
lumiere(Magda)
Użytkownicy-
Postów
9 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez lumiere(Magda)
-
Nie płyń do Abydos
lumiere(Magda) odpowiedział(a) na Beata Michalec utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
ech....to cudna lektura...emocja tu aż kipi, bardzo delikatne ale i wymowne; (ciekawe gdzie jest to Abydos)... -
Wtajemniczeni
lumiere(Magda) odpowiedział(a) na lumiere(Magda) utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Czasami człowiekowi tak trudno podjąć decyzję, zwłaszcza wtedy, gdy każdy wybór niesie ze sobą setkę innych dylematów. -Cześć Steven. Jesteś zajęty? -Cześć. Za 10 min wychodzę i będę do twojej dyspozycji. -Ale, żeby mi pomóc potrzebny ci będzie ten rekwizyt. Marc nieśmiałym ruchem wskazał ręką na stojący w kącie pod ścianą, drewniany konfesjonał. -Jeśli chcesz zawołam księdza Victora.- szybko zareagował na sugestię -Wolałbym widzieć po tej drugiej stronie właśnie ciebie. -Jesteś pewien?- zażądał potwierdzenia Marc kiwnął głową i zajął swoje miejsce. Za mętną szybą czekał już na niego nieco poddenerwowany Steven. To będzie dopiero dwudziesta spowiedź- pomyślał i powiedział: -Uczyń znak krzyża. -Wiesz, że Bóg, kościół i wiara od dawna są mi całkiem obce...ale stało się coś...z czym bardzo źle się czuję...-przerwał i przeżegnał się niedbale- ...a czułbym się jeszcze gorzej, gdybym spojrzał w niewinne oczy Sandry. Steven słuchał z uwagą i niemałym skupieniem. W ręku trzymał Pismo Święte. Nie przerywał i za wszelką cenę starał się nie myśleć o niczym innym, przypominając sobie,że wszystko musi być zgodne z kościelnymi nakazami...ale w tej chwili silniejszym stała sie potrzeba wspomnienia niewinnych oczu Sandry. Kiedy to było? Chyba na tydzień przed święceniami. Marc był wtedy bardzo podekscytowany na myśl, że mi ją przedstawi, bo zawsze liczył się z moim zdaniem. -Dobrze wiem, co sobie o mnie teraz pomyślisz- kontynuował- ale...- zawahał się- ale muszę się z tego wyspowiadać. -Słucham.- oznajmił ze spokojem, dając tym samym do zrozumienia, że nie jest tu po to, żeby kogokolwiek osądzać -Ale to okropne...- przez Marca zaczęły przemawiać emocje- ...sam nie wiem...tak mi głupio. -Marc, jeśli nie jesteś gotowy, to nic nie mów. Zakończymy to.- zaproponował -Nie! Wcale tego nie chcę...tylko obiecaj mi, że nie będziesz myślał o mnie źle. -Marc, jestem przecież księdzem. Tutaj jeszcze bardziej niż gdziekolwiek. -Wiesz, że bardzo kocham Sandrę... Wiem, prezcież nie z przypadku jest twoja żoną- myślał, przypominając sobie dzień ich ślubu. Zresztą on sam go im udzielał. -"Czy ty Sandro Stephenson, bierzesz sobie oto tego Marca Tolensa za męża...i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską i że go nie opuścisz aż do śmierci?" -...ale kilka dni po jej wyjeździe na szkolenie do Paryża... Tak, pamiętam wasze czułe pożegnanie i prośbę Sandry: "proszę pomódl się za mnie". Czułem się wtedy taki dowartościowany, bo nareszcie ktoś zauważył moje powołanie,w które z dnia na dzień sam zacząłem wątpić. -..poczułem wielką pustkę..czułem się taki samotny- mówił powoli- i prawie całymi dniami przesiadywałem w biurze -Tak.- dał znak, że wciąż go słucha -...potrzebowałem czyjejś obecności...-robił coraz dłuższe przerwy- ...i...znalazłem- powiedział głośno- Steven, ja zdradziłem moja żonę. Steven odłożył na bok Pismo Święte i ręką zasłonił oczy, jakby żałował, że to usłyszał. -"Ja- Marc Tolens biorę sobie ciebie, Sandro za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżenśką, i że cię nie opuszczę aż do śmierci." Marc odetchnął z ulgą i milczał, czekając na reakcję Stevena...ale ten jakby nie miał najmniejszej ochoty przerywać tej ciszy, bo jak żadna inna nie oddawała lepiej tego, co teraz czuł. I od tej chwili nie mogło być już mowy o nakazach kościelnych...bo ksiądz też ma prawo do żalu i złości, miłości... Przed oczami Stevena w jednej chwili ukazały się wszystkie te momenty, w których walczył ze samym sobą. Najpierw, gdy ją poznał, potem, gdy ich błogosławił, gdy spotykali się w większym gronie, a on wciąż unikał jej wzroku; gdy prosiła o modlitwę w ich intencji, a on zapewniał, że wszystko będzie dobrze... Wtedy warto było zwalczać swoją ludzką naturę i ziemskie pragnienia. Warto było prosić Boga o wytrwałość w powołaniu i zwycięstwo z pokusami...ale teraz, gdy usłyszał, to, czego usłyszeć by nigdy nie chciał, coś w nim upadło - może to ta siła, która przez 4 lata nie pozwalała mu wierzyć w nic innego jak tylko w Boga. To nic, że całymi nocami ślęczał nad jej zdjęciem i w myślach przywoływał jej postać. Gdy biskup przeniósł go do odległej parafii, o co sam zresztą prosił- on wciąż pamiętał, wstydząc się niemiłosiernie tej chorej pamięci. A teraz dowiaduje się, że Sandra została zdradzona...tak po prostu z samotności i potrzeby bycia z kimś podczas jej nieobecności...Zrezygnował z niej, widząc ich szczęśliwych, zapewniany o jego miłości, pouczany, że zazdrość nawet jeśli już się zrodzi, nie może zostać odkryta, że powołanie należy przyjąć godnie...Co ja mam teraz zrobić? Jak długo ukrywać prawdę?- myślał pospiesznie, spoglądając na przygnębionego Marca..."Co Bóg złączył, niech człowiek nie rozłącza."- słyszał wyraźny głos sumienia - Jak ja Cię kocham!-zrozpaczony krzyczał w myślach. Boże, proszę pomóż mi...nie każ mi samemu brać za to wszystko odpowiedzialności... Nie mam dość siły...nie mam pewności...i nie mam odwagi!!! Mój Boże! -Bóg wybacza tobie...-gdy wypowiadał tę regułkę zabiły dzwony, zagłuszając szloch, który jeszcze chwilę temu dało sie słyszeć w pustym kościele- Idź i nie grzesz więcej...- westchnął i w powietrzu uczynił znak krzyża. -
A gdyby tak na skróty
lumiere(Magda) odpowiedział(a) na lumiere(Magda) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
jestem nietykalna czuję to przez skórę i gdy cofasz dłonie mrucząc coś pod nosem przezroczystą farbą znaczę granicę mój rewir zakraplam flakonem z bzu od tąd dotąd - po linii prostej jestem nieprzenikniona widzę to w owalu lustra i twoich zmrużonych oczach gdy wciąż zgadujesz w ślepo wznoszę się na wyższy szczebel i szczelnie zamykam usta resztę pozostawiam tobie... a gdyby tak obejść mnie na skróty -
hmm..nic odkrywczego?? - może i tak - tylko myślę, że jednak fajnie jka ktos osbie przeczyta coś takiego i stwierdzi - Jan Kowalski=jaaa ;) a co do moich innych tekstów - będą (nie jestem pewna czy lepsze) - więc ZAPRASZAM
-
Gra w klasy
lumiere(Magda) odpowiedział(a) na lumiere(Magda) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
szpiegują mnie nawet własne oczy (do cudzych już się przyzwyczaiłam) śmieszą mnie nieprzytomnie jak nadgryziona kostka cukru albo kiwający się w sandałach palec zataczam sobą coraz większe kręgi omijam tylko niepisanych mi ludzi na raz - chowam się w szafie na trzy - znajdujesz mnie pod swoim łóżkiem proszę, nie wydaj mnie -
23 czerwiec -Cud- Nie wiem jak mam to nazwać? Szczęście? Raczej nie, bo nigdy go nie miałam. Przypadek? Nie sądzę, bo przecież nic nie dzieje się za jego sprawą. O przeznaczeniu tez nie może być mowy, bo w ogóle nie istnieje. Może to w takim razie cud? ... Tak, to cud. Ale w tej chwili to nieważne. Dostałam pracę!!! Wreszcie ktoś uwierzył w moje możliwości i niezliczone talenty...i to nie bylejaki ktoś, tylko sam Maciej Roszewski - prezes firmy projektanckiej, nie to żebym narzekała na brak pochlebstw, bo nawet mąż mi ich nie szczędzi ale to co innego...sam rozumiesz. Jak to dobrze, że już jutro będzie jutro. 26 czerwiec -Do pracy rodacy- Pewnie pomyślisz sobie, że albo jestem wariatką albo pracoholiczką, bo nikt o zdrowych zmysłach nie wstaje rozradowany o 5.30 z myślą pójścia do pracy...i to nie bylejakiej pracy, bo z nią wiążą się wszystkie moje nadzieje...i muszę przyznać, że wcale się nie zawiodłam. Własne biurko, to nic, że wkoło patrzą na mnie setki oczu. Własna szafka, nawet ten wspólny klucz mi nie przeszkadza. Zaparzacz do kawy... bo trzeba ci wiedzieć, że tu nawet kawa ma inny smak...i w ogóle jest świetnie!!! Tylko pracować... 28 czerwiec -Najważniejsze to dobre wdrożenie- Tak, to prawda wszyscy mnie uprzedzali - na czele z moim kochającym i przezornym bratem - "czeka cię ciężka próba, setki szkoleń i uwag ale jeśli przetrzymasz ten trudny czas..." bla, bla, bla itp. Dlatego nastawiłam się na najgorsze... ale mojemu zdziwieniu nie było końca, gdy prezes, którego nazwisko już wcześniej wspomniałam, w ramach wdrożenia zaprosił mnie do restauracji na kolację. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, a on nawet stwierdził, że "teraz jest już pewien swojego wyboru"... 2 lipiec -Punktualność popłaca- To nigdy nie było moją życiowa dewizą ale coś mi się zdaje, że to ulegnie zmianie, chociażby ze względu na pochwały i fundowane przez prezesa drugie śniadania w firmowym barze mlecznym. 4 lipiec -Jak ten czas szybko leci- Dzisiaj poraz pierwszy poznałam czym jest zostawanie po godzinach, bo do tej pory znałam to tylko z dowcipnych opowieści o nadgorliwych pracownikach. Dwie godziny później w domu, o godzinę krótszy sen i...o jeden pocałunek za dużo... 5 lipiec -Wstyd- Nigdy nie należałam do tych dziewczyn, co wstydu nie mają i chyba właśnie dlatego zostałam dzisiaj w domu ale oficjalny powód to ból głowy...Miewam go coraz częściej... 12 lipiec -I tak się trudno rozstać- Maciek wyjechał na konferencję...a ja...ja nadrabiam wszystkie zaległości, korzystam z zaparzacza i z własnego biurka...i wcale nie znajduję tam żadnego listu... 16 lipiec -Prezent- Słuchałam jej prawie całą noc: "Tak chciałbym poznać twoje myśli Aż po rozsądku kres Lecz takich marzeń, miła, ziścić Nie umie nawet bies Tu diabłu patrzą wciąż na ręce Ty w cieniu chowasz twarz Dla ciebie z piasku bicz ukręcę Gdy tylko znak mi dasz To moja miłość Słodka, szalona Piekielna miłość Grzeszna To moja miłość Wskroś potępiona Przegrana Co tu kryć To moja miłość Trochę wstydliwa W dodatku Niebezpieczna Ta karczma, miła Rzym się nazywa I będzie, co ma być Co ma być Chociaż czekają na mnie w piekle Choć ze mnie drwi twój mąż Dziurką od klucza nie ucieknę Będę cię kusił wciąż A gdy już będę twym kochankiem Na względzie miej, że ja Ja jestem diabłem na dnie szklanki Trzeba mnie pić do dna To nasza miłość Słodka, szalona Diabelska miłość Grzeszna To nasza miłość Wskroś potępiona Przegrana Co tu kryć To nasza miłość Trochę wstydliwa W dodatku Niebezpieczna Ta karczma, miła Rzym się nazywa I będzie, co ma być Co ma być " I nic już nie jest tak jak dawniej... 20 lipiec -Rozczarowanie- Czym było do tej pory moje życie? Nie pytaj, bo nie potrafię tego nazwać. Wiem jedno - przypominało szczęście ale nim nie było, przynajmniej nie tak je sobie wyobrażałam. Wspominam o tym tylko dlatego, by łatwiej mi było dostrzec lepszą rzeczywistość. 22 lipiec -Zakotwiczone uczucie- Wszystko dzieje się tak szybko, jak dla mnie zbyt szybko...bo ja przecież nie mam szczęścia, w przypadki nie więrzę, a w przeznaczenie tymbardziej...to musi być cud! Moje serce niczym pałeczka, co uderza o szorstką powierzchnię bębenka, wybija wciąż ten sam rytm, tę samą melodię...I on tam jest, choć rozum wie, że tak być nie powinno - usypia od tej kołysanki. Gdy weszła do jego pokoju było ciemno ale wiedziała, że na nią czeka, jak zawsze gdy długo nie wracała z pracy. Zapaliła lampę. Paweł siedział w fotelu. W ręku trzymał szklankę alkoholu ale odstawił ją na stolik gdy zorientował się, że już nie jest sam. -Nigdy nie wspominałaś, ze lubisz Bajora. - powiedział obojętnie...a z ręki wypadł mu czarny zeszyt
-
Odparowana
lumiere(Magda) odpowiedział(a) na lumiere(Magda) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
dziękuję za komentarz (przy tym jest dość przychylny) - cieszę się, że podoba się ot tak sobie.... -
Jan Kowalski z pozoru może okazać się zupełnie przeciętnym zjadaczem chleba, a praca to dla niego codzienność - chodzi bo musi..., bo robią tak inni zjadacze ale tak naprawdę chciałby czasem popuszczać latawce lub wodze fantazji nad zalewem i choć na chwilę pomyśleć o sobie i zapomnieć, że panta rhei...Tak choć raz inaczej - egoistycznie - bez żadnych wyrzutów sumienia i ciągłych narzekań żony, że jest z nim coś nie tak...ale kto zrozumie kobiety? I płaczu dzieci, które jak hieny nieustannie czegoś chcą: a to na kino, na basen, na wakacje...na zawsze...pieprzeni materialiści. A jemu chodzi o tak niewiele... o transcendentne bycie i beztroskie istnienie gdzieś tam w cieniu, gdzie ptaki mają swoje gniazdo i pająk tka pajęczynę... No ale taki już los zwykłych nieprzeciętnych, że nikt ich nie rozumie i nawet nie próbuje zrozumieć bo wszyscy ludzie to egoiści, zadufani w sobie świadkowie życia, gapie nieszczęść ludzkich... a Jan Kowalski jest inny - tęskni do czegoś, czego nie potrafi nawet nazwać i co być może wcale nie istnieje, i płynie w tym egocentrycznym nurcie, wyczekując chwili, w której wpadnie w wir śmierci, dopóki go nie rozłączy ...a potem cały skąpany, w kroplach maleńkich grzeszków, błądzi po piaszczystych plażach, nie wiedząc którą wybrać scieżkę, bo i drogowskaz nieraz zwodzi na manowce jakby dobrze wiedział, że Jan nie tego szuka...I tak zagubiony za życia gubi się i w zaświatach, jak ten latawiec, którego nigdy nie było mu dane popuszczać...wciąż bardziej obcy -Puść wreszcie ten sznurek, bo ten krótki już mi nie wystarcza! Uwolnij mnie! - słychać gdzieś w oddali -To, co nam bliskie jest najpiękniejsze, a to, co dalekie - zgubne. - odpowiedziało echo
-
Odparowana
lumiere(Magda) odpowiedział(a) na lumiere(Magda) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
przelewam się przez ręce a ty chłoniesz mnie jak gąbka filtrując gorszą część przez zwoje zużytej bibuły innym razem sączysz mnie przez słomkę i zostawiasz na później zupełnie samą choć wiesz, że nie znoszę roznagliżenia nie chcę się narzucać skraplam się na palcach i odparowuję