Nie wiedziałem co to miłość 
Wciąż bez celu szałem przez życie 
W głowie myśli się kłębiły 
Za nic uczucia innych miałem 
Razu ty stanęłaś na drodze mi 
Pomyślałem to chyba to 
Tak zakochałem się lecz doświadczeń 
Życie nie wiele mi dało 
Myśli miałem wiele o nas o Tobie 
Wspólna przyszłość zamajaczyła w głowie 
Zapomniałem tylko że uczucia skryte 
Winny skrytymi zostać 
Nie dla innych one lecz  
Dla mnie i dla Ciebie 
To był ten błąd  
A może błąd jeden z wielu 
Jednak ten największy był  
Zdecydował o wzajemnym cierpieniu 
Nie wiedziałem co począć 
Jak naprawić krzywdy 
Lecz to był pewny koniec powlekanych jedynie 
Falą uczuć coraz boleśniejszych 
Na tym morzu wzajemności 
Czas jednak dalej płynął  
Nie nam razem  
A jakby każdemu z osobna 
Robiliśmy co innego  
Czuliśmy co innego 
A na pewno wiedzieliśmy że się zbliżamy  
Do końca rychłego 
I nastała godzina 
Ona napisała to koniec 
On czuł to samo 
Nie miał już sił zaprzeczać 
Po cóż okłamywać samego siebie 
Brak zrozumienia  
Czułości bliskości 
To wszystko zmienia  
Nie ma już miłości 
A może była  
Lecz znieczulona przez niecierpliwość 
W kajdany wtulona 
I do końca się zbliżamy opowieści  
O jego walce i bezradności 
Od końca momentu 
Po dzień ostateczności rozpacz i tęsknota 
Za Jej miłości w sercu jego gości 
I tak pozostanie 
W wszechświecie nicości 
Ona jako gwiazda nie  
Nie zgaśnie a jako niby odrodzona 
W sercu innego zagości 
Pewnie dla niego nie ma ratunku 
Albo zdoła się podnieść 
Albo w nicość się obróci 
A na co głupi czeka  
Czyżby na słowa nie możliwe 
Dawno już wymazane  
Jakby nawed wręcz zakazane 
Że ona znów to powie 
Niech nawed skłamie 
Niech cichutko szepnie Kochany 
A on jak oszalały konający 
Uchwyci się liter tych kilku 
W głowie brzęczących 
I niby to życie nowe  
Może z głębokiej trałmy wyrwany 
Zrobi wszystko 
By tylko znów być kochany,