Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Albert Perez-Flores

Użytkownicy
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Albert Perez-Flores

  1. Gdy ziemskie serce przestaje bić A dusza spragniona rusza w drogę, Przerwana zostaje życia nić, Sąd wieczny czeka za śmierci progiem. Każdy z pewnością wtedy doceni Jak pięknie jest być śmiertelnym, Gdy duszę ciągnie ku Ziemi, Do obowiązków codziennych. Śpieszmy się żyć, bo czasu mało I nie wiadomo kiedy zaśniemy. Kiedy zastygnie wszak nasze ciało? Tego niestety nie wiemy. Lecz zapamiętaj, że mimo śmierci, Pomimo utraty bliskich, Świat bez ustanku będzie się kręcił, Póki nie zniszczy nas wszystkich. Więc daj mu odejść - to kolej losu, A tam, wysoko gdzieś w chmurach Ten, który odszedł, kazdy z Twych głosów Usłyszy I będzie czuwał.
  2. dziękuję, pomyślę nad poprawieniem tego wersu, bo już kolejna (tuż po rodzicach) osoba mówi mi, że coś w nim nie gra. pozdrawiam, Albert.
  3. Czemu przywłaszczam sobie coś, Czego przywłaszczyć nie mam prawa? Czarny, długi długopis Czerwieniący śnieżnobiałe kartki. O słońce, matko i ojcze nas wszystkich, Otulające nasze ciała płaszczem... Odszkodowanie poproszę i błagam O odpoczynek podczas biegu. Dlaczego cieszę się, gdy okłamię Dwoje, troje najbliższych? Dziś już to zrobiłem Dwadzieścia cztery razy. Zobaczę niedługo odpowiedź, Złapę ją w swoje dłonie, Zabiję i opluję, Znokautuję. I wtedy będę w pełni I dogłębnie już świadomy. Inaczej, niż kiedykolwiek Iskra tli się w mym sercu. Endomorficzny przekaz Ewoluuje w mojej głębi. Emocje uderzają w wielkie, Enigmatyczne skrzydła duszy. Nie wiem, czy wiem Na pewno pewną odpowiedź. Na jutro odkładam przekaz Niczym chomik posiłek. No, w końcu zaczęło bić, Natychmiast popłynął strumień! Nowe, mocniejsze me serce Nadzieję w mą pustkę wlało. Owijam je w szkatułkę z tytanu, Omal nie dając za nią Osiemnastu lat pracy O ile nie liczyć pozostałych trzech. Śmierć mi nie jest bliska, Śmieciem, zwykłym robactwem. Śmiechem oddalam jej powrót, Świętym i kiedyś dobrym. Ćwiczenia się zakończyły, Ćwierć wieku stoi przede mną. Ćwirkanie ptaków mnie budzi, Ćwiekiem, butem już jestem.
  4. Przez bagna naprzód idąc z plecakiem i nago, Na przemian mijając błoto, różne płazy, Nadwyrężając licznych myśli moich stado, Układam w wyobraźni wyśnione obrazy. Pierwszym, najbarwniejszym z całej mej kolekcji, Jest obraz nazwany przeze mnie "Pokojem". Podziwiam go i niszczę, bez zbędnej prelekcji, Bez kropli łzy tęsknoty mieszam go wraz z gnojem. Bo nie ma go już więcej na tym pustym świecie. Czy był? Ja nie odpowiem - to trudne pytanie. Dźwigając swoje ciało na kościanym grzbiecie, Depczę szczątki sztuki, oraz spluwam na nie. Kolejny w mych zasobach to obraz tęsknoty, Tak szary i smutny, że w płucach staje dech. Przez chwilę się rozczulam nad losem miernoty, Zniszczywszy ramy złote rzucam go na mech. Bo nie ma już jej więcej na tym pustym świecie. Czy była? Tak, z pewnością. W ilościach niemałych. Dźwigam swoje ciało na kościanym grzbiecie A ciężar mych obrazów chwieje wciąż mną całym. Z wysiłkiem kolejne płótno piękne kładę, Na grząskim błocie leży - podpisane "Duma". Przez chwilę powątpiewam, czy dam sobie radę, W końcu nad obrazem wisi dymu łuna. Bo nie ma dumy więcej na tym pustym świecie. Czy była? Tak, nie przeczę. Było wszak jej sporo. Dźwigam swoje ciało na kościanym grzbiecie Cały we mchu, błocie, czerni, smrodzie, moro. Na plecach wyrokowców już dwóch tylko zostało, Jednym z nich z pewnością będzie "Przebaczenie". Wyciągam nóż i kroję obraz ten jak ciało, Na pobliskiej ściółce widać mordu cienie. Bo nie ma przebaczenia na tym pustym świecie. Czy było? To pytanie sam sobie zadaję. Dźwigam swoje ciało na kościanym grzbiecie A obraz na plecach jak puch lekkim się staje. Wyciągam go i patrzę głęboko w sam środek, W nim widzę swe odbicie - ten obraz to lustro! Spoglądam na rysy swoje piękne, młode, Obraz jest w mych dłoniach, w plecaku już pusto. Bo mimo iż nie ma w życiu moim dumy, Pokoju, tęsknoty, oraz przebaczenia, Mam je w swoich dłoniach i na pozór cumy Ciało me kształtuję czekając zbawienia. Przez życie idę naprzód nago i z obrazem, Na przemian mijając błoto, różne płazy, I nie zatrzymam się nawet, gdy sędzia rozkaże Wysmagać moje plecy biczem tysiąc razy.
  5. Samotność-Niemowa już dobija mnie, Jak dobry kopidół gwóźdź wbija do trumny I skrzeczy złośliwie nad złożonym losem Tańcząc nad prochem, zasłania żaluzje. Ja leżę w pokoju, gdzie światło już zgasło, Gdzie nie dotarł nigdy grecki Prometeusz. Samotna Niemowa zaś nie odpoczywa Szorstki deszcz jesienny zjawia się już latem. Emocjonalny rydwan ciągnie mnie za sobą A ja się wciąż kaleczę o kolce na drodze... Lecz każdy z nich po stokroć gorszy od kamienia, Którym obrywałem jak Syzyf w swym życiu. / Spojrzał na cień, leżący na łóżku / Powiedz mi proszę, czy ona jest Trwogą, O której mówił kiedyś słynny 'Ryś Richardo'? Po stokroć chciałbym, by była nią ona Niż Pani Niemowa bez człeczego kształtu.
  6. Patrzą na mnie z obrzydzeniem, Rzygają klamstwami, gdy do nich przemawiam I częstują uśmiechem tak nieszczerym, Że mleko kwaśnieje. Wiedzą też doskonale O której godzinie wpadłem do sklepu I o której z niego wyszedłem Zostawiając na ladzie odciski palców. Sami zaś włamując się do sumień I pijąc tą samą co ja wodę Pozostają świętymi. Dla nich jestem bandytą. Jestem kimś, kto prawa nie ma Wąchać woni kwiatów, Smakować powietrza. Nie mam dla nich prawa Słuchać szeptu wiatru, Ni dotykać kobiety. Nie mam prawa mieć prawo. To rozkaz świętych... ...bo dla nich jestem bandytą. Dawno już straciłem duszę, Szukając miejsca na ziemi.
  7. Wbrew wszelkim szablonom i ogólnie pojętej definicji wiersza (kto jej nie zna, niech zajrzy tu i ówdzie, badź rozpocznie studia polonistyczne). Naprzeciw wszelkim znanym kompozycjom i stylom, cudowna moc buntu i niedostosowania - to wszystko promieniuje z tych wersów. Ja uznam to jako wiersz, bo mam własną definicję tego pojęcia. Zostawmy jednak sprawy konstrukcyjne a skupmy się na merytorycznej części tego utworu. Poruszany problem jest dość powszechnie spotykany, jednak tu został ujęty dość enigmatycznie, przez co nieco mnie zauroczył. Widać emocje. Myślę, że autor to niebanalny obserwator a fakt, że samo porównanie tyczy się person: nieświeckiej i świeckiej; daje niebywały kontrast. Mnie się podoba, natomiast odczucia co ceremonii pogrzebowych wielkich osób i reakcji mediów publicznych mam dokładnie takie same. Zarówno w przypadku Karola Wojtyły jak i bezdomnego, o którym mowa w utworze umiera człowiek - to jest najistotniejsze.. a media obecnie robią z tragedii wielkie show, przyciągające przed telewizory, komputery, radia, etc. masy potencjalnych klientów. Jestem katolikiem i nie obraża mnie ten utwór w żaden z możliwych sposobów. Pozdrawiam, Albert.
  8. Przez bagna naprzód idąc z plecakiem i nago, Na przemian mijając błoto, różne płazy, Nadwyrężając licznych myśli moich stado, Układam w wyobraźni wyśnione obrazy. Pierwszym, najbarwniejszym z całej mej kolekcji, Jest obraz nazwany przeze mnie "Pokojem". Podziwiam go i niszczę, bez zbędnej prelekcji, Bez kropli łzy tęsknoty mieszam go wraz z gnojem. Bo nie ma go już więcej na tym pustym świecie. Czy był? Ja nie odpowiem - to trudne pytanie. Dźwigając swoje ciało na kościanym grzbiecie, Depczę szczątki sztuki, oraz spluwam na nie. Kolejny w mych zasobach to obraz tęsknoty, Tak szary i smutny, że w płucach staje dech. Przez chwilę się rozczulam nad losem miernoty, Zniszczywszy ramy złote rzucam go na mech. Bo nie ma już jej więcej na tym pustym świecie. Czy była? Tak, z pewnością. W ilościach niemałych. Dźwigam swoje ciało na kościanym grzbiecie A ciężar mych obrazów chwieje wciąż mną całym. Z wysiłkiem kolejne płótno piękne kładę, Na grząskim błocie leży - podpisane "Duma". Przez chwilę powątpiewam, czy dam sobie radę, W końcu nad obrazem wisi dymu łuna. Bo nie ma dumy więcej na tym pustym świecie. Czy była? Tak, nie przeczę. Było wszak jej sporo. Dźwigam swoje ciało na kościanym grzbiecie Cały we mchu, błocie, czerni, smrodzie, moro. Na plecach wyrokowców już dwóch tylko zostało, Jednym z nich z pewnością będzie "Przebaczenie". Wyciągam nóż i kroję obraz ten jak ciało, Na pobliskiej ściółce widać mordu cienie. Bo nie ma przebaczenia na tym pustym świecie. Czy było? To pytanie sam sobie zadaję. Dźwigam swoje ciało na kościanym grzbiecie A obraz na plecach jak puch lekkim się staje. Wyciągam go i patrzę głęboko w sam środek, W nim widzę swe odbicie - ten obraz to lustro! Spoglądam na rysy swoje piękne, młode, Obraz jest w mych dłoniach, w plecaku już pusto. Bo mimo iż nie ma w życiu moim dumy, Pokoju, tęsknoty, oraz przebaczenia, Mam je w swoich dłoniach i na pozór cumy Ciało me kształtuję czekając zbawienia. Przez życie idę naprzód nago i z obrazem, Na przemian mijając błoto, różne płazy, I nie zatrzymam się nawet, gdy Sędzia rozkaże Wysmagać moje plecy biczem tysiąc razy.
  9. 1939. Oni na tym stali na placu. Wszyscy razem i z osobna każdy, Jakby wyczekiwali tej jednej nuty, Niefałszywej do szpiku prawdy. A on podszedł do mównicy, Wybełkotał słów kilka nieschludnie Machnął ręką kilka razy w górę, Zmieniwszy ich nieodwracalnie. I wszyscy go nasladowali Jak mąż jeden, jedna żona, I nawet nie zauważyli kiedy Stali się częścią spektaklu. Miał moc i władzę, miał siłę i plan. A oni tylko sznurki przyczepione do rąk. Każdy ich ruch był wykalkulowanym krokiem, Stracili poczucie swej własnej wartości. 1942. Przesuwał palcem po mapie, Tu i ówdzie szeleszcząc papierem. A tam, gdzie kciuk się zatrzymał Kwitły wciąż nowe budowle. Stanął naprzeciw z nich jednej Auschwitz-Birkenau się zwała. Kamień się w piersi poruszył, Lecz uznał to za swą słabość. Zamknąwszy się w gabinecie Tak blisko mydła fabryki, Zrozumiał, że też jest kukiełką, Jest bardzo zniszczonym narzedziem. Próbując zapomnieć o prawdzie, O tym jak bardzo jest słaby, Bez najmniejszego mrugnięcia... ...salwa plutonu egzekucyjnego. 1945. Wokół już wszystko się pali, On nie wie co z jego domem. Właściwie go nie obchodzi Co stało się z jego bliskimi. Patrzy na miasto płonące I na zgliszcza idei Tlącej się już jedynie W chorych zakamarkach mózgu. Uderzył się w pierś dodając odwagi sobie i myślom. - "Jeszcze nie wszystko stracone..." Szepnął strzelając w swą głowę. On strzelił tu, na tym placu A wokół tańczyła śmierć. Leżało na samym środku od dawna już puste ciało.
  10. Gdy patrzę na świat swoimi oczyma Widzę niechęć i obojętność ludzi. Nikt nie zachodzi w głowę jaka to przyczyna Wciąż pragnie nienawiść w nich judzić. Ja siedzę wciąż pod kościołem Żebrząc o bochenek chleba... Lecz któż chociażby z mozołem Ukaże kawałek nieba? Obdarty z godności jak kura z pierza Sterczę na schodach zmarznięty... Prosząc Was tylko o kawałek chleba, O łyk herbaty, lub mięty... Chcę spojrzeć na Was przez okulary, Lecz na różowe mnie nie stać... Mam lat dwadzieścia, nie jestem wszak stary A już mnie nikt nie pamięta... Gdy patrzę na świat swoimi oczyma... Człowieka? Nie, jego cienia... Wiem, że najlepsza dla mnie by była Nad życie - cela więzienia.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...