Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

justyna nawrocka

Użytkownicy
  • Postów

    74
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez justyna nawrocka

  1. Dzięki Tom, ja też jestem pod wrażeniem Twoich tekstów, pachną Stasiukiem bardzo. mój fragment to wstęp do opowiadania, które postaram się umieścić w całości. Rodzi się na razie...
  2. A desert road from Vegas to nowhere Some place better than where you've been A coffee machine that needs some fixing In a little café just around the bend I am calling you Can't you hear me I am calling you A hot dry wind blows right thru me The baby's crying and can't sleep But we both know a change is coming Coming closer sweet release I am calling you I know you hear me I am calling you Jeff Buckley Ostatni anioł . Ostatni dzień zmierzchu lata. Naszego lata, które przeminęło bez wzruszenia, tak stanowczo i bez emocji, że okazało się najchłodniejszą porą roku. Porą przenikania się błękitu sierpniowego, zmęczonego już nieba i melanżu utkanych wrzosami długich splotów włosów. Czas stapiania się w jedno parującego ciepła ziemi i chłodu nocy, która zabijała nadzieję na światłość i lekkość przyszłych dni. Zapowiedź melancholii jesieni, unoszącej się wraz z szarymi polnymi mgłami. Pejzaż współgrał z naturą ludzi, zamykającymi się już w mieszkaniach, uciekającymi od spotkania z naturą do świata seriali i śmiesznych nieludzkich mikrodramatów. Wracała powoli swoją ulubioną i znajomą drogą przez park. Znała po kolei każdy fragment ścieżki, każdy kamień opowiadał jej swoją własną opowieść, w szumie każdego z drzew słyszała inną pieśń. Tylko w czasie tej krótkiej drogi do domu z pracy potrafiła poczuć się sobą naprawdę, czystą i niezagubioną pośród szumu powszedniości, pośród polifonii cudzych głosów, mówiących jej ustami. Wiedziała wtedy i miała pewność, że chce malować, że do tego stworzył ją Bóg, czy też energia Wszechświata, podświadomość wydawała się być wtedy przyjazną siłą, ukierunkowującą jej życie w jednoznaczną stronę. Nigdy nie chciała umieszczać swojej osoby w sztywnych ramach, choćby te ramy były ozdobione najcenniejszymi klejnotami, złotem, prawdziwym skarbem było to, kim chce być, a nie jaki jest logiczny cel jej życia i trwania tu na Ziemii. * Podróż do Twoich palców, rozwartych na tle ciemnej nocy, jest podróżą po bezkres, po koniec świata, po wieczność. Droga po Twojej głowie, po hebanowych lśniących włosach rozkoszą niebiańską. Księżyce w Twoich oczach płoną seledynowo, narodziły się po to by mnie zgubić, obudzić we mnie lawę stygnącego szaleństwa. * Wystukiwanie niecierpliwymi palcami po klawiaturze, codzienna komputerowa mantra, nadzieja czająca się za każdą literą, aż do palców obgryzionych do krwi. Diabelskie sztuczki, powiedzieliby ludzie minionych epok, którzy poznawali się w sposób dany przez Boga i naturę, zdając się na układ okoliczności , przypadek rządzący bez wątpienia naszym życiem najlepiej, perfekcyjnie wybierając każdemu miejsce i czas wydarzeń, najbardziej dla niego pasujących. Okrucieństwo przypadku nie zna miary, planujemy coś po to , by za chwilę zbierać owoce naszych starań i nagle okazuje się, że wszystko to nie miało sensu. Misternie budowana wieża pragnień zostaje zdmuchnięta najlżejszym podmuchem rozkapryszonych ust dziecka – przypadku.
  3. Dziękuję dla mnie nawet lekkie porównanie z Łysiakiem to już szczyt szczęścia:) masz rację co do budowy tekstu, popracuję nad jego otwartością na pewno
  4. Dziękuję za wzruszenie, płacz, pieknie to napisane, prostota i szczerość, gratuluję
  5. Most na rzece Tara ( Czarnogóra) Pewnego dnia, parę miesięcy temu usłyszałam szaloną propozycję od moich przyjaciół: Jedziesz z nami do Czarnogóry ? Czarnogóra ?....- pomyślałam, że to dziki, bardzo daleki kraj leżący na Półwyspie Bałkańskim, kraj tak silnie narodowościowy, że w końcu po wielu latach wojen odzyskał swą autonomię od Serbii i w czerwcu 2006 roku stał się niezależnym państwem. Kraj kojarzący mi się z pięknem nieokiełznanej przez człowieka przyrody, kraj będący enklawą od cywilizacji, od McDonaldów tak bezczelnie poszerzających sferę globalnej wioski, od hipermarketów znamionujących zwycięstwo konsumpcjonizmu i śmierć spontanicznego, niezależnego uroku danego kraju, od pustej, ludzkiej mentalności kultu pieniądza ewentualnie karty płatniczej. Ucieczka od tego wszystkiego i zanurzenie się w obraz najpiękniejszych gór świata narodzonych z lazurowego morza. Poeta George Byron powiedział, że jedynie Czarnogórze dostały się od Boga skaliste, pełne majestatu góry zatopione na dodatek w błękicie morza, był w Czarnogórze zakochany. Bez wahania odpowiedziałam jedynym w tym przypadku możliwym pytaniem – To kiedy jedziemy? Przed wyjazdem pragnęłam więcej dowiedzieć się o tym dalekim państwie, graniczącym z egzotyczną Albanią, interesowało mnie najbardziej poznanie tego, czego nie zobaczę gdzie indziej na świecie. I oto wiedziałam już, co będzie głównym celem tej podróży: największy w Europie i drugi co do wielkości na świecie ( po kanionie na rzece Kolorado) kanion na rzece Tara. Do Czarnogóry jechaliśmy dwa dni, przedzierając się najpierw przez bardzo strome, trudno dostępne góry Serbii, drogi były prawdziwymi serpentynami. W końcu przekroczyliśmy granicę państwa, które wielkością przypomina województwo dolnośląskie, ale które posiada najbardziej zachwycające zjawiska przyrody : Park Narodowy Gór Dynarskich, rozległe górskie jeziora z najbardziej imponującym swą barwą i najbardziej znanym Jeziorem Czarnym i najpiękniejsze wybrzeże Adriatyku pełne wysp, z jedynymi fiordami na południu. Ja jednak czekałam na most. Ukazywał się naszym oczom bardzo powoli, wyłaniał się z gęstej pierzyny mgły, która właśnie przykryła cały kanion Tary. Widzieliśmy go najpierw zza gęstych drzew, z oddali, z perspektywy jadącego po wysokogórskich, o bardzo ostrych zakrętach drogach samochodu. Zwróciliśmy też uwagę na niezwykłe, wydrążone w skałach tunele kolejowe, jazda taka musi być emocjonującym przeżyciem. Sama droga prowadząca wzdłuż kanionu dostarcza zapierających dech w piersi widoków, w dole krystaliczne, błękitne wijące się pasmo rzeki Tary ( przez 78 km) i pnące się do góry, aż do wysokości 1300 metrów ściany kanionu czyli Alpy Dynarskie, ukształtowane przez lodowce. Wyobraźcie sobie, ten surowy krajobraz, soczyste barwy zieleni na grafitowo-czarnych stokach górskich, świadomość, że docierają tu bardzo nieliczni i zapaleni turyści. I w samym środku tego żywiołu ten architektoniczny ewenement, ogromny (400 metrów długości), zbudowany w starym stylu, z dużymi przęsłami most. Znalazł się nawet w słynnym filmie „Komandosi z Nawarony”, gdzie wykorzystano go w scenach wojennych. Niecierpliwie wybiegłam z samochodu, by w końcu go zdobyć, poczuć go pod stopami. Widok z mostu w dół kanionu (150 metrów) dał mi poczucie małości człowieka wobec natury. Widok nieujarzmionej Tary, płynącej wśród monumentalnych gór i potężny szum wody to przeżycie, które napełniło mnie najczystszą i najbardziej niezwykłą energią. Mostar ( Bośnia i Hercegowina) W drodze z Czarnogóry do Chorwacji jedzie się małym skrawkiem bośniackiego kraju. Popatrzeliśmy na mapę i pełnym pożądania wzrokiem stwierdziliśmy, że tylko kilkadziesiąt kilometrów dzieli nas od słynnego mostu w Mostarze. Wiązało się to z dziwnym przekraczaniem granicy czarnogórsko – bośniackiej dwa razy ze względu na 20 kilometrów wybrzeża Adriatyku, którym Bośnia dysponuje. A więc stoi się na wybrzeżu po stronie Bośni i Hercegowiny i patrzy się na drugi brzeg, którym jest już Czarnogóra, dziwiliśmy się żaglówkom i łódkom, które dryfowały między jednym krajem a drugim swobodnie. Gdy dojeżdżaliśmy do słynnego miasta z jeszcze słynniejszym mostem obawialiśmy się, że nic nie zobaczymy, ponieważ dawno już zalała nas całkowita ciemność. Ale to właśnie noc miała ubrać w najpiękniejszą atmosferę Stary Most. Stari Most? – zapytaliśmy już w mieście starszego mężczyznę, sądząc po etnicznym ubiorze autochtona. Uśmiechając się zaczął z nami wylewną pogawędkę na temat mostu, będącego dumą mieszkańców i przyciągającego masy turystów z całego świata. Miał typową dla ludzi z Półwyspu Bałkańskiego mentalność, bardzo ciepłą, otwartą, otwierającą przed tobą serce i pełną dumy z wielkości i historii własnego kraju. Za chwilę znaliśmy już jego imię, rodzinne dzieje, gdyż jego rodzina też ucierpiała na ostatniej wojnie, zniszczono im dom a jego syn w czasie wybuchu stracił nogę. Dziwiliśmy się, jak bardzo nasze języki są do siebie podobne i jak wiele słów różni się tylko jedną literką, rozumieliśmy się bez problemu. Wskazał nam drogę, pożegnaliśmy się ściskając za ręce. Uliczki Starego Miasta, które prowadzą do głównego dla wszystkich celu czyli Starego Mostu, bardzo wymownie przywołują obraz niedawno zakończonej bratobójczej wojny, w której mordowano się znowu w imię swojego Boga, najwięcej zginęło muzułmanów bośniackich, okrutnymi agresorami byli prawosławni Serbowie. Zabytkowe domy w centrum nieformalnej stolicy Hercegowiny podziurawione gęsto kulami, wiele w ruinie, opuszczone, bez ludzi, którzy uciekając zostawili je już na zawsze. Czuć było wręcz atmosferę strachu i śmierci, tak tu wszechobecną przed laty. W końcu spojrzeliśmy na niego – Stary Most w Mostarze, przepiękny orientalny, zbudowany w XVI - tym wieku, wpisany w 2005 roku na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Zachwycił mnie jego nietypowy dla europejskich mostów wygląd, miał formę bardzo ostrego, wygiętego łuku, idąc nim, trzeba się naprawdę wspinać. Setki, tysiące, różnobarwnych, wielonarodowościowych ludzi przewijających się nieustannie przez most uniemożliwia spokojne go podziwianie. Mieliśmy szczęście zobaczyć go nocą, mieni się złotym światłem, zarówno most, jak i jego otoczenie, pobliski minaret są bardzo nastrojowo podświetlone. Pod mostem leniwie płynie rzeka Neretwa, podobno śmiałkowie wskakują z mostu do szerokiej rzeki. Cudownej atmosfery i egzotyki daje położenie Starego Mostu w tureckiej dzielnicy Mostaru, obok zaczyna się prawdziwe wschodnie targowisko pełne oryginalnych dzieł sztuki, biżuterii, wyrobów orientalnych, przewija się mnóstwo zakrytych zwojami tkanin kobiet. Słychać dźwięki modłów, nawoływań, tureckiej muzyki. Stary Most – perła architektury został brutalnie zburzony w 1993 roku w czasie najazdu chorwackich czołgów. Chorwaci postanowili wtedy podbić Bośniaków i zaczęli od miejsca ich dumy. Wtedy wydawało się, że bezmyślna wojna zniszczyła go bezpowrotnie. Jednak parę lat po zakończeniu wojny bałkańskiej ludzie, dla których tak wiele znaczył dokonali cudu i odbudowali go. Paradoksalnie jego odbudowy podjęli się już wspólnie dawni wrogowie – katoliccy Chorwaci i tureccy muzułmanie. Został wiernie zrekonstruowany według oryginału, nowe, niepowtarzalne elementy wykuto w pobliskim kamieniołomie. Niech na zawsze już będzie symbolem bezsensu i zła wojny, nienawiści, która prowadzi ludzi do zabijania innych w imię różnic religijnych. Niech będzie znakiem połączenia ludzi ze sobą i wiary, że w ludziach, którzy zdolni są do najgorszego drzemie też największe dobro i siła, by odbudować to, co zniszczyli. Most Westchnień ( Wenecja) Ostatni most, który tu opiszę jest zupełnie inny od dwóch pozostałych. Przeszedł do historii światowej jako słynny Most Westchnień czyli włoskie Ponte dei Sospiri i znajduje się w Wenecji. Zobaczyłam go niedawno i pomyślałam, że mosty mają w sobie coś magicznego i że niosą w sobie tyle opowieści, znaczeń, legend. Tyle widziały, słyszały w plątaninie dziejów, poznały zwyczaje każdej epoki, historie ludzkich namiętności, zbrodni. Most Westchnień nie był jednak taki banalny jak mi się wydawało na początku, gdyż był dla mnie najbardziej przereklamowanym mostem świata, występującym na wielu obrazkach jako marzenie zakochanych. Jest najbardziej znanym z mostów weneckich i gromadzi pod sobą masy turystów błyskających fleszami. Pierwszy raz przeszłam po nim nawet nie wiedząc, że oto przekroczyłam słynny most, gdyż „zdobyć” go można jedynie zwiedzając Pałac Dożów. I tak oto znalazłam się w owym pałacu, potem zwiedzałam mroczne podziemne więzienie, gdzie trzymano skazańców przed straceniem i moja wyobraźnia zaczęła w owych lochach tworzyć obrazy renesansowych więźniów, ich przeszywające ciszę jęki, ich torturowane ciała. Brrr, wzdrygnęłam się na myśl o tych ciemnych, pełnych intryg i zbrodni czasach i przeznaczeniu tego miejsca. I oto właśnie to marzenie zakochanych z całego świata, Most Westchnień łączy właśnie budynki I – ego piętra Pałacu Dożów z nowym więzieniem (Prigioni Nuove). Most jest z zewnątrz obudowany kunsztowną konstrukcją, którą widać z zewnątrz, gdyż jest przewieszona nad kanałem pałacowym. W środku most ma dwa, oddzielne korytarze. Jego drogę przemierzali na pewno najbardziej nieszczęśliwi ludzie na świecie, gdyż przeprowadzał on skazańców z Sali do cel, w których mieli zostać już do swej śmierci. Tak ponury most zainspirował poetów do nadania mu nazwy Mostu Westchnień, gdyż więźniowie, nie mając nadziei na wolność, patrzeli przez kamienne kraty ostatni raz na świat i wzdychali tęsknie do wolności lub ukochanej, która tam na nich czekała. Mnie osobiście nie przekonuje romantyzm tego miejsca, nie mogłabym przeżywać miłosnych uniesień w miejscu ostatniego ujrzenia świata ludzi często niewinnie skazanych na śmierć. Zakończenie Trzy mosty, trzy różne historie. Różne państwa, krainy, ludzie, wydarzenia, szczęścia, nieszczęścia. Kamienne, zimne budowle, a jednak pełne łez, strachu, emocji o wielu odcieniach. Kłaniam się nad waszym cierpieniem i podziwiam waszą siłę i wolę przetrwania. Jakie są teraz w moich wspomnieniach? Tysiące kilometrów dalej, siedząc w swoim pokoju, zamykam oczy i znowu je widzę… znowu szumi pode mną błękitna Tara, patrzę na ogromne ciemne czarnogórskie szczyty przykryte częściowo puchową bielą mgły, podziwiam przepych i moc Natury, jej panowanie nad „małym” człowiekiem. Z drugiej strony patrząc na most, szczególnie z oddali albo wyobrażając go sobie z lotu ptaka, odczuwam dumę i radość z bycia istotą, która jest w stanie odnieść nad przyrodą zwycięstwo, ujarzmić ją i istnieć wraz z nią w pięknej symbiozie. Turecki stary most w Mostarze, zniszczony, będący niewinną ofiarą wojny, zrujnowany, pogrzebany wraz z tysiącem ofiar ludzkich w zbiorowych mogiłach. Ponownie odrodzony dzięki sile ludzkiego ducha i przeznaczeniu, które nakazało mu trwać i przypominać do czego prowadzi zło. Dziś niech symbolizuje przyjaźń i tolerancję między narodami, religiami. Niech już nigdy nie zapłacze nad ludzkim nieszczęściem kamiennymi łzami. Rzeźbiony, kunsztownie wykonany mały niepozorny wenecki Most Westchnień. Przenoszący ludzi „na drugą stronę”, na stronę wiecznej pani Śmierci. Był ich ostatnią nadzieją i zarazem gasił w ich sercach ostatni promyk radości, tak jak widok zza jego krat gasił dzień i prowadził już w ciemność. Dziś zmienił swą rolę i stał się najpopularniejszym tłem dla zakochanych. Niech więc dalej olśniewa swoim urokiem, przynosi szczęście i łączy kochanków. Mosty od zawsze łączą ludzi, narody, wierzenia, lądy. Taka jest ich odwieczna rola. Pewnego dnia zdarza się coś, co sprawia, że mosty zaczynają jednak dzielić. Nie doprowadzajmy do tego. p.s. Mosty, opowiedziałyście mi tyle historii, poznałam wasz język i wiem, że będziecie je dalej opowiadać każdemu, który będzie waszym gościem. Dziękuję
  6. dziś umarłam w hipermarkecie na stoliku za 19.90 trzeszcząc grał Mozart na mp3 non omnis moriar będę trwać tysiąc lat promocja
  7. he, jak dla mnie trochę zbyt zawikłany tok myśli, pozdrawiam
  8. Dziękuję Kasiu, tak, jesli pisze się w natchnieniu to wrażliwy odbiorca to rozpozna i nie ma innej drogi w pisaniu, obiecuję zapoznać się z Twoją twórczością, pa
  9. Narodziny Wenus Ona Jeszcze nigdy nie czuła się tak szczęśliwa. Boże – zaśmiała się głośno – nigdy w całym swym życiu nie byłam taka szczęśliwa, taka spełniona, brak mi słów by nazwać ten euforyczny stan. Chyba tylko dałoby się to porównać do wyjścia z własnego ciała i dryfowania gdzieś ponad sobą w przestrzeni i patrzeniu na siebie, na wszystko, co Cię otacza, z góry. I to wszystko stawałoby się coraz mniejsze, mniejsze, aż do zupełnej maleńkości, niewidzialności, i znikłoby w końcu, straciłoby znaczenie, jakość, sens, byt. Zamknęła oczy. Wyobraźnia natychmiast wytworzyła obraz wznoszenia się do góry, powolnego unoszenia się od wszystkich ciemnych i jasnych stron tego świata. Imaginacja pomogła jej tworząc obraz balonu, którego stała się pasażerką, niewidzialną pasażerką prosto ze świata snów, jedynego znanego jej dotąd bezpiecznego świata. Świata, do którego wchodziła bez lęku, w którym zachowała dziecięcą wrażliwość, spokój i przede wszystkim świata, w którym odnajdywała zagubione gdzieś pośród automatycznie następujących po sobie przezroczystych dni marzenia. Marzenia, ostatnie objawy zachowania w sobie duszy. Tak, ale teraz -obiecała sobie- koniec z tym. Koniec z ułudą życia, snem, marzeniami, koniec z niby – bytowaniem, z istnieniem do połowy siebie, koniec…Nowy start, nowe życie, a może i nawet nowa dusza. Tamtą chętnie bym wymieniła – ironicznie zagryzła wargi. Weszła do kuchni, niedbałym gestem wyjęła z szafki kubek. Wstawiła wodę i wróciła do pokoju. Położyła się na chaotycznie rozłożonych poduszkach. „Za chwilę będzie herbata i wtedy to wszystko na spokojnie sobie przemyślę. Muszę jeszcze przypomnieć sobie tylko jego twarz.” Zdążyła przynieść herbatę i opadła na poduszkę. Zasnęła. We śnie chodziła po nieznanym, mrocznym lesie. Czuła się zagubiona, niepewna. Błądziła, próbowała odnaleźć drogę, ale wciąż trafiała na jakieś korzenie, o które się potykała. Była zła, na dodatek padał deszcz i była już całkiem przemoczona. Czuła, że stacza walkę z tymi drzewami, które nie chcą jej wypuścić ze swego ciemnego, onirycznego królestwa. Złość, strach, przemęczenie, a po chwili także apatię – to wszystko czuła równocześnie. Zmierzała donikąd, w świecie bez słońca, czuła jak za chwile upadnie na ziemię. Wydawało jej się, że słyszy jakiś kobiecy śpiew, dochodził gdzieś z góry. Nagle poczuła jakąś dłoń, którą złapała mocno i poczuła jak jakaś osoba prowadzi ją po wąskiej ścieżce. Po chwili zauważyła też delikatny prześwit między gałęziami. Gwałtownie obudziła się. Mocno bolała ją głowa od całej masy tabletek przeciwbólowych, które jak zaprogramowana brała dziś, najpierw co godzinę, później co pół godziny aż wreszcie co kwadrans. Substytut życia duchowego mojego pokolenia – zaśmiała się szyderczo w duchu. Niektórzy winę za grzechy zagłuszają w kościele, inni w frenetycznym szaleństwie zakupów a cała reszta szuka ratunku w syntetycznych uszczęśliwiaczach, dostępnych w handlu wymiennym XXI wieku: papier za proszki na sen, na depresje, na ból. Plagi ludzkości. Trzeba je wymazać ze świadomości świata, jedyna przestrzeń, gdzie są mile widziane i witane ze splendorem to marketingowy potwór reklam. Graficzne piękności, Ewy- kusicielki z wirtualnego raju telewizji, wybielonym uśmiechem zapraszają Cię do zmiany swojego życia za pomocą cudownej, magicznej pasty do zębów, to tak niewiele, jestem tego warta, czyż nie…?
  10. ukrywam się w tańcu polnych mgieł od wiadomości złych spadłych nagle z drzewa młoda dziewczyna umarła płacąc przy kasie w supermarkecie mniej ważne i ostateczność posąg Wenus znudzony tysiącem lat wzniosłość i trywialność umrzeć po trochu trwać w przerażeniu
  11. dziś umarłam w hipermarkecie na stoliku za 19.90 trzeszcząc grał Mozart na mp3 non omnis moriar będę trwać tysiąc lat promocja w erze
  12. na czacie na czacie na czacie go poznałam teraz go kocham jakby powiedział nietsche czy jakiś inny filozof od mądrych rzeczy a może ty jakiegoś znasz? spotykamy się na dachu tego bloku pośrodku naszych brzydkich snów w których wciąż jesteśmy dziećmi krzywdzonymi za głupi wyraz twarzy za krótkie ubrania nosimy do dziś a na gwiazdkę czekamy od wakacji a latem obiecał mi, że pojedziemy nad morze weźmiemy z domu plastikowe leżaki i nadmuchiwane słońca, dwa na czacie nie ma morza, szkoda
  13. lepiej o tym nie myśleć nie jestem japonką, czy nie widzisz nie będę wyznawczynią oryginalnej religii o której ty też nie masz pojęcia om om om om ale to fajne powiedziała dziewczyna po płatnym spotkaniu z guru monotonny głos polityka w radio jego usta wygłaszały obłudną mantrę trans obietnic, obietnic, obietnic ob ob ob ob hipnoza szarego umysłu przypadek rządzi naszym światem czyż nie?
  14. hej, wlasnie ja tak czuję bardziej jak ty Jaro, nie mogę az tak okroic wiersza ze swoich obrazowych wizji np. rzeki smutnego piasku, wiersz jest wtedy bardziej jakąś rzeczywistoscią,juz nie słowną i za twoją wersję Iza dziękuję,oczyszcza wiersz z patosu,dzięki:)
  15. tak, to rzeczywiscie lepsza forma, spokojna, mniej opisowo a bardziej wyraza czas,b. dziękuję
  16. tak ,cieszę się,ze zauważyles ten rytm, jak w pieśniach , chyba zacznę pod tym kątem pisać
  17. Dziękuję Jaro, mam nadzieję,ze dalej będziesz mnie wspierał twórczo, ciężko oddzielić u siebie "ziarno pd plew", generalnie lubię pokazywać w wierszu destrukcję jakiegos ważnego zjawiska, pozdrawiam,Justyna
  18. chciałabym zamilczeć wśród starych obrazów wśród ram omdlewających ze starości z ranami ludzkiej obojętności porta porta słuchanie antycznych dźwięków zagłusza pustą modernę farby kruszeją jak zmarszczki holenderskiego mędrca nie mądrzeje nikt a koło czasu się zamyka
  19. dlaczego poetkę czarownicę nie pali się już na stosie złe słowa dobre słowa ambiwalencje istnieją tylko w naszych umysłach nie jestem godna sądu ostatecznego piszę, więc jestem ponad innymi nie umrę tak szybko nim kartki spłowieją niezrozumieniem upłynie rzeka smutnego piasku zbij szkło kłamliwego boga
  20. dzięki, właściwie o to chodzi,by ktoś wrażliwie go "okroił", zrobiłaś to z wyczuciem i stał się przez to czytelny, ps. srebrny koń może pójdzie do innego wiersz:)pozdro
  21. ciekawe jest urzeczowienie zjawiska w rzezcy powszedniej, ale dla mnie troche zbyt banalne,pozdrawiam
  22. słyszałeś ile razy umierałam w sobie? litry alkoholu wpuszczając w swój krwiobieg nienawiścią karmiąc się co dzień hej,początek mi się podoba, tylko dalej wiersz traci na dramatyzmie, robi sie z niego list opuszczonej kochanki, trochę brak w nim głębi,choć forma wyznania ciekawa
  23. Witam wszystkich słonecznie:) choć utwór jest mroczny,ale ja tak widzę prawdę o sobie,proszę o rady, czy wszystko w nim "gra" treściowo i kompozycyjnie,dziekuję z góry,
  24. Jedność przeciwieństw Góra pożądania rzucająca cień Na dolinę smutku twarzy Koniuszkiem języka Wyczuwam Początek Twego istnienia Pretekst, by przerwać irytującą samotność Wyjść na świat z kuli zwątpień Sprzedałam duszę By kupić tony niepotrzebnych rzeczy z second handu Za karę nigdy już nie zobaczę srebrnego konia z moich snów
×
×
  • Dodaj nową pozycję...