Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Marcin Sońko

Użytkownicy
  • Postów

    36
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Marcin Sońko

  1. Zgasło światło przy żarówce, Pomknęło ku obłokom, Zaświeciło przy gwiazdeczce Wypłowiałym lokom. Loki szare przeszły obok, Nie widział światła każdy, Usłyszały tylko ptasi szum, W oddali mknęły gwiazdy. Ujrzało za to wśród obłoków Pędzący pyłek z mgieł Księżyca Światło ciche i błysnęło, I zamgliło przy nim lica.
  2. Nie minęło jeszcze:)
  3. Właściwie to takie spojrzenie na siebie i na pustkę w kontekście minionego dzieciństwa:)
  4. Pokój mój ukochany, Łóżko, stół, cztery ściany, Ręka, nóż, ze dwie rany, Wiersz, książka, cieknące krany. Buty moje ukochane, Przy nodze, za kolanem, Raz po raz przedsięstawiane, Sznurówki niewiązane. Żołnierze moi ukochani, Z plastiku, tacy mali, Dzielni, groźni, wytrwali, Głowy im oderwali.
  5. Kiedy byłem dzieckiem beztroskim i jasnym, Przychodziłem pod dom Twój, dom muzyki, Zbierać dorodne kasztany, co rosły przy płocie I patrzyć się w melancholijne Słońce i mglistą dolinę, Widoczną z drogi przed bramą melodii nieziemskiej. Nie usłyszałem nigdy ani jednej nuty z Twojego ogrodu Ani tonu czystego, uciszającego wezbrane fale młodości, Nie znałem rwących potoków żałobnej księżycowej sonaty Na śmierć przyjaciela. Tyś jest, Tyś jest sam, mistrzu, który znasz drogi po niebie I nie zbieram już kasztanów pod Twoim ogrodem, Niegodzien jestem piękna Twojej pieśni, Ja, głuchy słuchacz muzyki z nieskończonej otchłani.
  6. Johnie ty jeden czułeś oczami poety kroczyłeś drogą wśród ciemnych lasów gdzie o północy wątłe przenika światło księżyca tam słyszałeś w głuchych mrokach śpiew wątły i cichy i słaby i wielki gdy wśród szeleszczących liści tęskną zaśpiewał słowik nutę i zamilkł i tyś zamilkł Johnie i tyś zamilkł i nocą nie słychać twego śpiewu
  7. Boże daj mi siłę na jeden moment zapomnienia żebym nie krzywdził każdym słowem nie sprawiał bólu każdym gestem nie niszczył z każdą chwilą Boże daj mi siłę na jeden moment samotności żebym potrafił żyć bez strachu żebym potrafił żyć jak człowiek żebym zostawał w domu na noc i nie widział Boże daj mi siłę na jeden moment wielkiego bluźnierstwa na jedną chwilę zerwania więzów na jedną chwilę wielkiej mocy na jedną chwilę takiej siły żeby po szczycie chwały odejść cicho
  8. Szanuję krytykę i komentarze i dzięki za nią:), ale miał być pogmatwany i jest pogmatwany, w "domowym" warsztacie był parę dni i jedną z ostatnich poprawek było usunięcie interpunkcji, co zrobiłem właśnie po to, żeby nie czytało się tak łatwo. Pozdrawiam:)
  9. Dziecko otwiera usta do krzyku Już świta za oknem mglisty poranek I rozlega się przeraźliwy Ludzie powoli budzą się i zaczynają Rozdzierający jaźń Snuć się po szarych wciąż ulicach Targający myśli Błądzą w pomroku ku przystani Szarpiący duszę Wciąż senni docierają do celów Rozszczepiający jestestwo Dziecko otwiera usta do krzyku Już świta za oknem mglisty poranek I rozlega się przeraźliwy Ludzie powoli budzą się i zaczynają Rozdzierający jaźń Snuć się po szarych wciąż ulicach Targający myśli Błądzą w pomroku ku przystani Szarpiący duszę Wciąż senni docierają do celów Rozszczepiający jestestwo I zasypiają znowu Reszta niech będzie milczeniem
  10. W jesiennym deszczu gromy niebios, Rozpacz szaloną przyrody i taneczne opętanie, Zwierciadło człowieka i uśmiech zbyt krótki, W zimowej bieli świat uśpiony, sen długi, Noc ciemną, szaleństwo wichury i ciepły ogień I twarde piękno górskich szczytów, W wiosennym kwitnieniu radość czystą, Gorzkie melodie o nieznanym świcie, Pastelową jałowość świata człowieka, W letnim mirażu pełnię Księżyca i światło południa, Powietrze płonące i burze namiętne i ciemne, I uciekające światło odpływającego okrętu.
  11. Mój Wergili Mój Wergili, mój szalony, Czemuś spojrzał w tamte strony, Kto Cię wiódł po ciemnej grani, Że Cię zawiódł do otchłani? Mój Wergili, mój skrzydlaty, Jakie żeś Ty odkrył światy, Ileż żeś przekroczył granic, A i tak to wszystko na nic. Mój Wergili, mój stracony, Gdzie żeś zasnął utulony, Czy w tej ciemnej ziemi leżysz, Skąd żeś przywiódł swych rycerzy? Mój Wergili, mój bezczelny, Taki z Ciebie sługa mierny, Kto się Tobie kazał kajać, Żeś swe dzieło kazał spalić? Mój Wergili, przyjacielu, Choć żeś miał przyjaciół wielu, Czemuś poszedł tam do piekieł I nie wrócił, jak wiek wiekiem?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...