Otwieram oczy, szarość dokoła
Gnieniegdzie kolor się pojawia
Słyszę głosy, a może to szepty
Miauk kota za drzwiami dochodzi.
Kiedyś na ścianę padało słońce
Szklanki mieniły się w swych kolorach
Piski i wrzaski dzieci za oknem
Teraz jest cisza...teraz jest inność.
Nieznośna szarość, ona jest wszędzie
Czuję obawę, lęk mnie ogarnia
Ktoś dłoń swą kładzie mi na ramieniu
Odwracam głowę, nikogo nie ma...
Echo. Wciąż słyszę echo. Może tym echem są z gór wspomnienia?
Nagle przy oknie dostrzegam barwy
Patrzę na niebo, tęcza po burzy
Serce się cieszy, jakaś nadzieja
Się wkradła...
Szczęście się pojawia, a wraz z nim może i zguba
Nikt tego nie wie, tęcza zanika
Dusza zostaje wewnętrznie rozdarta
Czy lekiem na to są barwy przy oknie?
Zamykam oczy, przez chwilę szarość
Za moment ogród kwiatów się pojawia
O dziwo, nie ma w nim żadnych chwastów,
Jest tylko drzewo stojące od zawsze
Widać znudzone swą egzystencją...
Wstaję w zadumie, przymykam okno
Drzwi pozostawię jeszcze uchylone...