Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

un papillon

Użytkownicy
  • Postów

    20
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez un papillon

  1. A ten pies z cegieł to jest też mój trochę, chcę go.. chcę. Wiersz nietypowo bardzo do mnie przemówił, co mnie cieszy i napawa natchnieniem, dlatego podziękuję tylko serdecznie!
  2. "Z GrUbSZA" Ta wariacja mi jakoś nie odpowiada. Oprócz tego, jest bardzo dobrze, obrazy przeplatają się, plączą ze sobą, być może przez zabieg bez przecinków i kropek, jest to miłe przechodzenie z warstwy na warstwę. A wymowność... jest tak wyrazista, że poczytam jeszcze...
  3. un papillon

    Kolor

    Wow! to zakończenie mnie bardzo zaskoczyło. Czy pozytywnie? Czy negatywnie? nie mam pojęcia, bo jest ono robaczywie okropne, a za razem bardzo wyraziste. Całość harmonijna, być może nawet zbyt mocno, ale na tak ;)
  4. Taki szkic, tchnienie myśli, ulotne obrazy. Bardzo ciekawie to uchwyciłeś, dostateczny z polskiego... witam w klubie. ;)
  5. No no, groteska w rzeczy samej, fajne i ciekawe ujęcie, te lata dwudzieste nadają pożółkłej starości. Miło się czytało.
  6. Tam emilu, masz dużo racji ;) wiem, że jeszcze dużo przede mną pracy ;)
  7. un papillon

    poryw

    Tak, póki włosy swoje... to prawda, a czemu plac? Nie rozumiem do końca, choć klimat całości jest bardzo przyjemny. Wyczuwalna spójność daje się porwać.
  8. Szczególnie zakończenie wbija mnie tutaj w fotel, jest bardzo wymowne i tą wymownością jest tak wyraziste, że szkoda, że to już koniec. Chciałoby się tak brodzić bez końca.
  9. Ten pogrzeb na końcu, zburzył mi całość. Od początku przecież wiadomo, że chodzi tutaj o śmierć, a podkreślając to dodatkowo, przedobrzyłaś troszkę wg mnie. pozdrawiam!!
  10. Myślę, że jego wersja jest bardzo ciekawa i czystsza, wyrazistsza niż moja ;)
  11. tak wiem, ściąga mnie czasem w stronę prozy całkowicie mimowolnie, postaram się nad tym zapanować. Za wizytę dzięki!
  12. Ostatnio rzadko piszę, firmament zamykam dla gwiazd, za dużo was tutaj, zbyt liczne rejony dróg. Skąd was jeszcze nie oglądałam? Rzadko się modlę, pogrzebałam ściany głębiej niż obrazy. Naucz mnie myśleć moja pani we mnie zamknięta na klucz z wyrazów. Myśleć mało i zwykle najzwyczajniej. Wszystko staje się takie proste w miarę akceptowania, miałaś pecha, trafiając do mnie, nerwowej i drugorzędnej, z natury zbyt gorącej. Najwyżej chodzę tylko po trawie. A myśli nakładają się na siebie koliście i pierścienie półokrągłe pędzą jak najszybciej. Śpij słodko mówię sobie, gdy zaśniesz, dostaniesz gwiazdkę z tego twojego nieba, co nocą szuka zapałek. A deszcze pochodzą z góry, wiatrem rozsypane kruszą mnie na przystanki. Co masz dla mnie wśród widzów? Otwarcie przejdźmy tłumem zwartym, albo rozwarcie uderzmy w ścianę. Chodź, opowiem ci bajkę, ja będę księżną złych mocy, ty moim tronem albo różańcem, powoli pacierze odmawiać będę na twardych koralach, łańcuchu mój krwiście raniący nadgarstki, jeszcze kilka szarpnięć i stracę dłonie. Jesteś smakiem pomarańczy, cierpiącym zwłoki moje, jak lalkę będziesz ciągnął je za miasto, tam gdzie latarnie świecą jaśniej, co druga to mocniej stopiona świeca, tam będzie ich kilka i naszych kilka cieni przemknie wśród krzewów i zgaśnie.
  13. Zatem Marku do zobaczenia we Wro ;)!!
  14. un papillon

    n.n.

    Szczególnie ostatnia strofa zapadła mi w pamięć. Melodyjnie i klimatycznie, choć to oblatane słowo, nie mogłam się oprzeć :)
  15. Te twoje słowa słowa zdają się wypływać w miarę spisywania. To bardzo pożądany efekt i niesamowicie smakowity!
  16. w Odrze? chyba różnią nas miasta :( Ja mam Wisłę przy księżycu. a za wszystkie bardzo dziękuję i kłaniam się!!
  17. Jaskółki są tak spokojne, a przecież idzie na deszcz. Czasem sama zarysowuję sobie szlachetną przestrzeń, jest barwy granatu albo szmaragdu. Mieni się czuciem spowicia, małego spełnienia, kiedy wracam do początku – znowu znika w zanadrzu. Jak to jest, że rodząc się, mamy w głowie pustą przestrzeń, żadnych dróg, zapachów. W miarę chodzenia, przybliża się ból stóp, potem mówisz, że zawracasz. Wczoraj puściłam wodze szalonych koni, bojąc się postoju, chwyciłam za następne, być może mniej szalone. Mam na imię ciągłe poszukiwanie, parcie do przodu Placem Grunwaldzkim, znowu to samo, ciężar miasta mierzony w Celsjuszach, szara migawka, dlaczego jestem tu wciąż nieszczęśliwa, jakby szczęście dawała tylko Itaka. Pada śnieg białej kaliny spomiędzy sowich pochówków. Dziś umarły nam dwie, to przez zbyt jasne noce. Pełnia nie kończy się od listopada, a jesienią skowronki nie odleciały, czekają nadal. Bezsenne łąki koniczyny, jak kobierce stokrotek umarły z nadmiaru świtu. Ostatnim dniem maja, plączemy nasze latawce, zwykle na pożegnanie trzaskamy drzwiami i szkłem, samochodem jadącym w nieznany zamęt, a dziś płyniemy czystą łąką w noc obłędnie rozlaną.
  18. un papillon

    dwa światy

    Dość się ten wiersz czuje. Być może wolałabym bardziej alternatywny sposób wyrazu, ale to tylko moje osobiste widzimisię. Od strony merytorycznej czy warsztatu, nie będę się wypowiadać bo się na tym dobrze nie znam, w odbiorze jednak wyczuwa się o czym autor chciał opowiedzieć. A to jest najważniejsze. pozdrawiam!
  19. Mnie druga strofa bardzo przypadła do gustu. Całość też działa dobrze, ale zabieram najchętniej drugą.
  20. un papillon

    Konwalie

    Bardzo ładny wiersz. Zdaje się pisany nakładem pięknych emocji.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...