Chory ze Złości, z Gniewu oślepiony,
Wyrzekłem się Światła i niebios korony.
Ci, którzy mnie kochali, ci co tak mówili.
Wszyscy oni , jak zwłoki w proch się obrócili.
Teraz jestem sam, w duchów tłumie,
Idącym w jednym kierunku, wprost ku swojej Zgubie.
Uciec z niego pragnę, lecz umarłych gromada
Mgliste ręce wyciąga i swój opór wzmaga.
Co dzień tak uciekam i co dzień upadam,
Co dzień się odradzam i gniew mój wzmagam.
W końcu eksploduję, jak gwiazda wygasła,
Zginą umarli ponownie, na nic moc ich własna!
Będę przemierzał Wszechświaty, Ich zakątki mroczne,
W Nadziei, że odnajdę Spokój i wreszcie odpocznę.