spod twojej przemoknietej płóciennej peleryny wyfruwaja ptaki
brniesz przez grząskie ulice cienistego miasta pachnącego mokrym drewnem
przez zlodowaciały topnijący śnieg, przed siebie, przeze mnie
pod stalowym pancerzem nieba odchodzisz z mojego życia
jak zza zaparowanej szyby słońce bladym słabym światłem wraca do świata żywych
wśród bezlistnych niemych drzew idziesz sama
w twej ręce mały szary tobołek
zabrałas mi wszystko, jak złodziej przyszłaś i znikłaś
zabrała wszystko! spuście psy! siodłajcie konie!
nadchodzi sredniowiecze, stój!
jej nogi nieruchome spętane łancuchem lęku, cisza, pustka skutego lodem jeziora
odwraca sie , stoi naga, sina
naga stara kobieta o przegniłych zębach
stara żylasta kobieta rozszarpywana przez psy