Po raz kolejny zgasło mętne światło świecy purpurowej,
Powtórzyła się chwila na którą nikt nie wystawał z łzą,
Ponowił ktoś bieg czasu w dawnym meandrze zniweczeń ciężkich,
Znowu bije zegar hymn armi jednoosobowego wygnańca.
Następnymi dniami, będą męki pełne przemyślenia o dnie,
Nadejdzie, nigdy, brzasku pełen poranek bez świec purpury,
Nastapiło już przesądzenie losu na forum wrzasków pospołu,
Znowu miecz wypadł z dłoni bezbronnej nadzieji, z potrzeby.
Upadły modlitwy do bogów którzy nie śmieli słuchać, zajęci,
Upokorzyły się wszystkich cnót zastępy w łaźni diabelskiej,
Upodlenie czeka na zniweczeniu drogi opustoszałej, bez pyłu,
Znowu las wycięty do drzazg ostatnich zapalił się i zgasł, szybciej.
Co kresem wszystkich trosk powszednich stanie się za chwilę,
Czym człowiek ze mnie powstały okaże się wśród nowych żyć,
Czego spodziewać można się po zmartwychwstałych wyobrażeniach?
Powstańcie wnet modlitw bataliony z bogami swemi na czele,
Porwijcie konie do jazdy szaleńczej w nieznane przebiśniegi,
Zewrzyjcie zbrojne oręże w szpadę ostoji kojącej po przemianie,
Wystawmy posterunek, warta wieczna niech trwa i wypatruje zmian,
Mgnień zabrońcie oczom Waszym aby nie przeoczyć ziaren szczęścia,
Wyczekajmy momentu by ucieszyć serca Nasze wygraną batalią o namiętności,
Uchylmy czoła przed księżycem bulgoczącym od pożądania rozognionego
I uważajmy by nie stratowac kopytami hord Naszych kruchej beztroski.
Jakże zmieni się świat i ciało moje gdy wszystko się to wypełni?
Zaprzeczają sobie paradoksy nielogicznie wystające z całości,
Ciało powłoką jedynie i ulotną otoczką wewnętrznych olbrzymów.
Przeznaczeń nie wypełniać złym jest, spełnienie dwukrotnie.
Świat stanie się niemym, nie, dwa kalectwa nie leczą chorego!?
Jakże nie zmieni się świat i ciało moje gdy nic się nie wypełni?
Dusza pokalana odczuciem okalającym ulecieć chce lecz murem stoi kość,
Serce pochwyciła już w swe dusze dłonie i wyrywa do przodu przez szpik,
Pędzi do duszy Twojej, Ty, co szukasz bunkrów przed próbą wyjątkową,
Wybaczysz sobie koniec serca jego i duszy trzepot suchej na trawie?
Takim testamentem stało się wyznanie ciche wewnątrz.
Takim grzechem zuroczenie w Tobie jest usilnym.
Tak pragnę życ przez czas, cóż Ty mi pozwolisz.
Niech końce odejdą i nie zejdą się w wiecznosci,
Spotkam tam Ciebie, bez nich, pocałuję i zaśniemy,
Spowici ciemnoscią testamentu z wewnątrz oczu mych zielonych.