nie moge juz tego ukrywac,
nie moge juz tego tuszowac,
przed soba teatr odgrywac,
wciaz cos imaginowac.
jestem juz na rozstaju,
nie wiem co poczac mam dalej,
kiedys - jakbym byl w raju (!),
dzis - bladze bez zycia ospale.
kraze wiec wciaz dookola,
nie sam - lecz jednak samotnie.
czy nikt mi pomóc nie zdola?,
rozterki mnie mecza okropnie.
jak to byc moglo - Kochana?
jak to byc moglo - roztropnie?
ze milosc piekna, wspaniala
plynie na mielizn dzis stopnie.
moze nie milosc, zle slowa,
milosci nie mozna kalac,
po prostu ta druga polowa,
zaczela sie troche oddalac.
i nie odsuwac - mentalnie,
nie tak jak sny o brzasku,
po prostu - materialnie,
w tysiacmilowym potrzasku.
i gdziez tu puenta wspaniala?
zapytac moglby ktos smutnie,
puenta ta jest dzisiaj z dala
i krazy bez konca okrutnie.