Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

aenimatsu

Użytkownicy
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez aenimatsu

  1. łyk alkoholowy? dlaczego Katarzyna z małej litery?
  2. zawsze było tak, że najtrudniejsze były noce „wszyscy już śpią i nikt nie zauważy mojego zniknięcia” to kusi najbardziej, obietnica przedłużenia samotności i końca rozwiązań ale kiedy wstałem i ujrzałem światło poranka nocne potwory zmieniły się w dzienne potwory
  3. dokąd możemy udawać że nie jest rzeczywistością Niechęć w końcu ucinamy wszelkie dyskusje i kolejne z szans... dokąd możemy słuchać potrzebnej słodyczy w słowach Otuchy w końcu najbardziej uparte światło życia gaśnie... dokąd tak będzie, bezsilność i niespełnione łaknienie Prawdy odpowiadasz: do teraz i przerywasz życie w pół oddechu... nienawidzę was, nienawidzę siebie, jestem ślepcem który otoczony murem szuka nieistniejącego wyjścia nie rozumiem impulsu dla którego żyję, a on słabnie cieszy mnie to bo już nie pamiętam spokojnego snu z nikim nie będę bił się o nic... oddam swoją krew każdemu lub ziemi, morzu, lub światłu jeszcze nigdy dotąd nie pragnąłem Jej tak mocno jeszcze nigdy nie tęskniłem do Niej tak mocno tak obojętnie, tak zimno nie potrafiłem dotąd powiedzieć [sobie]: chcę Jej i potrzebuję. To koniec. Znam Jej czas, znam koniec przyszłości... znajdujesz mnie, nieruchomego śnieg spada na moją głowę i nie chce stopnieć pochylasz się, nie czytam z twoich ust: słowa rozmazują się w niewidzących oczach...
  4. w snach dziecięcych nie sponiewieranych gorączką krwi pamiętam nas obydwoje jak przy drewnianym stole ja, zakochany nieprzytomnie... Aniele Stróżu mój przecież pamiętam, jak mi było ciężko w Twoich oczach kryła się odpowiedź starałem się zrozumieć aż czas przeminął i rozeszliśmy się każde w swoją, jakże odległą stronę gorzka to była miłość, smakowała zupełnie jak prawda czy Wiesz, czym każdy Twój list był dla mnie?... każde słowo Twoje pamiętam tysiąc razy obrócone w mojej głowie wyślizgane jak kamień śpiący w wodzie
  5. oczekiwanie, spokój już niedługo niebo przetacza nad nami cały wszechświat niczym małemu dziecku ukazuje zręczność Stwórcy sztywny, pełen siły krok żołnierza młode ręce niosą krzyczącego posłańca śmierci hałaśliwego mesjasza ciemności wielkie, głupie dzieci... to Śmierć idzie
  6. poezje one tylko szepczą swoją ufną niewiarę że jeszcze dziś Bóg zapanuje nad wszystkim I że ten płacz który tak pięknie brzmi poprzez te zamknięte dłonie zaciśnięte palce zapamięta bo to już za rok pierwszy film wielkiej wytwórni opiewający zbrodnię krzyczący z wyrachowanej wściekłości nad brakiem kary wyszarpujący i tryumfalnie unoszący na pokaz, dotychczas ukryte przed nami ostatnie słowo wyszeptane we włosy zmarłego wstrząsające piękno zdjęć, prawda? jak to życie pięknie niknie pokaż więcej pokaż więcej pokaż więcej
  7. depresja obmywa twarz z długiego snu uśmiecha się do swojego odbicia w lustrze „nie straciłam nic ze swojej świeżości” – mówi obraca się, zaczyna tańczyć przed zwierciadłem maluje się, celebrując każdy gest odgarnia burzę włosów, jest piękna wprawne dłonie kreślą granice cieni na powiekach kilka ostatnich ruchów... sięga do szuflady, wciąż pod wrażeniem własnego wyglądu uśmiecha się ufnie... zabawnie mruży oczy przystawiając rewolwer do głowy pociąga za spust
  8. tnij wreszcie, krzyknij: - Wołajcie dzieci na ucztę! odbijamy się w biegu, w Twoich oczach, zmęczony ojcze czekamy na nowe mięso każdego dnia... opadam, mówię zrozum hej! Spójrzcie! Jego ciało obmywane przez płaczącą matkę śmiech dzieci, poprzez zieloną odległość spójrz, oto ja, uwolniony ciesz się razem ze mną z nowych form, dwuwierszy istnienia, które dotąd znałeś tylko z opowiadań, baśni poznajesz ten smak, przechodzisz na drugą stronę zostawiając za sobą na pół umarłych, w oczekiwaniu wyjemy z rozpaczy, usiłujemy zapomnieć, nie myśleć o tym szarpiemy własne ciała, krzyczymy do utraty tchu: weź nas ze sobą... lub zdław tę małą rzecz, która nam nie daje spokoju
  9. ogień wypala mi umysł, żar modlitwy wysusza spękane usta ocean smutku połyka mnie monstrualnym zimnym gardłem wiatr wypycha ciało krzykiem, rwie się na strzępy zawodząc kamień pozostaje niewzruszony, chociaż widzi to wszystko powstaję, ból traci na ostrości, krzyk wybrzmiewa do końca gorycz wypełniająca usta wypływa wraz z jadem zazdrości pustoszeję od wewnątrz, uczucia odchodzą w tył, w ciemność przestaję patrzeć, zaczynam Widzieć, nie słyszę już – Słucham gdyby nie cierpliwość papieru i jego oddanie – oszalałbym już teraz świadomość zawodzi i słabnie mur samokontroli pamiętam jeden kataklizm, rozpoznaję, gdy nadchodzi drugi gdy ja to Ból, Strach i Wściekłość, gdy tracę wszystkie zmysły [ja] to wielki ekshibicjonizm, pokazywać Niezrozumiałe i patrzeć jak cieszy Ich powierzchowność każdego słowa i poematu jak budzę wzruszenie, lub niechęć, podczas gdy Wewnątrz śpi snem utajonym, nie mówi nic, ukrywa się przed światłem rozpaczliwa potrzeba akceptacji, co patrzy zalęknionymi oczyma zewsząd: niosę Ją i pokazuję, wystawiam na pogardę ludzi ślepych uwolnić i dać Boga, to go zabiją i czekać będą nadal na mesjasza ofiarować malarza królów, zagłodzą go wpierw, by po śmierci wyświęcić Ofiary własnego gniewu, co krzykiem zagłuszyć chcą pulsujący strach Ofiary własnej pychy, robactwo w jedwabiu, szeleszczące pieniędzmi pustka umysłu, czerń duszy ludzkiej i podłość, wreszcie krwi żądze śmierć i plaga, nienawistni sobie samym, nie znający litości dla zmarłych człowiek, człowiek
×
×
  • Dodaj nową pozycję...