Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Małgorzata Bryl

Użytkownicy
  • Postów

    57
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Małgorzata Bryl

  1. Wypracowanie, wypracowaniem, ale wielokrotnie zdarzało mi się zacząć jakiś tekst i nie skończyć go. Potem nie wyrzucałam ich, bo za każdym razem miałam nadzieję, że skończę i powstanie "wiekopomne dzieło". Tym czasem w szufladach roi się od niedokończonych robaków pendraków, które jak na złość nie chcą stać się dojrzałymi, pięknymi motylami. I chyba marne szanse, by to uległo zmianie. Być może dlatego ostatnimi czasy zajmuję się wyłącznie krótkimi formami prozatorskimi. Na tym polu czuję się dobrze i chyba dlugo będę tak pisać. Lubię przyglądać się jednak poczynaniom twórców przy, jak sądzę, nader ambitnej pracy jaką jest pisanie dłuższych tekstów. Mimo wszysto Leszek, taka mała podpowiedź wobec Twoich planów- w starym powiedzeniu "nie liczy się ilość, lecz jakość" tkwi ziarno prawdy i to podczas Tworzenia postaw na piedestale. :)
  2. Tylko tyle... a ja myślałam... Dobrze nie będę pisać co by mogło być, bo to bez sensu. Stwierdzę jedynie, że czytając pierwszą część byłam przekonana, że jeszcze przynajmniej raz tyle przede mną. I to nie o ilość, a o jakość mi chodzi. Spora dawka ciekawych pomysłów i komicznych sytuacji w pierwszej części kontrastuje z zakończeniem, które choć bardzo dobre od strony stylistycznej wcale nie jest zaskakujące. Po prostu to już kiedyś było. Tylko tyle.
  3. Rozumiem, że przecinając zdanie kropką tak jak: "To jakaś dziwna. Choroba", chcesz osiągnąć efekt przeniesienia do następnego wersu, a więc: To jakaś dziwna Choroba lub jak tam chcesz: to jakaś dziwna choroba a tym samym podkreślić dane słowo najważniejsze w zdaniu, a więc tutaj nim jest choroba. Wiedz, że nie otrzymujesz takiego efektu. Jedyne co osiągasz to niepoprawność. Jeżeli ta niepoprawność jest celowa, nasuwa się pytanie: po co? Proza, to proza, a poezja, to poezja. Musisz się zdecydować na jedną z nich. Wybrałeś prozę, abstrachując od tego, że gratuluję wyboru, chcę zaznaczyć, iż masz tutaj niewyobrażalnie duże pole do budowania klimatu. Możesz korzystać z wszyskich środków stylistycznych, tworzyć nawet neologizmy. Wiem, że potrafisz stworzyć klimat, piszesz z duszy. A najważniejsze- czujesz to, co piszesz. Musisz jednak trzymać się podstawowych kanonów, by czytelnik czuł, bądź rozszyfrował to, co Ty czułeś, gdy pisałeś daną pracę.
  4. Grunt to pomysł. Tutaj dobry pomysł jest. Dobrze operujesz komizmem sytuacyjnym, jak i słownym, dialogi są naturalne, co sprawia, że praca nabiera lekkości. To wszystko sprawia, że narazie tekst chce się czytać. Narazie, ponieważ przy dłuższym tekście (a myślę, że zapowiada się na takowy, gdyż dopiero nastąpi rozwój akcji) trudno utrzymać konwencję początku i zakończyć w tak samo dobrym stylu. Zacząłeś dobrze, co wróży powodzenie. By pisać dalej potrzeba Ci jednak nowej dawki pomysłów i niekonwencjonalnych rozwiązań, które zaskoczą czytelnika. Nie będzie łatwo, bo to ambitne przedsięwzięcie, ale tym bardziej Ci gratuluję, że się na nie zdecydowałeś i czekam na ciąg dalszy.
  5. Ten kapelusz, taki wystawowy. Tak, bo na wystawie wyglądał najładniej. Tylko on i wieszak- odwieczny duet, para najwspanialszych aktorów za sklepową szybą. Jakiż on był sławny, niemalże legenda ciągu wystaw, która zasłaniała swym blaskiem pozostałe przedmioty. Może wieszak również..., ale nie- definitywnie kapelusz cieszył się większym zainteresowaniem. Nie równał się z nim mosiężny, staroświecki młynek z sąsiedztwa, ani nawet lustro w stylu secesyjnym ze sklepu na rogu ulicy. Po prostu gwiazda o nieodpartym uroku, grająca bez przerwy na estradzie trzech ścian gabloty. On dobrze o tym wiedział. Ach... pamiętam, jakby to było dziś: ileroć się koło niego przechodziło prężył dumnie rondo i puszył purpurową kokardę. Ile razy zapytać: "Ten z wystawy, sztywny i piękny?", bezbłędnie padał odpowiedź: "Kapelusz". Ten kapelusz, kapelusz taki wystawowy. Tak, bo tylko w oknie wystawowym się sprawdzał. Niewygodny przeokropnie. Byle podmuch zdziera go z głowy. Purpurowa kokarda bardziej szpeci niż dodaje uroku. A do tego ten straszny kolor. Barwa współgrająca tylko z rubinowym odcieniem witryny. Do diabła z nim! Już nigdy więcej! Ten kapelusz, taki poddaszowy. Tak, bo przykryła go warstwa kurzu. Tylko on i wspomnienia poupychane w tekturowych pudłach. Monodramat w czterech ścianach zapomnienia i bezkolorowość purpurowej kokardy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...