Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

kkingstoun

Użytkownicy
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez kkingstoun

  1. Zanurz swe pióro w niewinnej krwi Gdy poczujesz w sercu żar jadu żmij Na czarnym płótnie maluj twarz By duszę związać, zamknąć wspak Nie przyjmuj roszczeń Boś teraz ty jego pan Niech przesiąknie płótno złem Odciśnij w nim znak swym kłem Teraz szybko jak życie to Chwyć za nóż przetnij go Otwórz oczy poczuj zło Kopalnia wiedzy zamkniętej to Piekielne płomienie oplotą was Byś zapamiętał ból bitego psa Nie zaznasz ukojenia Boś poczuł swąd duszy spalenia Teraz ty Niewolnikiem obligacji krwi
  2. Dudnią od kopyt drewniane mosty ty na swej bryczce uciekasz od chłosty Zmęczone pracą na srogim polu Ochładzasz ręce rozgrzane do oporu Toń lasu wokoło pachnie jagodami Ty wracasz do domu krętymi drogami Wieziesz ze sobą długie pnie sosny Mając na twarzy uśmiech radosny Noc pełna, piece rozgrzane, więc dobra zabawa Ty tańczysz walca z kochanką Wacława Wołasz niezbyt wyraźnie wina nalejcie każdemu doraźnie Zalane piece poranną rosą koguty pieją, psy o spacer proszą Zrzucona pierzyna, umyte nogi Kiełbasa, smalec, na nogach ostrogi Na pole iść nie łaska Tylko ucisk na głodnym brzuchu paska W gnojowych jeziorach kwiczą maciory Tak, to nie miejsce na miłosne amory Bocian panoszy się w błotnym gnieździe Szukając kumkaja w grząskim robaczkowym mieście Ty grzecznie w kościele krzyczysz o Bozie! Modląc się o chleb i mleko kozie Tak dzień w dzień do pracy i po pracy Wpierw wołasz do roboty chłopacy Gdy już zmęczeni, skonani Zapraszasz do uczty mówiąc moi umiłowani Dzieląc czas na prace i zabawę Myślisz o pranku i masz nie mała obawę Czy posiać zborze czy krowy pasać By znów wieczorem można będzie pohasać
  3. Dudnią od kopyt drewniane mosty ty na swej bryczce uciekasz od chłosty Zmęczone pracą na srogim polu Ochładzasz ręce rozgrzane do oporu Toń lasu wokoło pachnie orzechami Ty wracasz do domu krętymi drogami Wieziesz ze sobą długie pnie sosny Mając na twarzy uśmiech radosny Noc pełna, piece rozgrzane, więc dobra zabawa Ty tańczysz walca z kochanką Wacława Wołasz niezbyt wyraźnie wina nalejcie każdemu doraźnie Zalane piece poranną rosą koguty piejące, choć nieliczni to znoszą Zrzucona pierzyna, umyte nogi Kiełbasa, smalec, na nogach ostrogi Na pole iść nie łaska Tylko ucisk na głodnym brzuchu paska W gnojowych jeziorach kwiczą maciory Tak, to nie miejsce na miłosne amory Bocian panoszy się w błotnym gnieździe Szukając kumkaja w grząskim robaczkowym mieście Ty grzecznie w kościele krzyczysz o Bozie! Modląc się o chleb i mleko kozie Tak dzień w dzień do pracy i po pracy Wpierw wołasz do roboty chłopacy Gdy już zmęczeni, skonani Zapraszasz do uczty mówiąc moi umiłowani Dzieląc czas na prace i zabawę Myśląc o pranku masz nie mała obawę Czy posiać zborze czy krowy pasać By znów wieczorem można było pohasać Pytanie jak w temacie? Proszę o odpowiedz i komentarze do samego wiersza.
  4. Czy nie Zbyt długo w cieniu inwencji tworzenia suchego oto ciała świadomego umysłu pełnego grzechu ludzkiego Moje słowa, opisem świata rzeczywistego Twoje słowa, zatrutą kroplą łez po powodzi cierpienia Mówione splecionym w jeden Język wielu nieuświadomionych Takiej wieczności gorzki smak walki pomiędzy odwiecznym i nie uniknionym Dobrem i złem Mną, Tobą, prawdą i złudzeniem Nadszedł czas, aby zburzyć granice uwolnić łzy z tamy obłudy i wymuszonego pokoju Obudzić niewinnych nakazano ostatecznym grzechem nieświadomości Zakończyć czasy litości i fałszywej miłości Rozlaną krwią, skrzepniętą w woni obojętności Do pary z plagą niesprawiedliwego istnienia Porażonego ciała skupieniem i zdumieniem By w mgle prawdziwej mądrości Nie poddać się zgubnej miłości
  5. Miłość się nazywam: Owiał mnie wiatr, który niósł mnie co noc do pięknego snu Poruszył on kwiaty przecudnych łąk Zaszumiał jak strumień mych emocji Ostatni raz spojrzałem na głaz zasłaniający mój plac Na którym istniał cały mój wolny czas Zakryty, uwięziony niczym w klatce wolny ptak Przypominam sobie dziś, jak mówiłaś cicho mi Twoje słowa niosą, to co, co dzień mi się śni Nie odbierasz myśli złych, bo w marzeniach płyniesz dziś Z głębokiego serca, słychać lekki szept Który w głowie twej zatrzymał się Udowadniając mi jak bardzo choćby cząstkę mnie chcesz Jeśli ktoś spyta mnie gdzie tu jestem ja Widząc pustą kamienice gdzie słychać skrzypienie drzwi Odpowiem Nie znajdziesz mnie Jestem w tobie Miłość się zwiem Co jeśli znajdę swój szlak: Co jeśli znajdę się na skrzyżowaniu dróg Co jeśli popełnię błąd Przecież nie zmieni się przeze mnie świat Przecież nie znam swoich przyszłych słów Co jeśli spotkam to co zostawiłem tam Co jeśli nagle znajdę swój stary ślad Przecież nie strącę swoich własnych wad Przecież nie powtórzę moich gaf Co jeśli nagle zacznie wirować mój świat Co jeśli nagle zacznie płonąć mój kwiat Przecież nie odwrócę tych życiowych prawd Przecież nie rzucę się na czarny szlak Co jeśli powoli poddam się Co jeśli zgubi zaufanie do mnie świat Przecież nie zawrócę od tak Przecież na każdej drodze czeka na mnie hak Co jeśli nie znajdę kolejnych słów Co jeśli nie znajdę własnych nóg Przecież gdzieś został mój tor Przecież gdzieś odnajdę się Tak warto wierzyć i nie poddać się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...