rozdzierany chwilą
tworzę własne emocje
zupełnie odrębne
w pełni świadome
niezależne
nawet gdy obedrę się ze skóry
wszelkich za i przeciw
i wyrzuce z siebie
choć cień swych myśli
nie uwierze Ci
że rozumiesz
że wiesz co czuje
wciąż to jeden plus jeden
tworzy nas z przeszłości
trzymając się od dziś za ręce
przestańmy rozmawiać o wczoraj
patrzę w lustro
nie mam już imienia
bądź jest za długie
by je pamiętać
rozpadł się plan
odnalezienia siebie
nie jestem już wolny
wszelkie zasady z których
moja dusza miała skrzydła
szaro odleciały
spaliły się w atmosferze
choć wszystko wokół się budzi
ja znów dla równowagi
usycham
spadam
naginam otoczenie ciężarem myśli
po którym teraz mam skrót do Ciebie
ono rozwarstwia się, rozdwaja
a sen piętrzy przeszkody
wciąż spadam obijając nadzieje
szukam, choćby Twego cienia
lecz z mrozu odpadły mi już dłonie
jeszcze chwile temu sięgające po słońce
dziś nie umiem tak kochać
zapytaj mnie gdy czas zatrzymasz
gdzie mrożę uczucia
ja kontra sufit
odsłona druga
pomiędzy przestrzeń
ze skrzywionymi pytajnikami
zderzającymi się z powietrzem
a pode mną podłoga
rozerwałem się
leżę rozsypany
już nie pragnę
znów dotknąć nieba
choć wystarczyłoby
wyciągnąć nieśmiało ręce
lecz tutaj czuje się pewniej, bo mogę
spadać bezboleśnie w każdym kierunku
wierze na słowo, tekst w sumie rzucony na próbe, pierwszy lepszy, a raczej pierwszy nie specjalny. ciesze się, że ktoś sie udziela i poświeca zapewne swój cenny czas na komentarze :)
miałem nas w naszych dłoniach
juz czuliśmy ich ciepło
widziałem
jak tańczymy w swych głowach
roztrzaskaliśmy się o ścianę
zbudowaną z cegieł rzeczywistości
rozproszyłem swoje myśli
w poszukiwaniu twojego cienia
próbuję odnaleść go
i złamanymi oczami
zobaczyć Twoje usta
zanim przygniecie nas czas