Urodzony na śmietniku
Ciągle żył w bolesnym brudzie
A marzenia na chodniku
Rozdeptali podli ludzie.
Amfa, koka, dragi, hera,
Głowa boli i jest źle
Zaraz znów go sponiewiera
Ale on sam tego chce.
Zycie go już nie obchodzi
Nie obchodzą go ziomale
Zwłaszcza gdy na głodzie chodzi
Nie szanuje się już wcale.
A ja głupia go kochałam
Lecz on wybrał cpanie
Pomoc mu się zmienić chciałam
Na nic mu moje kochanie.