Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

JacaM

Użytkownicy
  • Postów

    430
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Odpowiedzi opublikowane przez JacaM

  1. tracę dziś to  

    co mogę stracić bezkarnie

    jak stronę

    dopowiadam przestrzeń

    chwytam znaczenia

     

    pusty ekran

    czerń głębsza od czerwieni

    stygnie

    słowa są takie bezbarwne

    podpalę dach

    rozświetli się bezruch

     

    wiem że wierzycie

    ale to przyjdzie i do was

    - znowu

  2. nie chcę już walczyć ze sobą

    pomóż mi

    boje się twojej pomocy

    o nic nie poproszę

    uciekam przed odbiciem

    coraz bardziej w siebie

     

    znowu będę skurwysynem

    dobre wychowanie mnie zabija

    zimno jest takie piękne

    to są tylko obrazy

    migawki  znikąd

     

    chodź opowiem ci bajeczkę

    niebo coraz bliżej

    wisi na końcu liny

    przykryj je zanim zsinieje

     

    cisza jest taka słodka

    cisza jest taka gorzka

    śmieci to tylko śmieci

    i nie ma  żadnej arki

  3. martwe języki mówią najpełniej

    o każdej spalonej prawdzie

    albo dziecięcych zabawkach

     

    beneficjenci cudzej manny

    ostrzą włócznie płotów

    gdy ikony leżą odwrócone

     

    transatlantyk jak weselny tort

    mnoży poziomy w pionie

    wieżą babel dla bogatszych

     

    do czego to porównamy

    bo musimy zmusić

    każdy dzień do jednej nocy

     

    marzy mi się las wielki i dziki

    będę sadził drzewa

    zanim uschną modlitwy 

  4. okno po prostu jest

    jak ostatni szczebel

    komunikator z niczym

    naprzeciwko okna są drzwi

    między klamkami niepewność

    ręce z gumy wiążą obie

     

    opowiedz mi bajkę mamo

    ale ciebie już nie ma

    musiałaś przecież być

     

    kręte schody szczęściem

    w górę i w dół jakkolwiek

  5. obudzić się we śnie
    z jawą pod powiekami
    jak piaskiem w oczach
    ostatnim oddechem
    całując śmierć na śmierć
    zmartwychwstały
    odtwarzanym głosem

    przestrzeń ściśnięta dębiną
    pozbawiona czasu
    jest absolutnie niezmierna


  6. nie chcę już gadać
    dźwięk słów mnie męczy
    wszystkie moje muzy
    są jak wrzód na dupie

    macie rację dziwki i kochanki
    czas przeszły dokonany
    wspomnienia mieszają w muszli
    szykiem każdego z wierszy

    śmieję się z siebie przecież
    nie z was broń boże
    wróble pod czaszką świergoczą
    nie kocham bo nie piję
  7. przenoszę kamerton
    wszystkich oddechów
    sycę powietrze ciszą
    napiętą jak cięciwa

    wściekłość ze strachem
    bratają się w uścisku
    zimnem krusząc skały
    złaknieni bohaterstwa
    podnoszą kamienie
    by ukryć wątpliwości
    w chmurze odłamków

    choć jeszcze jej nie widać
    czerwona mgła czeka
    za złudnym zakrętem
    a słońce i tak świeci
    poprzez wszystkie cienie
    dla żywych i martwych

  8. z willi po bohaterze wypełzł karaluch
    i chce być sędzią ostatecznym
    drabinką próbuje przeskoczyć historię
    śmiały dzisiaj gdy odwaga tania
    grzebiąc w grobach buduje
    wspólnotę robactwa

    pożegna go trzask chityny
    pod butem zmiany która
    wtedy stanie się dobra

  9. to są gwiazdy tak czy inaczej
    wracają odbite od skutych kałuż
    w połowie drogi światło z refleksem
    spotyka się jak wyobrażenie boga
    z istotą źródła w oczach ludzi

    grają jeszcze wodospady
    zamarzającymi kroplami
    na napiętych powiekach
    przez wystygłe kominy
    pustka wdziera się w chmury

    sadza czerni śnieg proroctwem
    zamknięte oczy widzą gwiazdy
    zakrzywione pryzmatem plejad
    lód na rzęsach zespala światło
    w niewidomą nadwzroczność

    ze świstem bata odejdą
    wierzący w równość wędrowcy
    strona knuta wybierze role
    spełniane przez pielgrzymów
    bezgwiezdnie zerwanymi powiekami

  10. kukiełki z koszmaru szyją święto
    tradycja zespala łańcuchem
    owce w bezwolnym korowodzie
    przewodnik przywołuje gwiazdy
    kolędą na dziecięcym bębenku

    wataha idzie najwyższą granią
    związana tylko wspólnotą
    w zupełnej ciszy ślepiami odbija
    światło ostatniej gwiazdy
    wszystkie imiona boga

    krew ograniczona skórą
    czeka aż grzechy wypłyną
    brudną falą pielgrzymów
    utoczona z żył zmyje wszelkie
    jak jeden ukryte w duszach

    bez słów wilczym śladem
    pójdą tylko wykluczeni
    niosąc swoją samotność
    jak pochodnie zapalone
    od stosów straconej nadziei

  11. światy zapisane statystyką ciał
    skrwawione zapomnieniem
    ukryte przed wzrokiem kamer
    zbyt ciężkie dla altruistów
    niedostępne współczuciu
    gęstym strachem śmierdzą
    w gorącym powietrzu

    prorocy anonsują bliskość
    zaduch sączy się pod progiem
    w kalekie dusze satrapów
    nie martwcie się lalkarze
    gdy ruszy lawina będziecie
    mogli bawić się zwłokami
    bez wykopywania z grobów

    inwokacja bębnów jak
    modlitwa na przekór wyznaniom
    mieszając w tyglu sprzeczności
    zrówna sporem o imię boga
    wszystkich anonimowych

    stamtąd tu tak daleko
    jak wskazówkom zegarów
    do poczucia straty
    oni nie muszą przyjść
    są w nas nieodwołalnie

  12. rytm wybijany nadmiarem światła
    na werblach źrenic napiętych powiekami
    słyszy ciemność jak obraz ciszy
    błogosławieni ślepcy o sokolim wzroku
    gubią istotę sensu w przesycie wizji
    wolni od szczegółów lecą w dół
    nie rozróżniając poziomu od pionu

    na obcym krzyżu zawisłe złudzenia
    zacierają granice objawień
    tak bardzo wszystkim wspólnych
    jak odmiennych dla każdego
    gdy z jednej kalki tysiące westchnień
    z wyrytym metrum na rewersie oczu

    bezkres pytań w jednej odpowiedzi
    gdy niewiedza jest oczywistą prawdą
    której szukanie zajmuje wszechświat
    choć wspólnie znana od urodzenia

  13. coś nad nami zawisło
    tak znajome jak zapomniane
    na skrzyżowaniach nerwów
    przeczucia plotą węzły
    krzyk wzbiera kamieniem
    pewnie wybuchnie za późno
    by ostrzec nas przed sobą

    zaplątani w milionach dróg
    szukaniem budujemy nowe
    oplatamy słowami przepaście
    mimo że nici nie uniosą kroków
    ze złudzeń stawiamy domy
    zastępując wnętrza murami
    muzyka z łupiny orzecha
    nie uwolni nikogo
    przed ziemią cmentarzy

    pięść świata zaciśnięta
    choć nas więcej i więcej
    to coraz mniej w sobie
    najgęstszy las z miliona pni
    jak jedno drzewo liśćmi igieł
    tnie do kości każdy pęd
    szukający własnego skrawka
    - słońca

    do pojedynczości daleko
    im bardziej jej pragniemy
    tym więcej się boimy
    stanąć samemu naprzeciw
    jakby był jakikolwiek
    - wybór

  14. jestem gotowy choć nie wiem na co
    wychowany w kulcie krzyży
    czekam na dżihad albo karuzelę
    kołysankę zaśpiewa anioł z iblisem
    jak duet psa z suką
    w miastach mieszają się strumienie
    marzę o końskim grzbiecie
    i wolności we włosach dawnej dziewczyny

    przy głównej ulicy starego miasta
    grzechoczą paciorki i korale
    na bębnach grają weterani bez rąk
    śmietniki miłosiernie wypluwają
    nadmiar żarcia na papierowe talerze
    obraz cywilizacji wyprasza z przedmieść
    wszystkich którym się wydaje
    że złapali pana boga za nogi

    nie martw się kochana
    pijacy różnią się od siebie
    jak pracownicy korporacji
    tylko czuć ich trochę inaczej
    jedni i drudzy wspominają
    nigdy nie widziane szklane góry
    ciemność najpiękniej łudzi
    wszystkimi kolorami w domyśle

    muszę nazwać sam siebie
    inaczej nie odpowiem kim jestem
    a księżyc zabierze wszystkie nici
    i zagubię się ostatecznie w każdej przestrzeni
    tylko jak nazwać nikogo
    uszytego przez niespełnione szanse
    ostatnim oddechem namaluję arcydzieło
    jeżeli nie puszczą zwieracze

  15. nie ma już dotyków
    zamienione w wodę spłynęły
    po skórze poza pamięć i ciepło
    przelotnie słonym śladem

    nieciągłość zabiera pozory
    wnika przez wolne punkty
    uwiązane do strumienia
    a to ledwie mgnienia lub piasek
    przesypują się przez deszcz

  16. wiatr zaciera deszczem obraz potrzeb
    jak stracona kochanka miesza krople na twarzy
    pod zaciśnięte powieki wciska zbyte wizje
    zanim rozwieje prochy rozpali krew do popiołu

    bezimienny morderca stoi u drzwi
    czeka aż zgaśnie przedostatnia lampa
    w resztkach światła wypluje z siebie śmierć
    albo poczęcie nawiedzonych obrońców
    prosto pod kołdrę naciągniętą na głowę

    szczęście w nieszczęściu innych
    rozrywa na strzępy wahanie
    bez znaczenia kamienne tablice
    pięści nie czytają znaków

  17. ref:
    ona ma wysokie obcasy i za krótką spódniczkę
    a ja jestem całkowicie pijany
    pewnie dla tego tak jej się podobam
    łaskocz moją pychę dziewczyno
    mój portfel to udźwignie
    tylko nie mów mi jak masz na imię

    mojej żony nie obchodzi dlaczego pije
    córka nie wie że sypiam z jej koleżankami
    żałosny stary satyr na równi pochyłej
    chcę uciec od siebie w siebie
    do takiego jakim kiedyś byłem

    ref:


    jak każdy bydlak bez skrupułów
    na słabszych wyżywam się z lubością
    jestem wielkim dyrektorem zupełnie od niczego
    oddaję głos w wyborach i płacę podatki
    nie słucham już Motorhead
    choć wódę ciągnę nie gorzej od Lemiego

    ref:


    wszystkie prawdy wyparowały z mojej głowy
    sprzedaję zbędne rzeczy tym których na nie nie-stać
    nie wiem czy jeszcze kiedyś zrobię coś dobrego
    tyle że ci wyżej są gorsi ode mnie
    ścieżka kariery jasna wszystko mam przede sobą
    w każdy piątek do dna w niebo i piekło

    ref:


    jeżeli święty Piotr wpuszcza najlepszych kuglarzy
    to mam raj gwarantowany potrafię sprzedać wszystko
    zawały i wylewy oczyszczają świat z takich jak ja
    i nawet chciałbym do piekła
    ale nikt mnie tam nie zaprosi bo pewnie grzeszę kiepsko
    oryginalny jak jeleń na rykowisku

  18. to tylko złoty cielec
    nic nadzwyczajnego
    namiastka ofiary odlana
    z najmniej użytecznego metalu
    można nim płacić za brąz
    a głowy spadną tak czy inaczej

    pustynia wywyższa sól potu
    gdy ta wyrywana ziemi
    cenniejsza była od złota
    jakby nie patrzeć pot tańszy od krwi
    choć bat przelewa jedno i drugie
    nie tylko tym którzy kochają pokutę

    drogi brukowane różnymi imionami
    nadają trwaniu pozory sensu
    choć wiemy wszyscy podskórnie
    nie nazywając niczego
    że można się obyć bez sztandarów
    choćby po to by być będąc bezruchu

    ten zagubiony na pustyni zabity przez pragnienie
    oddał bogu więcej
    od tych co odlali prośbę z zawartości kieszeni
    a morze czerwone pochłonęło
    goniących za czymś nie wartym pościgu
    gdy ziemia obiecana jest potrzebą o szukania

×
×
  • Dodaj nową pozycję...