Obiecałem sobie nigdy już nie płakać
Lecz oto uczucia lubią figle płatać
Wyrwij z mojej piersi serce to bijące
Żywe wciąż, lecz zimne – serce konające
Chwyć je w swoje szpony i unieś w przestworza
Zanieś je daleko za góry i morza
Ja mu już zbyt wiele sprawiłem cierpienia
Leć więc i dlań szukaj lepszego schronienia
Bo oto z piersi żywej martwe je wydarłaś
Czy może jam był trupem, gdy pierś mą otwarłaś?
Tak, to serce w martwej leżało skorupie
Trupie moje ręce, mózg i oczy trupie
Serce to jedyne, co żywe zostało
I chociaż złamane – nic go nie złamało
Uwolnij je więc z mych kości więzienia
Niech nową wdzieje szatę, dozna oczyszczenia
Połóż je na wagę Człowieka-Szakala
Sprawdź, czy je przeważy Pióra Prawdy szala
Odpowiedz, czy byłem człowiek sprawiedliwy
Komu? Nikt z przyjaciół nie ostał się żywy
Wołasz, ale oto nikt nie odpowiada
Bo trup mój już dawno w grobie się rozkłada