Kiedy byłam mała odwiedzałam planety,
wołały mnie z daleka, a ja odpowiadałam.
I szłam przez powietrze i niewidzialne skały
I słyszałam ich głos, kiedy się śmiały.
Kolory pierwotnie osłabiały mój wzrok,
Mrużyłam wtedy oczy, było mgliście i szaro.
Oddzielałam się tym samym od wielkich spraw,
Potem otwierałam je znowu,by zanurzyć się wpław.
Moja torba podróżna i moje okulary,
Wiodły mnie nie na próżno,
tam,gdzie nie ma miary.
Ujrzałam powietrze i niewidzialne skały,
A kolory już mnie nie oślepiały.
Wyraźne kształty i piękne pejzaże
Stanowiły bezhoryzont, pewne doskonaum.
Jeden człowiek oprócz mnie tam był.
Spytałam o drogę i patrząc w dół,
Zajrzałam pod stopy, nie było tam nic.
Człowiek zaśmiał się.
Nie powiedział słowa,
Lecz ja już wiedziałam,
Że polecę,tam właśnie,gdzie chciałam.