W jesiennym nastroju podążam ulicą
trącając stopami rozrzucone liście.
Jedne,
szepcą, wciąż chichoczą,
z wiatrem tańczą i flirtują
tchnące złotem i pewnością
własnej barwy.
Inne
leżą, poświstują
szeleszczące z cicha, milkną,
gdy nadchodzi deszcz jesienny
i przypiera do chodnika.
Wiatr mnie tuli
a te liście
niczym sępy szeleszczące
atakują i kołują
nad mą głową..
Więc uciekam,
depcząc liście,
małe listki - słabeusze,
odpędzone i rozwiane
opuszczają moją głowę.
I mam pustkę,bo mej głowy
nie zajmuje złudzeń więcej.
Te rozwiane, zapomniane...
...nie do końca jednak...
Jeszcze tylko po mym szalu
prawie niezauważona
łezka spływa,ta jesienna
melancholia...