Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

blazej jablonski

Użytkownicy
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez blazej jablonski

  1. przejechał na czerwonym uderzając w cień komunistycznych wieżowców na pasach potwornym rykiem silnika wystraszył bezdomnego uciekający bandyta i dym sączył się sennie przez okna dym skażone powietrze materializmem uleciał niezmiernie bóg widział pijaka raczkującego pod sklepem on wył i wił się jak bobas za mlekiem jechał szatan na motorze przejechał na czerwonym giń boże
  2. to nie była czerwień twoich ust pamiętam tylko że słońce ginęło w morzu wiał wiatr niosący kwiaty jutrzejszego dnia zakwitały one na ziarenkach osamotnionej plaży ginęłaś w morzu fal zasiewając ziarno pożądania tak ze woda stała się czerwona dzieci twoje cierpiały zachłyśnięte wodą płacząc nigdy słońca nie ujrzały kiedyś polifem pisał psalmy uwielbiające rozkosz twego ciała które tak samolubnie wciągnął między swe nieskończone ramiona a wielkość twa nie zaginie odmieniona na zawsze opowiedziałem im że nie ty sama obmyłaś się z dnia i nocy pozostając jedynie kroplą lecz wybrał cię cyklop jadowity na rzecz swych wielkich idei co stały się słone pamiętam jeszcze ostanie słowa akisa napisał na piasku kijem pasterskim koniec
  3. ona, pełna rozkoszy, na deskach parkietu na szkrzydłach wolności budzi pożądanie czarne jej oczy upite tajemniczością przeszyły go dłonie z rozkoszą ukazały kobiecość włosy-onieśmieliły ona tańcząc buduje pożądanie i spotkali się jej dłonie jego szyja ramiona drżą onieśmielone pani moja rozpal mnie rzekł szptem do ucha niech wiruje świat w rozkoszy pocałunków twoje ciało moje ciało kochać się z tobą to radość kochać się z tobą to grzech bądź we mnie na zawsze bądź światłością bóg rzekł niech stanie się światłość i stała się zobaczyłem lucfera spadającego z nieba i judasza całującego jezusa
  4. każdy inny, komuś winny, lecz o tym ni słowa jest ciemna noc, deszczowa pogoda i błądzę myślami między jawą a snem w dłoni berło, w sercu skromna mowa: wyglądasz lepiej? stać mnie na garnitur zwą mnie mniej odważny, bardziej romantyczny osiemnaście lat? o tak- dorośle to brzmi czy jednak? ciągle jakieś skargi na mnie. nie wiem gdzie teraz jesteś, słyszę pracę maszyn może migawka w aparacie podziwia ciało twoje a bóg zza chmur patrzy jak się męczysz po ulicy zatłoczonej w niezapiętym płaszczu dla ciebie kradnę cukierki ze sklepu jak dziecko skaczę w deszczu ze szczęścia z pastelowych kredek krzywe serca ci ślę przebite niesymetrycznie strzałą amora to jest pasja dla odważnych, żyć i marzyć... zapisana na czarno-białych kartach historii pełna tradycyjnych uśmiechów, okresów radości o złych ni słowem pisnąć nie śmiem, marzenia każdy z czegoś innego mógłby wiersz zbudować z krzyków dziecka w kołysce, z pacierza lub jak ja, z gościa co serce me odwiedził i odkrywając swe wnętrze wciąż wzbudza apetyt rozmawiamy o ustach poezji, która nas pokochała nie piszę nic więcej – wybaczcie me skargi, żaden ze mnie epik, prędzej muzyk zwariowany a wiersz ten tobie dedykuję - śnij kochanie
  5. myśleli, że się nie znali wcześniej a serca ich od niedawna spotkac się mogły. lecz wiatr wiał od początku kiedy ona otwierając oczy poczuła że żyć będzie dla niego. a on widział jej przelotne spojrzenie słyszał przelotne szepty w jej sercu i zapach goździków z jej okna listonosz przynosił listy bez podpisu a wszyscy wiedzieli ze ona spod trójki kocha go spod piątki on nieśmiałymi dłoniami lecz sercem potęznym chciał dać jej garść szczęścia od siebie i wygarnąć te szepty co w sercu cichutko grały ona uciekła zlękniona przygody
  6. dziękuję Panie Cogito za twoją jasność że słowem wyrażasz drogę, jedyną i wieczną idę przez grząskie moczary, przez cienie drzew by zbawionym być i ujrzeć królestwo twoje moją podporą będą słowa Twe nieśmiertelne niczym woda w stanie ciągle zmiennym lecz po odpowiednim przyrządzeniu gasi pragnienie i skórę nawilża verba volant, scripta manet, słowa Twe przeżyją pierwszą młodzieńczą miłość lata nauki, pracy, by w wieku podeszłym jako dziadek z siwą brodą grawerując wnukom w sercach te słowa nauczę żyć i iść pod prąd z nadzieją odważnych i będę szedł Panie Cogito po kałużach przez podwórka czerwone skacząc przez mury z potarganą czupryną i w lśniących butach by przechodząc przez próg nie zostawił śladu a w mych dłoniach nie będzie kamieni jedynie tomik poezji twojej, czysta kartka i pióro i w zniewolonym świecie, w zwierzęcym folwarku nie poddam się świniom w brudzie kąpanym i szczurom z przeklętą chorobą lecz klęknę i całując najmniejszych ukażę im krzywdy dzisiejszych czasów Panie Cogito Hektorze Piękności Będę Ci wierny Idę
×
×
  • Dodaj nową pozycję...