Tytuł może niezbyt oryginalny, ale cóż...
"Zatopiona w głębinach swoich niespełnionych marzeń,
rzucona w otchłań pełną nadziei, upojona fantazją
żyje w urojeniach chowając się przed samotnością.
Otulona ciepłym płaszczem snów
stoi na krawędzi świadomości,
czując świeży podmuch pragnień.
A gdy już ją to przerasta, pojawia się łza...
Nie dwie, nie tysiąc, lecz jedna.
Ta największa, najcięższa, mająca w sobie cały ciężar...
Smutek, żal, rozczarowanie, że znów się nie spełniło.
Jedna łza, co rzeźbi słoną smugę,
spływa po twarzy zabierając część nadziei,
zostawiając jedynie wilgotny ślad.
Im więcej łez, tym mniej wiary, siły i nadziei.
Jednak ona...wciąż czeka.
Może czas przyniesie jej
zapowiedź piękniejszego jutra..."
Co o tym sądzicie? To moja pierwsza próba wylania na papier tego czegoś, co mi siedzi w głowie. Nie wiem czy udana...