JacaM
-
Postów
430 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Odpowiedzi opublikowane przez JacaM
-
-
ukrzyżowana propaganda
jest pogardą dla gwoździ
ptaki latają wyżej od śliny
stary świat nowy świat
czy wiesz że cisza nie kłamie
zwiastun
nie musi niczego nazywać
wszystkie sentencje ubrane w słowa
są martwe
0 -
nie chcę już walczyć ze sobą
pomóż mi
boje się twojej pomocy
o nic nie poproszę
uciekam przed odbiciem
coraz bardziej w siebie
znowu będę skurwysynem
dobre wychowanie mnie zabija
zimno jest takie piękne
to są tylko obrazy
migawki znikąd
chodź opowiem ci bajeczkę
niebo coraz bliżej
wisi na końcu liny
przykryj je zanim zsinieje
cisza jest taka słodka
cisza jest taka gorzka
śmieci to tylko śmieci
i nie ma żadnej arki
0 -
martwe języki mówią najpełniej
o każdej spalonej prawdzie
albo dziecięcych zabawkach
beneficjenci cudzej manny
ostrzą włócznie płotów
gdy ikony leżą odwrócone
transatlantyk jak weselny tort
mnoży poziomy w pionie
wieżą babel dla bogatszych
do czego to porównamy
bo musimy zmusić
każdy dzień do jednej nocy
marzy mi się las wielki i dziki
będę sadził drzewa
zanim uschną modlitwy
3 -
jesteśmy jak uchylone drzwi na arce
pod pokładem dla wszystkich
obok worków do topienia kociąt
leżą atłasowe poduszki
a może strony najważniejszej księgi
które gniją na mokrych deskach
3 -
okno po prostu jest
jak ostatni szczebel
komunikator z niczym
naprzeciwko okna są drzwi
między klamkami niepewność
ręce z gumy wiążą obie
opowiedz mi bajkę mamo
ale ciebie już nie ma
musiałaś przecież być
kręte schody szczęściem
w górę i w dół jakkolwiek
3 -
obudzić się we śnie
z jawą pod powiekami
jak piaskiem w oczach
ostatnim oddechem
całując śmierć na śmierć
zmartwychwstały
odtwarzanym głosem
przestrzeń ściśnięta dębiną
pozbawiona czasu
jest absolutnie niezmierna0 -
nie chcę już gadać
dźwięk słów mnie męczy
wszystkie moje muzy
są jak wrzód na dupie
macie rację dziwki i kochanki
czas przeszły dokonany
wspomnienia mieszają w muszli
szykiem każdego z wierszy
śmieję się z siebie przecież
nie z was broń boże
wróble pod czaszką świergoczą
nie kocham bo nie piję
0 -
przenoszę kamerton
wszystkich oddechów
sycę powietrze ciszą
napiętą jak cięciwa
wściekłość ze strachem
bratają się w uścisku
zimnem krusząc skały
złaknieni bohaterstwa
podnoszą kamienie
by ukryć wątpliwości
w chmurze odłamków
choć jeszcze jej nie widać
czerwona mgła czeka
za złudnym zakrętem
a słońce i tak świeci
poprzez wszystkie cienie
dla żywych i martwych0 -
z willi po bohaterze wypełzł karaluch
i chce być sędzią ostatecznym
drabinką próbuje przeskoczyć historię
śmiały dzisiaj gdy odwaga tania
grzebiąc w grobach buduje
wspólnotę robactwa
pożegna go trzask chityny
pod butem zmiany która
wtedy stanie się dobra0 -
to są gwiazdy tak czy inaczej
wracają odbite od skutych kałuż
w połowie drogi światło z refleksem
spotyka się jak wyobrażenie boga
z istotą źródła w oczach ludzi
grają jeszcze wodospady
zamarzającymi kroplami
na napiętych powiekach
przez wystygłe kominy
pustka wdziera się w chmury
sadza czerni śnieg proroctwem
zamknięte oczy widzą gwiazdy
zakrzywione pryzmatem plejad
lód na rzęsach zespala światło
w niewidomą nadwzroczność
ze świstem bata odejdą
wierzący w równość wędrowcy
strona knuta wybierze role
spełniane przez pielgrzymów
bezgwiezdnie zerwanymi powiekami0 -
kukiełki z koszmaru szyją święto
tradycja zespala łańcuchem
owce w bezwolnym korowodzie
przewodnik przywołuje gwiazdy
kolędą na dziecięcym bębenku
wataha idzie najwyższą granią
związana tylko wspólnotą
w zupełnej ciszy ślepiami odbija
światło ostatniej gwiazdy
wszystkie imiona boga
krew ograniczona skórą
czeka aż grzechy wypłyną
brudną falą pielgrzymów
utoczona z żył zmyje wszelkie
jak jeden ukryte w duszach
bez słów wilczym śladem
pójdą tylko wykluczeni
niosąc swoją samotność
jak pochodnie zapalone
od stosów straconej nadziei1 -
światy zapisane statystyką ciał
skrwawione zapomnieniem
ukryte przed wzrokiem kamer
zbyt ciężkie dla altruistów
niedostępne współczuciu
gęstym strachem śmierdzą
w gorącym powietrzu
prorocy anonsują bliskość
zaduch sączy się pod progiem
w kalekie dusze satrapów
nie martwcie się lalkarze
gdy ruszy lawina będziecie
mogli bawić się zwłokami
bez wykopywania z grobów
inwokacja bębnów jak
modlitwa na przekór wyznaniom
mieszając w tyglu sprzeczności
zrówna sporem o imię boga
wszystkich anonimowych
stamtąd tu tak daleko
jak wskazówkom zegarów
do poczucia straty
oni nie muszą przyjść
są w nas nieodwołalnie0 -
rytm wybijany nadmiarem światła
na werblach źrenic napiętych powiekami
słyszy ciemność jak obraz ciszy
błogosławieni ślepcy o sokolim wzroku
gubią istotę sensu w przesycie wizji
wolni od szczegółów lecą w dół
nie rozróżniając poziomu od pionu
na obcym krzyżu zawisłe złudzenia
zacierają granice objawień
tak bardzo wszystkim wspólnych
jak odmiennych dla każdego
gdy z jednej kalki tysiące westchnień
z wyrytym metrum na rewersie oczu
bezkres pytań w jednej odpowiedzi
gdy niewiedza jest oczywistą prawdą
której szukanie zajmuje wszechświat
choć wspólnie znana od urodzenia0 -
coś nad nami zawisło
tak znajome jak zapomniane
na skrzyżowaniach nerwów
przeczucia plotą węzły
krzyk wzbiera kamieniem
pewnie wybuchnie za późno
by ostrzec nas przed sobą
zaplątani w milionach dróg
szukaniem budujemy nowe
oplatamy słowami przepaście
mimo że nici nie uniosą kroków
ze złudzeń stawiamy domy
zastępując wnętrza murami
muzyka z łupiny orzecha
nie uwolni nikogo
przed ziemią cmentarzy
pięść świata zaciśnięta
choć nas więcej i więcej
to coraz mniej w sobie
najgęstszy las z miliona pni
jak jedno drzewo liśćmi igieł
tnie do kości każdy pęd
szukający własnego skrawka
- słońca
do pojedynczości daleko
im bardziej jej pragniemy
tym więcej się boimy
stanąć samemu naprzeciw
jakby był jakikolwiek
- wybór0 -
jestem gotowy choć nie wiem na co
wychowany w kulcie krzyży
czekam na dżihad albo karuzelę
kołysankę zaśpiewa anioł z iblisem
jak duet psa z suką
w miastach mieszają się strumienie
marzę o końskim grzbiecie
i wolności we włosach dawnej dziewczyny
przy głównej ulicy starego miasta
grzechoczą paciorki i korale
na bębnach grają weterani bez rąk
śmietniki miłosiernie wypluwają
nadmiar żarcia na papierowe talerze
obraz cywilizacji wyprasza z przedmieść
wszystkich którym się wydaje
że złapali pana boga za nogi
nie martw się kochana
pijacy różnią się od siebie
jak pracownicy korporacji
tylko czuć ich trochę inaczej
jedni i drudzy wspominają
nigdy nie widziane szklane góry
ciemność najpiękniej łudzi
wszystkimi kolorami w domyśle
muszę nazwać sam siebie
inaczej nie odpowiem kim jestem
a księżyc zabierze wszystkie nici
i zagubię się ostatecznie w każdej przestrzeni
tylko jak nazwać nikogo
uszytego przez niespełnione szanse
ostatnim oddechem namaluję arcydzieło
jeżeli nie puszczą zwieracze0 -
nie ma już dotyków
zamienione w wodę spłynęły
po skórze poza pamięć i ciepło
przelotnie słonym śladem
nieciągłość zabiera pozory
wnika przez wolne punkty
uwiązane do strumienia
a to ledwie mgnienia lub piasek
przesypują się przez deszcz0 -
inteligentni głupcy kochają retorykę
rozmieniają pył na drobne
dzieląc włos w nieskończoność
pogmatwanym nadmiarem
zmieścić się w trzech słowach
by wiersz żłobił jak łza
prosty ślad na twarzy1 -
niepewność jak szalony motocykl
pochłania przestrzeń otuchy
zaciera horyzont złotym kurzem
gna przed siebie pozory
a gdy deszcz ostudzi drżenie
aureola rysowana bieżnikiem opony
pochłania spaloną gumą własny ogon0 -
wiatr zaciera deszczem obraz potrzeb
jak stracona kochanka miesza krople na twarzy
pod zaciśnięte powieki wciska zbyte wizje
zanim rozwieje prochy rozpali krew do popiołu
bezimienny morderca stoi u drzwi
czeka aż zgaśnie przedostatnia lampa
w resztkach światła wypluje z siebie śmierć
albo poczęcie nawiedzonych obrońców
prosto pod kołdrę naciągniętą na głowę
szczęście w nieszczęściu innych
rozrywa na strzępy wahanie
bez znaczenia kamienne tablice
pięści nie czytają znaków1 -
ref:
ona ma wysokie obcasy i za krótką spódniczkę
a ja jestem całkowicie pijany
pewnie dla tego tak jej się podobam
łaskocz moją pychę dziewczyno
mój portfel to udźwignie
tylko nie mów mi jak masz na imię
mojej żony nie obchodzi dlaczego pije
córka nie wie że sypiam z jej koleżankami
żałosny stary satyr na równi pochyłej
chcę uciec od siebie w siebie
do takiego jakim kiedyś byłem
ref:
jak każdy bydlak bez skrupułów
na słabszych wyżywam się z lubością
jestem wielkim dyrektorem zupełnie od niczego
oddaję głos w wyborach i płacę podatki
nie słucham już Motorhead
choć wódę ciągnę nie gorzej od Lemiego
ref:
wszystkie prawdy wyparowały z mojej głowy
sprzedaję zbędne rzeczy tym których na nie nie-stać
nie wiem czy jeszcze kiedyś zrobię coś dobrego
tyle że ci wyżej są gorsi ode mnie
ścieżka kariery jasna wszystko mam przede sobą
w każdy piątek do dna w niebo i piekło
ref:
jeżeli święty Piotr wpuszcza najlepszych kuglarzy
to mam raj gwarantowany potrafię sprzedać wszystko
zawały i wylewy oczyszczają świat z takich jak ja
i nawet chciałbym do piekła
ale nikt mnie tam nie zaprosi bo pewnie grzeszę kiepsko
oryginalny jak jeleń na rykowisku0 -
@Anna_Maria_Blondynka
staram się jak mogę ;-)0 -
łóżko jak huśtawka dla dwojga :-) plecami do siebie
0 -
hodowanie nadczłowieka
wciąga najbardziej chromych
chcą zmienić świat tłuczeniem luster
przez śmierć nabyć prawa do istnień
obrońcy życia wchodzą w buty Boga
zbiorowo decydując co komu pisane
a sumienie i grzech mieszkają
wspólnie w każdym z osobna0 -
to tylko złoty cielec
nic nadzwyczajnego
namiastka ofiary odlana
z najmniej użytecznego metalu
można nim płacić za brąz
a głowy spadną tak czy inaczej
pustynia wywyższa sól potu
gdy ta wyrywana ziemi
cenniejsza była od złota
jakby nie patrzeć pot tańszy od krwi
choć bat przelewa jedno i drugie
nie tylko tym którzy kochają pokutę
drogi brukowane różnymi imionami
nadają trwaniu pozory sensu
choć wiemy wszyscy podskórnie
nie nazywając niczego
że można się obyć bez sztandarów
choćby po to by być będąc bezruchu
ten zagubiony na pustyni zabity przez pragnienie
oddał bogu więcej
od tych co odlali prośbę z zawartości kieszeni
a morze czerwone pochłonęło
goniących za czymś nie wartym pościgu
gdy ziemia obiecana jest potrzebą o szukania1
doznanie
w Wiersze gotowe
Opublikowano
tracę dziś to
co mogę stracić bezkarnie
jak stronę
dopowiadam przestrzeń
chwytam znaczenia
pusty ekran
czerń głębsza od czerwieni
stygnie
słowa są takie bezbarwne
podpalę dach
rozświetli się bezruch
wiem że wierzycie
ale to przyjdzie i do was
- znowu