Miał duszę. Pomiętą i ciut poszarpaną,
nieco za krótką na los co mu przypadł.
Śni mi się czasem -
A oczu już nie ma kłujących graniami
i w ich czarnych morzach większy jakby spokój
zniknęła blizna z czoła, co ją nosił beztrosko
i to on mnie pocieszał - dobrze że nie w oko
I łapie mnie za rękę, i ciągnie nad morze,
sen odchodzi, on szepcze - "zostań póki możesz"
Zostaję więc spłakana, blada jak straszydło,
a on mnie obejmuje - "całuj zanim przyjdą"
Więc całuję te usta, co już nie są spękane
Więc wpijam się z rozpaczą w prawie męskie ramię
i pieszczę ręce
cudem nieskalane
bez tych małych otworków do wsączania piekła
jakby to nie one
Miał duszę, ale
takich nie biorą do nieba.
Błąkają się po snach.