Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Marzący_o_niebie

Użytkownicy
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Marzący_o_niebie

  1. Leniwe słońce znów wznosi się ku górze, Różowy brzask wkrada się leniwe przez okno sypialni, Muska Twoją pogrążoną we śnie twarz Tak delikatną, piękną oraz spokojną Uwolnioną od zgrozy świata za oknem. Taką na zawsze w mej pamięci zapisaną. Słońce zaszło już bezpowrotnie, odkąd Cię zabrakło. Czarne chmury zwiastujące sztorm na zawsze zawładnęły światem, Zimny wiatr panoszy się po ulicach pełnych ludzi pozbawionych imion oraz twarzy. I już nigdy więcej nie wstał świt. I już nigdy nie zdołam Ci powiedzieć... Kocham.
  2. Czarna noc zalała swym chłodem to biedne miasto, które w tej godzinie, ostatniej godzinie mojego życia wydawało mi się puste i głodne mej duszy... Księżyc smagał ulice swym blaskiem prześwitującym przez gorzkie chmury. Wiatr niemal stał w miejscu, co chwila jedynie śmiejąc się z mego cierpienia. Wokół unosił się smród kostuchy, prochu oraz strachu. Cieniutkie wici krwi rysowały na chodniku pajęczynę... Oto jestem mucha w sieci śmierci, powoli gasnę jak świeca na wietrze. Wciąż w uszach mi huczy, ostry strzał w pierś i szybka śmierć. Próżność i Pomyłka. Oczy zachodzą mi mgłą, serce staje, płuca zbyt ciężkie by mą pierś unosić, umierają. Czy umarłem spytacie? I jako uskrzydlony anioł ku niebu wzleciałem? Nie. Czy przeżyłem z kulą w sercu i strachem w oczach? Nie. Zatem czym jestem? Zbłąkaną duszą która brzydzi się niebem oraz piekłem. Czy duchem co uwięziony w kajdany nie potrafi ciec z ulic na których umarł? Zadecydujcie sami...
  3. Skute w żelazne kajdany serce leży samotnie w ciasnej celi, bez okien czy krat... W cztery ciasne ściany wrzucone i porzucone na wieki... W katordze gorzkich smutków oraz bólu starych lat leży skulone na kamiennej podłodze szlochając i w myślach błagając by jej nie spotkał tak ,,słony los’’. Jej szept wwierca się w mą pierś, cichutki i spokojny próbuje ukoić mi śmierci ból... Przemierzam wzrokiem cele by Ją odnaleźć lecz napotyka tylko pustkę zimną niczym lód głuchą cisze która w obłęd mnie wprowadza... Cisze która zewsząd mnie otacza... Cisze głuchej śmierci. Lecz Jej szept wciąż w mych uszach rozbrzmiewa, nie ważne skąd czy z cieni przeszłości które dręczą mnie co noc, czy z obłędu mojego umysłu... Ciepły szept wypełnia me ciało, me Serce... Mą dusze. I to ten ciepły szept daje mi siłę, siłę bym w uśmiechu na twarzy rzucił się w objęcia śmierci. I nie bał się Ciemności... Cichy szept: ,, Mój Ukochany przybądź do mnie, przybądź do swej Różyczki wiernie czekającej na słonecznej dolinie’’.
  4. obawiam się iż dla mnie nie ma już nadziei.
  5. Me serce się kruszy, zimna mgła je otacza i żyć zabrania, mgła która swymi chciwymi mackami oplotła cały swój świat i wypełniła go bólem... Smutkiem i goryczą. I oto kończy się pewien rozdział, kartka opada, a ja niczym na zwolniony filmie to widzę... Odeszłaś choć miałaś być mą Miłością. Pamiętam ten dzień gdy Miłość przyrzekłem Ci. Obiecałem iż twym kwiatem będę który co świt dla Ciebie kwitł by. Obiecałem iż twym słońcem zostanę, które swymi promykami delikatnie twą twarz by muskało. Obiecałem iż trwać przy tobie będę, póki w mych płucach oddech jeszcze wzbiera, dopóki me serce w piersi bije... Obiecałem Ci iż razem się zestarzejemy i razem odejdziemy... Lecz ty to odrzuciłaś... Tak więc kwiat który kwitnąć miał co poranek rześki, umarł pod ciężarem smutku. Słońce co wschodzić miało, zaszło, w ciemną i zimną noc się zmieniając. A nasze życie i me obietnice... znikły, pochłonięte przez nicość, Tak jak całe me życie gdy Cię straciłem... Po prostu stoczyło się w nicość
  6. Czuje się jak by w mym sercu lodowy szpikulec tkwił i ranił me serce otwierając stare blizny na nowo, cierpię te wszystkie katusze... lecz znoszę je w samotnej ciemności od smutku i winy przesyconej. Czuje ciężar swych uczynków który przygniata me życie... Mą dusze... Który doprowadza mnie do łez, gorzkich jak deszcz za oknem. Za każdym dniem który mija w cierpieniach, za każdą godzinę którą przeżywam niczym wieczność rozrywany przez poczucie winy... przez palące me sumienie wiedzę... Iż zniszczyłem twój piękny sen o miłości którą chciałaś ze mną dzielić... za każdą sekundę w której odczuwam ból... ten sam ból które był tobie dane poznać gdy Cię zdradziłem... Cierpiałem gdyż Cię straciłem... Cierpiałem z mej własnej prośby ... Czułem się jak gdyby świat umarł... Coś pękło, i obsypało mnie ostrymi odłamkami, które powbijały się w me załamane serce... I pragnie Ci wyznać iż wiem już... Że nawet niepozorne tak kłamstwo jak ,, nie kochanie skąd’’... Potrafi przez takiego idiotę jak ja zniszczyć... Miłości tak piękną jak tak którą przy tobie odczułem... I choć nie trwała on długo, to jednak poczułem... Iż pierwszy raz byłem kochany nie przez wygląd... Czy pieniądze... Ale przez to kim byłem, naprawdę... Lecz zniszczyłem to cudowne Uczucie właśnie przez to kim byłem... I pojęcia nie ma czy przyjmiesz me Przeprosiny... Ale wiedz iż za to co uczyniłem Istocie tak Cudownej jak ty... Powinienem smażyć się w piekle po wieki, w dyby zakuty, i mokrym od winy batem bity przez noce i dnie całe...
  7. Jestem aniołem o duszy czarnej jak węgiel, pozbawiony uczuć ludzkich skrywam swe serce za drzwiami na klucz zamkniętymi... Zimny jak wiatru podmuch, bezlitosny niczym wilk do ataku gotowy, żądny krwi i krzyków mych ofiar wyruszam na łowy póki noc młoda i zimna... Swą pierwszą zdobycz już upatrzyłem, jej zapach zwęszyłem Ach cóż za uczta mnie czekała... Powoli krokiem dżentelmena się do niej zbliżyłem, by chciwie jej zapach chłonąć... Nie świadoma niczego ku mnie swą twarz zwróciła, i wtem coś serce me chwyciło... Stałem oczom mym nie wierząc, iż to możliwe by spotkał anioła? Jej piękno mnie zniewalało, jej zapach doprowadzała mnie do szału niczym narkotyk... Mój narkotyk a gdy przemówiła dech w mych piersiach zamarł Gdyż głos do wszystkiego co piękne porównywać bym bez końca mógł... Mógł na myśl morza szum przychodzić, lub ptaków śpiew zniewolony wpatrywałem się w moją niedoszłą zdobycz... Oczami lśniącymi od zachwytu i pożądania, aż dziw mi było w to wierzyć lecz drzwi za którymi swe serce na spusty cztery zamknąłem... Otworzyły się z hukiem! Anioł obdarzywszy mnie uśmiechem, ruszył w kierunku mym, Dłużnym jej nie zostając również ruszyłem ku niej, z burzą uczuć w sercu. ....Uśmiechnięta beztrosko dziewczyna wyrzekła swe imię .Było ono takie czarujące coraz bardziej pragnąłem ją posiadać .Spojrzawszy znowu Lilii [bo tak miała na imię] w jej lśniące kasztanowe oczy z fascynacją otworzywszy usta nie mogłem wymówić słowa .Czy to tylko zauroczenie czy miłość od pierwszego wejrzenia .?Nieświadomej niczego dziewczynie podarowałem swoje serce ..Nie opanowawszy swoich emocji zbliżyłem się do niej bardziej i jeszcze bardziej coraz to silniej pragnąc smaku jej ust.. w oczy, zachłannie pożerając każdą myśl która przez nie przejdzie...
  8. Jestem twym stróżem, opiekunem który chroni twoją delikatną dusz, jestem tarczą stojącą murem za twym sercem które płacze z braku miłości, więc gdy samotnie w poduszkę płaczesz topiąc wszystkie swoje żale nie bój się gdyż ja stoję... I czuwam nad tobą. Ocieram twe łzy, delikatnie twarz twą wiatrem muskając. Otulam Cie ciepłem gdy tego potrzebujesz, szepcząc Ci do uszka... Słówka tylko dwa. Słowa które każde smutki w dal odrzucają oraz serce upajają. Kocham Cię
  9. me życie się kończy. przepłynęło mi miedzy palcami jak woda, która swym chłodem skuła mi ręce w kajdany cierpienia. stoję nagi w ciemności i staram się zrozumieć swa mękę. bo nie czuje już nic, ni wiatru ni kropli wody na mej zimniej jak kamień twarzy. jedzenie strąciło swój smak napoje stały się gorzkie niczym gorycz bólu i strachu. nie czuje już nic ni smaku kobiecych ust ni ciepła jej ciała. jestem skazany na życie potępionego, człowieka bez miłości w sercu.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...