Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Bogdan Piwowarczyk

Użytkownicy
  • Postów

    38
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Bogdan Piwowarczyk

  1. Wierszyczki na średnim poziomie To płaczą to śmieją się mieszkańcy Krety kretyni Płonie największy w świecie las Las Vegas Chory prosi w szpitalu pielęgniarkę o basen Morza Śródziemnego Rzeczywistość towarowo-pieniężna kupna –sprzedaży Ruch w te i we wte rozbrzmiewa naokoło Jerzy Fryderyk Handel Amor Salety uległ amortyzacji Pesymiści twierdzą, że jak na EURO zdążymy z boiskami i autostradami to z szaletami miejskimi na pewno nie i Europa nie będzie miała się gdzie dobrze odkupkać Bruksela radzi, aby w celach marketingowych babcie klozetowe nazwać dziweczkami klozetowymi - też z pupą się kojarzy opozycja twierdzi, że do pupskich potrzeb nikogo specjalnie nie trzeba zachęcać Trwa walka między frakcjami, jak pupskie potrzeby zapisać w Konstytucji Czy jako niekoniecznie wyższe potrzeby, czy jako koniecznie niewyższe potrzeby Socjaliści proponują, aby służby sprzątające nazwać czyścioszkami Są postulaty, aby Eurodeputowanym nie podnosić już członków Ale nawet obciąć o połowę
  2. Jestem orłem – czyli prymusem W wielkiej klasie świata Aniołem stróżem ziemskiego koliska Mieszkam na wysokich skał zwaliskach Wielbią bystrość mojego wzroku Którym przenikam z krańca do krańca ziemi Szlachetność lotu wśród słonecznych promieni Niebem moim górnolotne idee pomysły Przedkładam poryw serca nad umysł ścisły – Jak grom spadam w otchłań dziejów Nie zauważa się że mnożą się ofiary Gdy w nowy przemieniam świat stary Dzisiaj gdy twierdzi się Że istnienie istnieniu wilkiem Zapomniano że każdy każdemu bratem Bo niestety także i katem – Teraz chciałbym w kosmitów Przerobić orłów kołodziejów Bo lecieć trzeba nieustannie w sztafecie dziejów Wierzę że czas to nieprzerwany postęp – Niedozwolony jest jakikolwiek postój Lub pokoleniowy odstęp
  3. poeta nie chce, aby świat rzucił mu się walnął na mózg nie może już patrzeć na biednych, bo nieszczęśliwych na nieszczęśliwych, bo biednych wie, że zło niejednemu wyzłociło życie wie, że krzyż niejednemu pokrzyżował życie poeta nie jest stróżem nocnym moralności przyzwoitką kogokolwiek nie dba o czystość gatunku choć nieskończona piękność ciała nieskończona piękność duszy to odwieczne marzenie człowieka nie wiąże z jakąkolwiek czystością przyszłości ludzkości nienawidzi hyclów wie, że największej ofiary wymagają ofiary nie wierzy w trwały udany związek co się będziemy rozwodzić na ma nad czym sztuką nie jest uwieść lecz odwieść kryzysowi wieku średniego towarzyszy rozkwit wieków średnich osobisty kryzys gospodarczy Rusów i Niemców za sąsiadów mamy podobno z woli nieba jak nie myśleć o nas jak o Mesjaszu jadą Niemcy po nas do Rusów jak po naszych trupach do celu boki oba przebodli piwkiem napoili ino wziąć się pod boki i walcować nie do życia z życiem poety życiu poety nie do życia z „poetą” tyle alternatywnych możliwości a tu życie jedno jedyne jak żona jedna jedyna baba po babie życie po życiu baba obok baby z piekła do raju droga wolna coraz więcej bólu ból trzeba odboleć ból trzeba przeboleć w sprawie eutanazji ostatecznie wszyscy pracujemy w wywiadzie zagryzamy ząbki i nikt nie wydrze nam wiadomości które z takim narażeniem życia wiecznego zdobyliśmy no wiadomo szacuneczek szanowanko tak wzrosła skala zła że musi jej odpowiadać taka skala cierpienia?
  4. odczytujemy nasz świat przynaglani przyjemnością lektury przymuszani obowiązkowością lektury zapisany w obcym języku jakby coś zostało nam zapisane w tajemnicy i nie wolno nam o tym pisać iluż ląduje w piekle pochłoniętych własnymi myślami nieuporządkowanie niczego i nikogo toż to dopiero porządeczek związek wszystkiego z wszystkim wszystkich z wszystkimi brak związku czegokolwiek z czymkolwiek kogokolwiek z kimkolwiek rozpięci między przyznaniem racji temu co się dzieje albo temu co się nie dzieje miłość wyjaśnia wszystko miłość i nienawiść jeszcze więcej tak w niebie jak i na ziemi prawdopodobnie nikt nic nikogo niczego nie wyjaśni panowie literaci odczytują rozczytują zaczytują innych panów literatów a tu ludziska bidne od gębusi do pupci byleby z czterech kątów w cztery strony byleby oderwać się od rzeczywistości poeta poleca samolot poeta dąży dokądkolwiek byleby nie donikąd usypia zmysły przykłada lustro do ust konającego świata czy jeszcze oddycha może Ktoś odsłania uchyla rąbek tajemnicy poeta marzy o odsłoniętym uchylonym
  5. wiosna 2008 okres godowy dziadziuś poety to niejaki homo erectus chodzi wszelakoż o to że to przodek się wyprostował a nie że przodek mu się wyprostował przysłów polskich nie znał mowy polskiej nie znał a kto pod kim pierwszy dołek wykopał leci taki włochaty mamut i nagle zdziwko dziwić się, że wnuczuś po takim dziadziu chłopina nie dawał sobie rady z jednym wymiarem dwoma trzema rozchyla gałęzie, kto go walnął w głupi łeb i nagle w czwarty wymiar a pewnie myślał, że jest wszystkim na co stać ludzkość niezwierzęcy stan istnienia nie odpowiada poecie mówi do niego poeta a on poecie nie odpowiada nie kusi nie uwodzi nie czaruje nie mruga zachęcająco porozumiewawczo niedostrzegalny okiem niesłyszalny uchem nie do powonienia nie do posmakowania niedotykalny nie do dotknięcia niezauważalny stan istnienia styka się z ciałem poety? w którym miejscu w jakim czasie okolicznościach jest ktoś w gwiazdach kto chce udowodnić człowiekowi, że jest kimś ktoś kto chce udowodnić, że jest nikim oba te tak rozbieżne stanowiska wywołują niezrozumienie człowieka a na pewno przerażenie ani oko nie widziało nie ucho nie słyszało jak wielkie rzeczy są w człowieku poeta wie, że gdy Zuzia po raz pierwszy zobaczyła gołego Jasia to straciła ... przytomność ... umysłu w poecie wprowadzano porządek przez całą zimę wprowadzono stan wojenny godzinę policyjną ciszę nocną zakaz opuszczania domu po dwudziestej drugiej nawet ulubiony Mickiewicz zszedł na dziady dzisiaj poeta pan półwieczny uważa, że dziewicom powinien kościół automatycznie przyznawać tytuł męczennic (pod tą ironią kryje się niewyobrażalny szacunek dla ludzi dobrych szlachetnych powściągliwych) ten, który powinien ratować co w człowieku w ludzkości wzniosłe stwierdza ze smutkiem że u niego na dnie wciąż jest nieładnie a już z wielkim że jego sympatia przechodzi stopniowo z cnotliwej Zuzanny na starców artystę stać z górą na setkę a w nim miliardy lat świetlnych miliardy stuleci świetlnych tysiącleci świetlnych epok er świetlnych nie podejrzewałby nigdy że coś takiego w nim jest to budzi jego podejrzenia chce musi to podejrzeć zagląda w siebie przez swoje oczy napełniłby się wszelkimi możliwymi otworami wszelkimi naleciałościami wypróżniłby się wszelkimi możliwymi otworami wszelkimi pozostałościami uśmiechnął się do siebie powiedział coś do siebie zapłakał nad sobą patrząc z lotu ptaka ludzkość gorliwie wypełnia jedno przykazanie to o rozmnażaniu idą chłopy baby z kraju do kraju z miasta do miasta z łóżka do łóżka z ręki do ręki idą cwałem galopem kłusem a w nich płaszczyzny przestrzenie o których niewiele albo nic nie wiedzą a tu nagle głos Boguś przecież tyżeś chłopie Jędrkowi babe uwiódł a jak on mnie na in flagranti z zimną krwią zamordował to nic jak długo nie mogłem ostygnąć a że jego baba nie odróżniała nas od pięcioraczków z czworaczków to nic przyjaciel mówi, że z koryta ciała to on by się chętnie uwolnił myślę sobie szkoda tylko chłopie że w korycie pomyje z ostatniej chwili amerykański politolog wyznał ze smutkiem że do czasu rozpoczęcia trzeciej wojny na ziemi nic ciekawego się nie wydarzy inny znowu, że Indianie nie znali imion Chytry Lis Cwany Szakal Chciwa Hiena to się wiedziało, z kim ma się do czynienia kto jest kto ja o pewnym gościu powiedziałem że to kupa świni gdy pozwie mnie przed Trybunały będę się bronił, że chodziło mi o kupę nie o świnię trza by było po niektórych spłukać obficie po całej ludzkości trza by było spłukać obficie a jeżeli te wieczności we mnie takie wieczne wieczyste wiekuiste to przecie szczęśliwego końca happy endu nigdy nie będzie
  6. Poeta robi jaja z wszystkich Wszyscy robią jaja z poety nie samym chlebem żyje człowiek ale wszelkim słowem, które od drugiego człowieka pochodzi nie samym seksem żyje człowiek ale wszelkim chlebem, który od drugiego człowieka pochodzi nie samym ciałem żyje człowiek ale wszelkim ciałem, które od drugiego człowieka pochodzi nie samą duszą żyje człowiek ale wszelkim ciałem, które od niego pochodzi mężczyźni i kobiety jak słowiki wabią się płaczem właśnie nasz poeta zwabił płaczem kobitkę to muza poezji postanowiła dać mu w skórę, przebrała się za współczesną dziewczynę, już da mu słowika albo drobniejszego koliberka musi być kormoran albo albatros inaczej biega dziś agregat i pompie też nic nie dolega (ta pompa to serce poety z wielką pompą) co się stało panie poeto, że pan dzisiaj nie bluźnił no więc randeczka poety z muzą wie pani dawnej rajcowały ludzi żywoty świętych a dzisiaj żywoty grzeszników od hagiografii przeszliśmy do pornografii opowiem pani pani Muzo kawał Jasiu z Zuzią mają brać ślub Zuzia mówi do Jasia wiesz Jasiu, przed ślubem nie można ale powiedz mi, jaki jest ten Twój no wiesz Zuziu, taki jak temperatura w pokoju no wiesz Jasiu w zimie to jest siedemnaście ale w upał to dwaaaadzieściadziewięć nie trafiła w muzę jak meteor ten kawał meteorologiczny muza przekłada nóżkę z nóżki na nóżkę poeta w ton religijny my ludzie, wie pani w tym mięchu naszym ale zaczynam zauważać, że wszystko naokoło jest przeproszeniem no wie pan nie musi pan może być za przeproszeniem a może być bez przeproszenia to bogowie posyłają mnie, aby pana przeprosić za poezję nie każe się pan chyba krótko przepraszać podzielę się z panem wszystkim co mam ja jestem dzielna a pan będzie mój Tutenchan tu musimy dokonać myślowego skrótu poeta pisze poemat o tytule krytyka czystego seksu „czyste dzisiaj są tylko ludzkie cienie” „szlachetne dzisiaj są tylko kamienie” „o jakże nieskończony jest człowiek” powinno być coraz mniej ciała coraz więcej mózgu aż na końcu ewolucji zostanie sama głowa z duszą pod brodą albo za uchem poeta wyrzuca z siebie wszystko wszystkim oj będzie zielono w głowie od zielonych oj będzie kolorowo w głowie od kolorowych psst..... poeta pokazuje muzie akt erekcyjny pod budowę przyszłych pokoleń poeta musi wykończyć siebie lub wykończyć poezję dzieło, które zaczął /odwrotnie do zniszczyć/ odmawiają sobie wzajemnie posłuszeństwa poezja – wykończenie wnętrz
  7. ja nie jestem mój ja nie jestem swój ja nie jestem moją własnością ja nie jestem swoją własnością moje myśli nie są moimi myślami mój los nie jest moim losem tak bardzo własny i tak bardzo obcy jestem dla siebie kimś znajomym i kimś zupełnie nieznanym jestem tylko dla siebie jestem nie tylko dla siebie jestem tylko nie dla siebie jaki jest mój stan posiadania nie posiadania posiadam nie posiadam się ze śmiechu ja pogrążony w Tobie jak w myślach Ty pogrążony we mnie jak w żałobie i płaczu szaleją nieba żywioły potęgi w moim wnętrzu jak w środku cyklonu spokojnie cicho cisza musie zwiastować burzę cisza musi zwiastować Boga spada jak grom z nieba mnie we mnie nie ma mówię nie moim głosem mówi nie mój głos tak niech będzie tak niech się stanie na spokojnym już morzu łódeczka z dwojgiem rozbitków jeden skończony człowiek drugi nieskończony Bóg
  8. Noc, włączam telewizor Reklama czegoś tam – niech cię pochłonie Czytam, myślę sobie Że największemu wrogowi bym tak nie życzył Klątwa musi brzmieć podobnie Ale za chwilę ratunek Dezodorant jak gaśnica strażacka Za chwilę – muskularni panowie zgrabne panie Czytam – witaj po radosnej stronie życia Boże, toż to musi być niebo A ja myślałem, człowiek na kształt chmurki Obłoczku, a tu nóżka w lewo nóżka w prawo Boże, obiecuję w niebie wezmę się Za systematyczny trening myśleć nie trzeba Bo wszystko jasne Pod oknem przechodzi banda młodocianych drani Nie boję się nie boję się Ojciec za rękę prowadzi mnie Domyślam się ukrytego podtekstu Zastanawiam się, kiedy przestajemy być Dzieciaczkami z Arki Noego i dlaczego Czy dzisiaj uświadczy na świecie Świętego nocnego Marka Dawniej było łatwiej gdy wokół Tylko gołe ściany a dzisiaj plazma Na pół ściany do żywego będą ci Gołym okiem widać znajomy powiada Seks tylko seks reszta jest milczeniem A wydawać by się mogło Że wszelkie słowo człowieka Wszystko co zdążył wyartykułować Zaczyna się poza seksem A może słowo jest ukrywaniem prawdy o nas Mówią że człowiek szuka ukojenia W najlichszej rozrywce a nie we wzniosłym słowie To byłaby największa klęska poezji Norwid po przeczytaniu Kochanowskiego „ zagrałem i jeszcze mi smutniej „ myślę że z seksem radzą sobie tylko ci którzy pozostają albo na jego dnie albo na jego brzegu wyłączam telewizor biorę się za czytanie poeci tropią poezję jak myśliwy sarnę pod drzwiami banda młodocianych drani chłopaki kurwa tu jest dzwonek ja w ciemności korytarza z papierosem postury mojej nie widać wydaję z siebie głos jaki eleganccy panowie wydawali kilkadziesiąt tysięcy lat temu – jak ja ci kuuuurwa zadzwonię nawet nie dotknął dzwonka, nawet nie pisnął do dziś dzwoni w ciszy mój głos znów poezja teraz poeta to już biegnie za mamutem w następną noc muszę skorzystać z pomocy świętego Waleriana i świętej Melissy kładę się spać na wszystko jest już za późno na nic za wcześnie niegdysiejsi poeci przewracają się w grobach na drugi bok
  9. W młodości moim ulubionym poetą Był Grochowiak widział brzydotę Lecz widział ją pięknie Liczę w myślach daty graniczne jego życia Wychodzi czterdzieści dwa lata Pamiętam jak pisał o nocach poezji papierosach Stasiu prześwietlałeś słowa Czy prześwietlałeś płuca Dręczyłeś słowa Po cholerę dręczyłeś siebie Czy myślałeś o krwiobiegu Nie słów ale w swoim ciele Czy badałeś ciśnienie krwi Poziom cukru cholesterolu Stasiu ukrwiła unerwiła ucieleśniła nam się dusza Tak nasza prawdziwa ojczyzna To ciemne zbryzgane krwią wnętrze naszych ciał Kędy mrą nerki flaki płucka wątróbki Tak Stasiu piękno nigdy nie było Nam dane w posiadanie Na szczęście ten który pragnie myśleć Bardziej niż w rzeczywistym świecie Przebywa w świecie myśli Tak poezja nie jest zaklętym zwierciadłem Które na wciąż ponawiane pytanie świata Odpowiada niezmiennie Tak świecie jesteś piękny I nic piękniejszego nad ciebie nie ma Dlaczego człowiek tęskni za ciemną Tak zwaną najprawdziwszą prawdą Zamiast żyć w pięknych złudzeniach Żeby nic nie zachwycało Żeby nic nie straszyło ? Najbrzydszy świat ujęty w słowo jest piękny Ja Stasiu jeszcze zakochany Ty już umarły Jednakie dla nas staranie O serce o jego głos by nigdy nie ucichł O brzydkie myśli O poezję która jest brzydką zabawą O brzydkie kaczątko O Kopciuszka o sierotkę Marysię Stasiu czy jest możliwy gdzieś jakiś świat Tak pomyślany że nie ma w nim Nic brzydkiego ale nie jest Jak to mówiłeś wymyty
  10. Spotykam dawną znajomą Która za komuny była Kierowniczką sklepu mięsnego Gadamy o życiu Teraźniejszym, potem doszło do przyszłego Ona do przyszłości podchodzi sceptycznie A gdyby przyszło jej w niebie Dalej rąbać mięcho to ona dziękuje Uzmysłowiłem sobie wtedy Że jest to wywracanie kota ogonem Przecież jest – jako w niebie Tak i na ziemi A nie – jako na ziemi tak i w niebie A czego jak czego Ale mięsa w niebie To chyba nie ma Uzmysłowiłem sobie też Patrząc na znajomą Że pytanie mężczyzny o raj Jest zawsze pytaniem o kobietę
  11. Gdyby tak Bogu przyszło sądzić narody Chyba żaden nie doczekałby się nagrody A przecież stworzył Włochów i Hiszpanów kudłatych Wikingów i bojarów brodatych Murzynów hojnie obdarzył przyrodzeniem Chińczyków zaś za to krzywym spojrzeniem Lecz już Kain źle na Abla patrzył Na Kaina zaś Abel A już najgorzej było po wieży Babel Nawet Lech z Rusem braćmi byli Tylko się o mięso pokłócili Kulturalna Europa polskim jedzeniem się zachwyca Chamskim Rusom nie smakuje polska rąbanka kaszanka I na wegetarianizm przechodzi niejedna Moskwiczanka W Brukseli każda polska krowa policzona W laboratoriach zbadana zawartość spod ogona A Moskwą RazPutin włada Co myśli o carstwie, a o mocarstwie powiada Lecz co by to dopiero było Gdyby z myśli i mowy Przyszło Bogu sądzić narody To dopiero żaden nie doczekałby się nagrody Co mówi o Niemcu Francuz, Niemiec o Francuzie Polak o Ruskich, Rusy o Polakach Można by było z tego spisać Dwudziestotomową encyklopedię wulgaryzmów I słowniki wyrazów naszych i frazeologicznych W których roiłoby się od stworzeń zoologicznych Lecz myślę, że jest naród U którego Bóg nie znalazłby winy Myślę o Eskimosach O ich ziemię nikt bojów nie toczył Oni wojen zaborczych nie prowadzili Żyją w śniegu jak i dawniej żyli Eskimos żadnych pretensji nie rościł A jemu nikt niczego nie zazdrościł ( bo i czego ) Eskimosi nie wścibiają nosa w nie swoje sprawy I wiedzą że nosy służą do miłości i do zabawy Choć podobno słyszano ostatnio o Eskimosach Co gadali głośno o chińskich termosach A już na koniec Na pewno byłby zbawiony naród Antarktydy Lecz mówią, że to ziemia niezamieszkała I w tym właśnie niewinność cała I jest twoje słowo o śniegu Boże I o grzechu, co nad śnieg bielszym stać się może
  12. Znajomi żyją w separacji On w akcie desperacji Chodzi po mieszkaniu Bez żadnego przyodziewku Jeden jej gest jeden ruch A doszłoby do aktu pojednania Niestety wszystko naokoło Kojarzy jej się z biedą Może by tak spróbować poezji Kobiety łatwo łapią się Na lep poezji Choćby poeta był już tylko Kompleksem zabudowań sakralnych Z zamierzchłej epoki Chętnie oddają się wspomnieniom Westchną sobie czasem Chętnie żyją w przenośni Lub po prostu walnąć Grubą monetą o stół Pieniądz ten ma siłę przekonywania Co tu mówić siłę Pieniądz przekonuje bez użycia siły Wymową faktów logiką nie do podważenia Argumentami nie do zbicia Pieniądz dotyka kobietę głęboko Trafia w najwyższe rejony Wrażliwości kobiecej Kobieta warta jest każdej ceny Kobieta warta każdej ceny Każdą też cenę zapłaci Może lepiej było Nie odchodzić przed wiekami Od wymiany naturalnej Pierś za pierś Buzia za buzię Wszystko zło zaczęło się Gdy przekłuto pierwsze uszy pierwszy nos Gdy wynaleziono koło Od koła już prosta droga Do kolczyka bransolety Potem był mercedes
  13. Pewien poeta jeszcze bardzo młody Przed którym dopiero poetyckiej kariery schody Był na wieczorze autorskim Poety średniego pokolenia I podziwiał jak ten słuchaczy W media przemienia Pomyślał – takiemu to się szczęści I mocniej zacisnął pięści Gdy sam był już autorem średniego pokolenia I za swoje książki Zarabiał pokaźne pieniążki Zazdrościł staremu poecie Nagród i wielkiej sławy Pomyślał – takiemu to się szczęści I mocniej zacisnął pięści I tym bardziej jął wylewać Na czytelników pot swój krwawy I nie było w tym już nic z młodzieńczej zabawy Gdy był starym poetą o wielkim prestiżu Zobaczył młodego z dziewczyną prawie w negliżu Pomyślał – takiemu to się szczęści I mocniej chciał zacisnąć pięści Lecz dłonie różańcem przepletli I sarkofag z poetą za miasto wymietli Co po tych poetach zostanie na wieki lekturą A co zwykłą makulaturą Bo ich ból rozgrywał się poza słowami I wszyscy byli pozerami i kłamcami Co z tego szczęścia którego Nigdy nie osiągnięta pełnia Gdy wszystko nie w swoim Czasie się spełnia A to co w jednym czasie Szczęściem się wydaje W innym szczęściem być przestaje Co z tych zaciśniętych pięści Lecz tylko ten kto nie walczy Nie przegrywa w walce W której wciąż czegoś nam przybywa A czegoś ubywa Lecz trzeba umiejętnie rachować Zyski i straty Wciąż za coś płacąc Za coś pragnąc zapłaty
  14. Pewien poeta jeszcze bardzo młody Przed którym dopiero poetyckiej kariery schody Był na wieczorze autorskim Poety średniego pokolenia I podziwiał jak ten słuchaczy W media przemienia Pomyślał – takiemu to się szczęści I mocniej zacisnął pięści Gdy sam był już autorem średniego pokolenia I za swoje książki Zarabiał pokaźne pieniążki Zazdrościł staremu poecie Nagród i wielkiej sławy Pomyślał – takiemu to się szczęści I mocniej zacisnął pięści I tym bardziej jął wylewać Na czytelników pot swój krwawy I nie było w tym już nic z młodzieńczej zabawy Gdy był starym poetą o wielkim prestiżu Zobaczył młodego z dziewczyną prawie w negliżu Pomyślał – takiemu to się szczęści I mocniej chciał zacisnąć pięści Lecz dłonie różańcem przepletli I sarkofag z poetą za miasto wymietli Co po tych poetach zostanie na wieki lekturą A co zwykłą makulaturą Bo ich ból rozgrywał się poza słowami I wszyscy byli pozerami i kłamcami Co z tego szczęścia którego Nigdy nie osiągnięta pełnia Gdy wszystko nie w swoim Czasie się spełnia A to co w jednym czasie Szczęściem się wydaje W innym szczęściem być przestaje Co z tych zaciśniętych pięści Lecz tylko ten kto nie walczy Nie przegrywa w walce W której wciąż czegoś nam przybywa A czegoś ubywa Lecz trzeba umiejętnie rachować Zyski i straty Wciąż za coś płacąc Za coś pragnąc zapłaty
  15. Pewien poeta jeszcze bardzo młody Przed którym dopiero poetyckiej kariery schody Był na wieczorze autorskim Poety średniego pokolenia I podziwiał jak ten słuchaczy W media przemienia Pomyślał – takiemu to się szczęści I mocniej zacisnął pięści Gdy sam był już autorem średniego pokolenia I za swoje książki Zarabiał pokaźne pieniążki Zazdrościł staremu poecie Nagród i wielkiej sławy Pomyślał – takiemu to się szczęści I mocniej zacisnął pięści I tym bardziej jął wylewać Na czytelników pot swój krwawy I nie było w tym już nic z młodzieńczej zabawy Gdy był starym poetą o wielkim prestiżu Zobaczył młodego z dziewczyną prawie w negliżu Pomyślał – takiemu to się szczęści I mocniej chciał zacisnąć pięści Lecz dłonie różańcem przepletli I sarkofag z poetą za miasto wymietli Co po tych poetach zostanie na wieki lekturą A co zwykłą makulaturą Bo ich ból rozgrywał się poza słowami I wszyscy byli pozerami i kłamcami Co z tego szczęścia którego Nigdy nie osiągnięta pełnia Gdy wszystko nie w swoim Czasie się spełnia A to co w jednym czasie Szczęściem się wydaje W innym szczęściem być przestaje Co z tych zaciśniętych pięści Lecz tylko ten kto nie walczy Nie przegrywa w walce W której wciąż czegoś nam przybywa A czegoś ubywa Lecz trzeba umiejętnie rachować Zyski i straty Wciąż za coś płacąc Za coś pragnąc zapłaty
  16. Będziemy znowu mieszkać w swoim domu Będziemy stąpać po swych własnych schodach Nikt o tym jeszcze nie mówi nikomu Bo i po co bo można zapeszyć A mieć pecha to polska narodowa cecha Będziemy znowu mieszkać w swoim domu Będziemy stąpać po swych własnych schodach Nikt o tym jeszcze nie mówi nikomu Bo dziś człowiek z człowiekiem nie pogada I nie wiadomo kto sąsiadem którego jest sąsiada Bo dziś panie Leopoldzie Stąpają po swych własnych schodach Jedynie ludzie o odpowiednio wysokich dochodach I nie dzwonią o szyby deszcze jesienne Bo w domach puste ramy okienne I wciąż jednako miarowo bez zmiany Na nic polskie transy i przemiany
  17. Za to, co mój nos wąchał Albo raczej czego nie wąchał Za to co mój język smakował Albo raczej czego nie smakował Za to czego moja ręka dotykała Albo raczej czego nie dotykała Winien Ci jestem miłość A ona taka maleńka W tym świecie o pięknie bez granic Za to co moje serce czuło Albo raczej za to czego nie czuło Winien Ci jestem miłość A ona taka maleńka W tym sercu o uczuciach bez granic Moje zmysły to zmysły materii Moje serce to serce materii Nie pragnę wielkich rzeczy Choćbyś nie wiem co stworzył Powiem Ci – wielkie mi rzeczy Nie pragnę żadnych rzeczy Pragnę niczego W którym wreszcie poczułbym Prawdziwość swojego istnienia Taki Jakiego mnie oko nie widziało Jakiego mnie ucho nie słyszało Jakiego mnie serce nie czuło
  18. Jadę kiedyś tramwajem Obok mnie zwalisty chłopak z dziewczyną Mówi o mnie do niej Chudy jak kość ale gość Ja z Krasińskim na prawym ramieniu Ze Słowackim na lewym Patrzę na ładną dziewczynę Pomyślałem, jak zdałbym U niej egzamin z przyrody Pomyślałem też o mojej szlachetnej postawie Wiecznie łamiącej się ze słabością Niesprawdzony przez historię Jak zdałbym z niej test Na razie człowiek bez imienia Fukuyama twierdzi, że historia umarła Dość grzebania w ludzkich bebechach Języki obce ekonomia prawo Służba ojczyźnie w Brukseli Oczywiście „ swoich pożytków zapomniawszy „ I wynalazek dla mas współczesnych czasów - nowoczesny dom - i inny wynalazek – nowoczesna kobieta - i jeszcze inny – nowoczesne sumienie jak je zdobyć gdy na prawym ramieniu Krasiński gdy na lewym ramieniu Słowacki
  19. Zmierzwione drzewa Jak czupryny palcami w zachwyceniu – A nie szaleńczym wiatrem Złamane zboża Jak w dziękczynnym ukłonie – A nie potwornym deszczem Pękający człowiek Ze śmiechu – A nie od bomby On – w łonie przyrody Jak w łonie matki Jak dziecko Sprzed pierwszej poważnej rany
  20. Nie wiem co jej odpowiedzieć Gdy zapyta mnie o zdrowie Czuję się przecież coraz gorzej Ja też będę musiał ją Przy okazji zapytać o zdrowie Taka okazja się nie powtórzy Jak do niej podejść Z tym bukietem kwiatów Który dla niej kupiłem Podejść od przodu czy od tyłu - do śmierci a przyjdzie czas, że dusza opuści ciało jak kochanka ukochanego stawał się niemożliwy we współżyciu aż niezdolny do współżycia ograniczony horyzontem swojego czasu uległy przywarom nałogom ciągnął ją w dół lecz na zawsze zapamięta ich zespolenie w miłosnym uścisku spojrzenia w oczy nawzajem postanowiła wyjechać zacząć wszystko od nowa a jego zostawić – raj utracony życia ludzie mordują się ale nie jeden drugiego tylko tak po prostu z czymś się mordują w czasie wojny są zamordowani w czasie pokoju zmordowani to nie my przechodzimy obok ale historia przechodzi tak jakoś obok jak zmęczona staruszka na którą wstyd uważniej popatrzeć a przecież jesteśmy gotowi wejść do historii choć wiemy, że wejść do niej można tylko na chwilę ostatnią
  21. Podchodzi do mnie mama Siedemdziesięcioletnia staruszka Bogusiu, czy tu na tej kartce (termin wizyty u specjalisty ) jest data styczeń czy luty bo źle już widzę patrzę i zastanawiam się czy są dwie kreski czy jedna tak jakby kreska mogła oznaczać przesunięcie czasu w jedną lub drugą stronę tak jakby kreska mogła oznaczać życie lub śmierć człowieka w naszym przyspieszonym życiu przechodzimy od zapisywania ludzi datami do zapisywania dat ludźmi myślałem bardzo często czy Bóg jest przy mnie lecz właśnie nawet wtedy gdy myślałem, że Go nie ma był przy mnie bardzo intensywnie teraz gdy przestałem o Nim myśleć zauważyłem, że jestem naprawdę sam a On oddalił się wybrał wolność muszę myśleć o Nim rano wieczór we dnie w nocy On przychodzi na myśl
  22. Poeta nie jest bokserem - Choć mogliby pogadać O nierealności świata O niedotykalności świata O granicy między ja i nie ja Poeta nie jest kulturystą – Choć mogliby pogadać O sile przekonywania O ciężarze życiowych doświadczeń Może poezja jest jednowymiarowym Ubogim sposobem odczuwania świata Jeszcze w dodatku poeta ma walczyć Poeta nie jest bokserem kulturystą Jego bronią jest j ę z y k Może go pokazać jak Einstein Może się w niego ugryźć i nie mówić Ale bez języka byłoby trudno Poznać inne języki Oblizać się na widok Zlizać krew z rozbitych warg
  23. Podziwiam konstrukcję fabuły mojego życia Jej wielowątkowość wieloplanowość Myślę o rekonstrukcji mojego życia po śmierci O rekonstrukcji zdarzeń o wizji lokalnej Cios który zadał mi śmierć Będzie śmiesznym pustym gestem Mnie jako ofiarę zastąpi statysta Pomimo troski o najdrobniejszy szczegół – Wszystko będzie takie podobne I takie niepodobne
  24. W amerykańskiej prasie Ukazały się wspomnienia Żydówki Z czasu końca drugiej wojny Była wtedy malutką dziewczynką Siedziała wygłodniała zziębnięta wycieńczona Na dworcu kolejowym w Częstochowie Podszedł młody człowiek, porozmawiał Przyniósł ciepłą herbatę Potem przyniósł jeszcze coś do zjedzenia Gdy zbliżała się godzina odjazdu pociągu Powiedział do dziewczynki Spróbuj wstać, a gdy nie znalazła W sobie sił zaniósł ją na rękach Do pociągu na odchodnym powiedział Jestem klerykiem nazywam się Karol Wojtyła Czy do każdego z nas Nie mówił spróbuj wstać Kłócimy się o słowa idee Tam gdzie myśl człowieka Styka się z rzeczywistością Zjawia się życie lub zjawia się śmierć Prawda o nas w naszych czynach
  25. Ja punkt wyjścia, który nie wyszedł Ja punkt dojścia do którego nie doszło Ja znikający punkt Ja punkt widzenia jedyny do przyjęcia Nie przyjęty Ja punkt zaczepienia nie znaleziony Ja punkt odniesienia nie odniesiono się Ja punkt docelowy nie dotarto Ja punkt centralny który nie był W centralnym punkcie Ja punkt oparcia nie oparto się Ja punkt podparcia nikt niczego nie podparł Ja punkt honoru nie poczytywany sobie Ja martwy punkt, w którym ugrzęznę W punkcie w którym stykają się Czy zostawię świat wrażliwy Na moim punkcie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...