chciałoby się stać na baczność patrzeć z bliska
jak umierają kumple przeklinać boga generała
w odstawce nocą rysując na jego twarzy kutasy
z martwego ciała wystają rzędy manipulatorów
protezy kapitalizmu zwinne jak szydełko niesłychane
usłuchane wytwarzają przytrzymują przenoszą panoszą
stoisz zgarbiony jak osuwające się na obczyźnie groby
ze strachem przełykasz ślinę razem z nią do żołądka
płyną słowa znikną kwaśne niedojrzałe na stałe
żyjemy w kapitalnych czasach powiem to otwarcie
wojna nie wybuchła niewypał kiedyś ktoś w końcu
znajdzie w lesie zaniesie w banicję na policję