślisz, że całą krew Ci oddam !!! - wrzasnął, uderzając przy tym w twarz. Skuliła się czekając na kopniaka, który szybko nadszedł. Nie myliła się, znała jego odruchy doskonale.
„ uuuuuuuuuuu...” zawyła, uciekając w kąt pokoju.
tak wiesz gdzie Twoje miejsce- wyszczerzył kły.
Nie będzie mnie jakiś czas będziesz czekać na Pana, mam nadzieję, że nie zanudzisz się beze mnie – powiedział podchodząc bliżej, już rozpinał spodnie by ulżyć swojej chuci.