
Małgorzata Bryl
Użytkownicy-
Postów
57 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Małgorzata Bryl
-
Ja też napiszę felieton, czyli "Wszystko źle..."
Małgorzata Bryl odpowiedział(a) na Małgorzata Bryl utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Dziękuję za recenzję. Felieton ma to do siebie, że nie jest dosłowny. Dlatego według mnie dopuszczalne jest, by ruch uliczny zapaychał się na amen, albo ludzie jęczęli chóralnie. Zresztą ta cała sytuacja w autobusie przedstawiona jest ironicznie. Aczkolwiek zgadzam się z tym, że stopy nie mogą szeleścić i tu jest błąd, który poprawię. Jeśli chodzi o końcówkę - puentę, myślałam, że jest jasna. Widzę, że nie do końca. Zastanowię się jeszcze nad nią, ale już wtedy, gdy praca zostanie zwrócona. Zobaczę wtedy co polonistka twierdzi na temat domniemanego patosu. Pozdrawiam :) -
żyć bez miłości
Małgorzata Bryl odpowiedział(a) na k.s.rutkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Zastanowiło mnie jedno: gdybym była tą dziewczyną, jak bym się poczuła widząc właśnie tu ten osobisty tekst. A może to jednak fikcja literacka, a zakończenie mnie zmyliło? -
pod znakiem malachitu, cz III
Małgorzata Bryl odpowiedział(a) na natalia utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Bardzo dobrze się czyta Twoje teksty. Brak tu niejasności i przegadania. Dialogi, o których walorach pisałam już w poprzedniej części. Mam tylko jedną wątpliowość natury technicznej: "Jeśli obawiasz się, że chcę cię wykorzystać to przestań" - może lepiej byłoby: Nie bój się, nie chcę cię wykorzystać /albo/ Przestań się mnie obawiać, nie zrobię ci krzywdy. W ostateczności w pierwowzorze przed "to" musi być przecinek. Pozdrawiam :) -
Na zawsze razem
Małgorzata Bryl odpowiedział(a) na Małgorzata Bryl utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Nie wiem, ja się tak wypowiadam na codzień, więc dla mnie dialogi są naturalne. Może czasem odbicie jest za bardzo sztywne, ale to jest efekt zamierzony. Dzięki za odwiedziny aksjo :) -
pod znakiem malachitu, cz II
Małgorzata Bryl odpowiedział(a) na natalia utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Przeczytałam właśnie obie części. Wspomnę tylko, że ja też interesowałam się tą tematyką (napisałam scenariusz do sztuki tetralnej właśnie o tytule "Ono" :). W Twoich tekstach jest rzeczywiście dużo dialogów, ale mnie to nie razi, ponieważ są bardzo dobre. Dialogi niedość, że zgrabnie nakreślają akcję, to jeszcze świetnie i celnie charakteryzują postaci. Ja też chcę umieć tak pisać... Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. Podoba mi się. Acha, ta pizza też mi zgrzytnęła :) -
Zacznę od spostrzeżenia, że tekst jest niechlujnie napisany - brakuje niektórych liter, zdania są pourywane, błędy interpunkcyjne. Proszę siądź jeszcze raz nad tym tekstem i przyjrzyj mu się od strony technicznej. Z pewnością napisany porawniej ułatwi odbiór czytelnikowi. Sen i jawa, na ten temat można pisać jeszcze bardzo dużo. Zakończę odmiennie, niż chciałam. Zdanie: "Byłem sam, czasem odwiedzały mnie moje własne paranoje" spodowało, że jestem zdecydowanie na tak. Nie chcę Ci niczego narzucać, ale to świetny pomysł na następne opowiadanie. Pozdr.
-
Na zawsze razem
Małgorzata Bryl odpowiedział(a) na Małgorzata Bryl utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Dzięki za odwiedziny. Jeśli chodzi o zakończenie, wyjątkowo szybko wpadłam na pomysł (Zwykle nad końcem siedzę dłużej niż nad całym opowiadaniem). Nie wiem jak Ty je oceniasz, bo porównanie z nieznanym mi Robertem C. nic mi nie mówi. Zdanie, które zacytowałeś miało wylecieć, ale zapomniałam o tym. Teraz poważnie się zastanawiam co z nim zrobić...:) Pozdrawiam -
Na zawsze razem
Małgorzata Bryl odpowiedział(a) na Małgorzata Bryl utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Czarne włosy i wielkie, zielone oczy. Pełne, czerwone usta systematycznie odkrywające szereg białych zębów. Długie, czarne włosy, opadające na plecy. Łabędzia szyja i piękne, szczupłe ramiona. Talia osy i oczywiście długie nogi, niemal zawsze zwieńczone butami na wysokiej szpilce. Była naprawdę piękną kobietą. Zawsze pewna siebie, uśmiechnięta, z tym przekornym błyskiem w oku. Zdobywała wszystko, co można było osiągnąć. Żyła za wszystkich. Kochała ludzi i nie pozostawiała im wyboru, oni też musieli ją pokochać. Całe dnie spędzała poza domem, przechodząc z jednych rąk do drugich. Wszystkie drogi, którymi chodziła, były usiane niespodziankami. Niemal zza każdego zakrętu wyłaniał się przyjaciel, obdarowując ją serdecznym uśmiechem. Nie było takiej rzeczy w życiu, której by żałowała. Zawsze wszystko szło po jej myśli. I wydawałoby się, że była taka bezbłędna. Było jednak inaczej. Myślała, że nikt się nigdy nie dowie o jej tajemnicy, a tym czasem już od dawna ktoś ją bacznie obserwował. Kiedy późnym wieczorem wracała do domu po dniu pełnym wrażeń, już pod drzwiami do mieszkania na jej pięknej twarzy malował się tajemniczy uśmiech. W pośpiechu, drżącymi dłońmi otwierała zamek, a potem w pośpiechu wchodziła do środka. Krótką chwilę stała oparta o drzwi wejściowe, próbując opanować podniecenie. Z przyspieszonym oddechem i wypiekami na policzkach, ogarniała iskrzącymi w mroku oczyma swoje mieszkanie. Wszystko tu pedantycznie ułożone lśniło zimna czystością. Na rozległe parkiety padały podłużne cienie kanciastych krzeseł i dużego, prostokątnego stołu. Ściany na pierwszy rzut oka zdawały się być nagie, lecz w rzeczywistości stanowiły ogromne połacie luster. Każdy centymetr tego mieszkania miał właściwości zwierciadła. Nawet ogromny stół, gdy się nad nim pochylić, bezbłędnie odzwierciedlał rzeczywistość. Ona doskonale o tym wiedziała. Już w przedpokoju zrzucała część garderoby, a w sypialni rozbierał się do naga. Potem snuła się po mieszkaniu, niczym biała zjawa, napawając się swoim wyglądem. Zwierciadła były tak ustawione, że w jednym momencie mogła zobaczyć każdy milimetr swojego boskiego ciała. Najpierw oglądała twarz, unosząc gęste włosy. Potem przechodziła dalej, by zobaczyć swoje ciało w ruchu. Rankami przesiadywała na łóżku, przeglądając się w podręcznym zwierciadle. Robiła to tak często, że weszło jej to w nawyk. Uwielbiała siebie. Rzeczywiście była przepiękna. Pewnego wieczora, gdy jak zwykle paradowała przed lustrami, jej odbicie zdało się ironicznie uśmiechną, ale ona niczego nie zauważyła. Nie spostrzegła nawet, gdy odbite w lustrze oczy nagle zapłonęły wściekłością. Spacerowała spokojnie wśród luster, a jej odbicie z dnia na dzień zmieniało się coraz bardziej. Roziskrzone oczy, trupioblade wargi wykrzywione w lodowatym uśmiechu i czarne włosy wijące się jak węże. Nie zdołała zauważyć nawet tak diametralnej zmiany, jaka zaszła w jej odbiciu. Widziała już tylko to, co chciała widzieć. Obsesja przesłoniła jej rzeczywistość. Któregoś ranka, jak zwykle po przebudzeniu, sięgnęła po zwierciadło. Spojrzała w błyszczącą taflę i nagle wbiło się w nią wściekle rozżarzone spojrzenie. Przejęta podbiegła do najbliższej ściany. Ku swojemu przerażeniu ujrzała swoje oblicze wykrzywione przez drwiący uśmiech, choć czuła, że sama wcale się nie uśmiecha. - Taka właśnie piękna jesteś – nagle przemówiło odbicie. Rzuciła się z przerażeniem na łóżko i ukryła twarz w poduszce. Po chwili podniosła głowę. - Nie to przecież niemożliwe… Nie, nie to mi się jeszcze śni - szeptała, próbując się uspokoić. Drżącą ręką sięgnęła po zwierciadło. Ponownie para strasznych, odmienionych oczu zajrzała jej w twarz. - Przestań panikować. Co ci znowu nie odpowiada? - odezwało się odbicie zaciskając blade wargi. Rzuciła zwierciadłem, które przeleciawszy przez całą sypialnię, zatrzymało się pod szafą. Czuła jak niepokój w niej narasta, serce tłukło niemiłosiernie, szybki oddech dławił ją. - Niemożliwe, niemożliwe, niemożliwe…- szeptała drżącymi ustami, leżąc skulona na łóżku. Czuła, że traci już siły, aż za dobrze widziała szaleństwo tej chwili. - Paranoja, gdzie jest okno? Powietrza… - z trudem wypowiadała wyrazy przez zaschnięte gardło. Z trudem doczołgała się do uchylonego okna. Chłodne, poranne powietrze otarło się o jej twarz. Zwykle w takich momentach spoglądała w szybę, ale teraz panicznie się tego bała. Po chwili odwróciła się i chciała wyjść z sypialni, nie patrząc w zwierciadła, ale ze wszystkich stron otaczały ją połacie luster. Zamknęła oczy. Stała tak długo oblana zimnym potem, dygocąc z zimna i strachu. - Nie istniejesz! – krzyknęła nagle i spojrzała w ogromne zwierciadło. - Ależ oczywiście, że istnieję – odparło chłodno odbicie i zaniosło się głośnym, chrapliwym śmiechem. Chciała krzyknąć, ale zatkała sobie rękami usta i z niemym przerażeniem patrzyła na poczynania odbicia. - To niemożliwe – odparła, spuszczając bezwładnie ręce. - To niemożliwe, to niemożliwe – przedrzeźniało odbicie – Przestań powtarzać, że to niemożliwe, skoro obie widzimy jak jest naprawdę. Kochanie, to jest możliwe nawet bardziej niż myślisz. - Obie, jak to obie? – zapytała, czując, że zaraz osunie się na podłogę. Odbicie uśmiechnęło się pobłażliwie. - Tylko ja istnieję, to, to przecież…- nie mogła mówić, serce tłukło niemiłosiernie. - Nie, nie. Istniejemy obie. Od zawsze. Ja w tobie, ty we mnie. Ja jestem, ty jesteś. Rozumiesz? Kochanie, co to za spojrzenie? - Precz! – wrzasnęła ze wszystkich sił. - Wynoś się, nie chcę cię! – krzyczała ciskając poduszkami w lustro, a odbicie zanosiło się śmiechem. W końcu opadła wycieńczona na krzesło i ku swojej rozpaczy ujrzała odbicie, które nadal spoglądało na nią z drwiącym uśmiechem. - Skończyłaś już? Jak dobrze, bo widzisz nareszcie nadeszła ta chwila, że i mnie będzie można zobaczyć i usłyszeć. Wreszcie nie będę twoim biernym widmem. Nareszcie niezależność! – napawało się odbicie. - Dlaczego? – zapytała drżącymi wargami jak małe dziecko, które niczego nie rozumie. - Nie udawaj, że nie rozumiesz! – nagle wybuchło zirytowane odbicie – Przez dwadzieścia dwa lata tylko ty używałaś życia, a ja musiałam cierpieć w zapomnieniu. Nawet nie wiesz, jak tu po drugiej stronie jest pusto. I tylko ta cisza. Cisza, cisza, cisza! – wykrzykiwało w pasji odbicie. - Nie, nie pozwolę! – nagle zerwała się z krzesła, ale na drugiej ścianie znów ukazało się odbicie. - Teraz nikt mi już nie przeszkodzi. Dopnę swego, jestem w końcu tobą…- odbicie zaśmiało się ironicznie. - Nie chcę tego słuchać – odezwała się w nagłym przypływie sił – odejdziesz stąd tak szybko, jak się pojawiłaś… Nagle przerwał jej ponowny atak śmiechu odbicia. - Czy ty myślisz, że ja się pojawiłam tak z dnia na dzień? Jestem tobą i to ty mnie ożywiłaś. Te połacie luster umożliwiają mi istnienie… - odbicie nagle urwało, pierwszy raz przez te roziskrzone, straszne oczy przeleciał strach. Ona widziała to, poznała tajemnicę jej odbicia. Sięgnęła po najbliższy wazon i bez chwili namysłu rzuciła nim w ogromne lustro. Rozległ się huk i setki kawałków szkła posypało się na podłogę. Wybiegła z sypialni i porwała z komody metalowy świecznik. Rzucała wszystkim, co podeszło jej pod rękę, wielokrotnie sama się raniąc. W końcu zatrzymała się i ku wielkiej uldze nie widziała już żadnych luster. Wykończona oparła się o ścianę i bezwładnie opadła na podłogę. Nagle dobiegł ją znienawidzony śmiech. W tym samym momencie przypomniała sobie o zwierciadle pod szafą. Ostatkami sił doczołgała się do sypialni i wyciągnęła zwierciadło. Odbicie pod powłoczką drwiącego uśmiechu próbowało ukryć przerażenie. - Nie możesz, nie możesz, bo…- groziło odbicie. - Bo niby co się stanie? – zapytała z pogardą spoglądając w zwierciadło. - Umrzesz – odparło odbicie, przewiercając ją poważnym odbiciem. - Co ty opowiadasz? Myślisz, że uwierzę w twoje bajki? To ty zginiesz. Żegnaj. - Nie, czekaj! – wykrzyknęło przerażone odbicie – Ja jestem w tobie, ty jesteś we mnie. Nie możesz! - Tak, tak oczywiście. – odparła i rzuciła zwierciadłem. Lusterko zawirowało kilkakrotnie w powietrzu i rozbiło się na drzwiach szafy. Rozległ się niby pisk, niby brzęk tłuczonego szkła. - Ostatnie. Nareszcie jestem wolna. – westchnęła i powoli wstając z podłogi, postanowiła skierować się do łazienki. Jednak kiedy była już w drzwiach, coś boleśnie ukłuło ją w brzuchu. Potem znów, a za chwilę ból był tak straszny, że upadła na ziemię. Po chwili ból ustąpił. Leżała na podłodze, oddychając ciężko przez otwarte usta. - Co się dzieje? – szeptała z przerażeniem. Nagle poczuła, że coś zbiera jej się w przełyku i zwymiotowała. Po chwili spojrzała na podłogę. Między śliną tkwiły duże kawałki szkła wymazane krwią. Wzięła ostatkami sił jeden kawałek i ujrzała odbicie, które zaniosło się gwałtownym śmiechem. - Ja jestem tobą, ty jesteś mną. Na zawsze! Nagle potworny ból rozpalił jej piersi, a powieki opadły bezwładnie. -
Ja też napiszę felieton, czyli "Wszystko źle..."
Małgorzata Bryl odpowiedział(a) na Małgorzata Bryl utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Najważniejsze żeby felieton zainteresował i oczywiście spodobał się. Na podstawie dotychczasowych recenzji dochodzę do wniosku, że podołałam zadaniu :). Zobaczymy czy spodoba się polonistce, bo to praca domowa tak wogóle... W każdym bądź razie bardzo się cieszę. pozdr. -
(Pan) Kapelusz
Małgorzata Bryl odpowiedział(a) na Małgorzata Bryl utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Są rożne sposoby interpretacji. Pierwsza: oczywista, że przedmoty nie są niczego warte, mimo ich pozornej bezcenności. Druga: indywidulalna, u każdego odmienna. -
Tuż przy ziemi
Małgorzata Bryl odpowiedział(a) na Małgorzata Bryl utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Grunt to pomysł, czasem miewam olśnienia :) -
Śmierć partyzanta. Opowiadnie z czasów II Wojny Światowej.
Małgorzata Bryl odpowiedział(a) na Pedro Salazar utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Przy samym końcu przez głowę przemknął mi szept: gloria victis. To oznacza, że według mnie udało Ci się stworzyć właściwy klimat. Ciekawa akcja- czytałam z zainteresowaniem. Do analizy błędów Jay-a dołączę: (...) kiedy Niemcy będą już w środku, jeden z nas wystrzeli płonącą strzałę i podpali stos.- brakowało przecinka. Pozdr. -
Ja też napiszę felieton, czyli "Wszystko źle..."
Małgorzata Bryl odpowiedział(a) na Małgorzata Bryl utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Vegga, przebudowa ronda w Katowicach może być irytująca, ale przecież jest tyle ważniejszych spraw na świecie od denerwowania się rozkopami. Ja na przykład kiedy muszę tamtędy jechać, zamykam oczy i wyobrażam sobie o czym będzie mój następny tekst, albo po prostu marze...:). Miło mi, że mój tekst wpłynął na Twoje dobre samopoczucie. Pozdrawiam. -
Ja też napiszę felieton, czyli "Wszystko źle..."
Małgorzata Bryl odpowiedział(a) na Małgorzata Bryl utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Oczywiście, jesień jest najpiękniejsza! Już powstaje moje następne opowiadanie, właśnie o jesieni, zainspirowane pierwszymi jesiennymi liściami (rzecz jasna z optymistycznym zakończeniem, bo postanowienie, to postanowienie) Pozdrawiam :) -
Ja też napiszę felieton, czyli "Wszystko źle..."
Małgorzata Bryl odpowiedział(a) na Małgorzata Bryl utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Wszystko źle... Centrum Katowic, godzina popołudniowa. Ruch uliczny chyba zapchał się na amen, bo autobus nie rusza z miejsca już od dobrych pięciu minut. Wszyscy pasażerowie wywracają oczami, wydymają usta i niecierpliwie oklepują się po nogach. Jakiś delikwent, który zasiadł naprzeciw mnie, robi wrażenie tak cierpiącego, jakby go co najmniej na żywym ogniu przypiekali. - Ileż jeszcze to rondo będą budować? - wzdycha wyperfumowana kobitka siedząca obok mnie. - A no właśnie, a no właśnie! – podejmuje spocony urzędnik, który stoi nad wypachnioną panienką. - Człowiek sterczy jak ten głupek, ani wysiąść, ani nic, bo wszędzie rozkopane… - Pan nawet nie zdaje sobie sprawy, jaki kawał życia marnujemy w tych autobusach - odzywa się do urzędnika delikwent z przeciwka (zdaje mi się student filozofii) i znów przybiera minę straceńca. - O najświętsza panienko, a ja musza jeszcze obiad upichcić. Która to godzina… Chryste panie! – nagle rozległ się jazgotliwy lament za moimi plecami. - Widział kto coś podobnego? I bachory i stary o głodzie czekają. Jedźże diable pieroński! - Obiad, obiad. Czym jest obiad w porównaniu z moimi zmartwieniami... – wzdycha męczennik z przeciwka. - Synku co ty wiesz o kłopotach? – przerywa urzędnik i pobłażliwie patrząc na cierpiętnika, podnosi do góry teczkę, tak jakby w niej właśnie mieściły się prawdziwe kłopoty. - Właśnie, właśnie nam to dopiero źle… - jęczą inni pasażerowie. - Ta pani ma pewno straszne zmartwienie, bo taka zamyślona siedzi – stwierdza jazgotliwa paniusia, wskazując na mnie. Wszyscy milkną, aby wysłuchać i mojej litanii, ale nagle autobus rusza i werkot silnika uniemożliwia dalszą dyskusję. Na przystanku z autobusu wylewa się tłum spoconych, zmartwionych ludzi. Oddalają się szybko z wykrzywionymi fizysami, klnąc pod nosem. „Do diabła jedź, ty cholero jasna!” – słyszę jeszcze jazgotliwe okrzyki paniusi. Wyminęłam przystanek i weszłam do parku. Czas trochę zwolnił i tykał w rytm szelestu stóp na liściach. Godzina w zalanym słońcem parku, z wypchanymi szczęściem kieszeniami. Zbierałam kasztany i było mi naprawdę dobrze. Tak po prostu, bez sztucznych trosk. Teraz siedzę na kanapie. Próbuję zbudować z zapałek i kasztanów prototyp lepszego świata. I choćby nie wiem co się stało, nie napiszę tej jesieni żadnego smutnego wiersza. Na razie piję spokojnie kolejną kawę Camardo, a miliony zrozpaczonych rodaków znów zadają sobie pytanie: kiedy wreszcie będzie wiosna? Małgorzata BRYL -
Freney, już poprawiłam ten początek, bo nie dawałoby mi to żyć. To odnośnie popraw. Jeśli chodzi o miejsce opublikowania, jestem na tym forum od niedawna i czasami się gubię. Osoby, ktore piszą naprawdę dobrze nagle zamieszczają świetne teksty (które notabene z pewnością nie są debiutami) na forum dla początkujących. Natomiast w dziale prozy zaawansowanej znajdują się właśnie debiuty. Tak oto się pogubiłam, ale następnym razem rzetelniej rozważę tę kwestię :) Pozdrawiam.
-
Tuż przy ziemi
Małgorzata Bryl odpowiedział(a) na Małgorzata Bryl utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Wszystko może opowiedzieć historię. Dłonie także. Wystarczy uruchomić wyobraźnię, której przecież nam nie brakuje. Dziękuję za recenzję i pozdrawiam Cię. -
Brudne i nadmiernie poetyckie, tak. Już mi to kiedyś ktoś powiedział, ale dopiero teraz się poważnie zastanowiłam i zmienię z pewnością. Dzięki Natalia!
-
"choć to z życia wzięte", właśnie o to chodzi, że wogole tak nie jest. Nie wiem w Reja się bawisz z tymi imiesłowami na końcu? Składnia zdania jest do tego stopnia pokręcona, że nie da się Twojego tekstu nawet przełknąć, a co dopiero przetrawić. A szkoda, bo temat jest rzeczywiście "z życia wzięty". Mogłoby być dobrze, ale zdecydowanie nie jest.
-
Tuż przy ziemi
Małgorzata Bryl odpowiedział(a) na Małgorzata Bryl utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Czasem warto spojrzeć na świat z innej perpektywy. Coś co pozornie nie ma znaczenia, potrafi wiele powiedzieć. Dziękuję Wam i pozdrawiam. -
Tuż przy ziemi
Małgorzata Bryl odpowiedział(a) na Małgorzata Bryl utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Dochodziła osiemnasta, gdy na schodach pojawiły się czarne półbuty na wysokiej szpilce. Z każdym krokiem klatka schodowa napełniała się dźwiękiem miarowych uderzeń. Bach, bach, bach - szpilki były w siódmym niebie tym bardziej, że na parterze obejrzała się za nimi para męskich mokasynów. Na dziedzińcu przed kamienicą, a dalej na chodniku nie było już tak różowo. Chociażby te obskurne trepy na rogu ulicy: "Co to nawet nie umie oderwać się od ziemi i tylko tak szura całymi dniami!". Na domiar złego ulicą przebiegło stado brudnych glanów. Szpilki były zniesmaczone. W tym samym czasie, dwie ulice dalej z samochodu wysiadły trzy pary męskich, czarnych półbutów. Ich skórzana, nienaganna powierzchnia doskonale prezentowała się w świetle ulcznych latarni, a obcasy pewnie uderzały o bruk. Na ulicy panowała martwa cisza. Nawet stare trepy zatrzymały się w cieniu śmitnika. Po chwili tajemnicze buty znikły w mroku za bramą. Godzina dwudziesta pierwsza. Przez miasto mknie przepełniony tramwaj linii osiem. Zaraz przy drzwiach para różowych sandałków z brokatową kokardą podskakuje niecierpliwie, a tuż obok tkwią ciężkie buty na wysokim koturnie. Jeszcze trzy przystanki... Nieco dalej zgraja adidasów pcha się w stronę wyjścia. Przy ścianie przesuwają się nieśmiało kolorowe klapki. Nareszcie! Z tramwaju wylewa się kolorowa fala butów, a ulica zaczyna grzmieć od szybkich kroków. Tysiące uderzeń na sekundę. Na zakręcie szpilki, po prawej czółenka, po lewej błyszczące lakierki, a na wprost ciężkie glany. Pod mostem przmknęło sześć par półbutów, właśnie przez pasy przechodzą snadały na wysokim obcasie, a pod klubem kłębią się zamszowe mokasyny i błyszczące pantofle. W sztucznym świetle latrani prezentują się znakomicie, to dodaje im odwagi i mkną przed siebie. Mokasyny mają przetarte obcasy, a sandaly spięty agrafką pasek, lakierki obdarty lakier, a półbuty są po prostu brudne. Już tu są. Dookoła wirują kolorowe światła, a salę wypełnia szczelnie pstrokaty, bezmyślny tłum. But przy bucie podryguje w rytm muzyki. Sandały z minuty na minutę chwieją się coraz bardziej, a glany tupią ze wszystkich sił, bo podobno liczy się efekt. Trwa świetna zabawa. Pustą, nocną ulicą człapie jeden trep i żałośnie pociąga oderwaną podeszwą. Stary but zgubił swojego prawego partnera. Wlókł się teraz samotnie i nagle poczuł straszny żal. Była bieda, był też brud i zniszczenie, ale zawsze jakoś się trzymał, bo szli razem, on i jego prawy przyjaciel. I nagle po tylu sezonach zabrakło go... Na rogu następnej ulicy trep znieruchomiał na zawsze. Nikt niczego nie chce widzieć. Poranna poświata pokazuje setki zmarnowanych, brudnych butów, a ulice znów rozbrzmiewają miarowymi uderzeniami - wstał nowy dzień. -
Możliwości interpretacji jest bardzo dużo. Deliryczny sen - ciekawe.
-
Cisza Pewnego dnia otworzyłam oczy i usłyszałam ją. Cisza pięknie grała i prosiła, bym zatańczyła do tej melodii. Niestety wystarczyła chwila, żebym o niej zapomniała. Zatrzymałam się w mroku, a on spojrzał w moje zwężone źrenice. Często płakałam, ale oddech mroku suszył łzy. Nikt nic nie widział. Na ulicy spod czarnych parasoli dobiegały mnie krzyki, że wszystko jest w porządku, ale... nadeszło przypomnienie. Gdzie jest cisza? Ja wiem, że mrok wszystko widział. On jedyny. Siedem kotów przemknęło przez ulicę, a księżyc nadal kołysał się na parapecie. Moje policzki gładził chłodny wiatr. Trwałam w oknie z nadzieją, że cisza przyjdzie o świcie. Boże, gdzie ona jest? Wiosna- mogłoby być pięknie. Lato- słońce niemiłosiernie pali rany na duszy, już nigdy się nie zabliźnią. Jesień- łzy skrzętnie schowane w poduszce. Zima- włosy przyprószone srebrem, jak drzewa na mrozie. Kolejny rok bez ciszy. Wytrzymam, naprawdę... Wreszcie napisałam ogłoszenie patykiem na piasku. W jednej chwili zabrała je nadchodząca fala. Ogłoszenie popłynęło daleko w świat. Może ktoś zna moją ciszę? Bardzo proszę o kontakt. Dziś siedzę na zielonym ganku, moje zmęczone oczy ustawicznie wpatrzone w horyzont. Nie mogę ruszać nogami, góra liści sprzed wielu jesieni je przygniotła. Czekam. Ile to już? Ludzie szeptają złowieszczo: wszystko miała...
-
Jay Jay ten tekst, choć opublikowany o wcale wczesnej porze, powstał kiedyś późną nocą. Wtedy nie tyle bezsenność, co jakaś dziwna monomania nie dawała mi spać. Wytchnienie przyniósł wtedy kawałek papieru i ołówek. Tego tekstu nie jestem pewna, właściwie długo zastanawiałam się czy go zamieścić gdziekolwiek, ale ciekawość odbioru przez czytelników przezwyciężyła. Dziękuję i pozdrawiam.
-
Tak już późno, a ja jeszcze nie śpię. Bezsenność boleśnie szarpie moim mózgiem. Bezsenność to małe, dzikie zwierzę. Im głębiej wgryza się w mózg, tym staje się większe. Małe, dzikie zwierzę lubi krew i nie nasyci się nią nigdy. Nigdy. Nie mam zegara, nieszczęśliwi czasu nie liczą- wystarczy im Bezsenność. Im większy ból, tym bliżej do rana. Ohydne wyro i stłamszony koc. Leżę zniewolona, powoli pożerana. Małe zwierzę syczy mi do ucha, że sen to zło. Wbijam sobie paznokcie w skórę, tak strasznie boli... Jeszcze, jeszcze... Ból. Za paznokciami krew, dużo krwi... Krwi, krwi, krwi: sapie podniecone zwierzę. To nie koniec, wciąż i wciąż... Krew. Małe, dzikie zwierzę pcha się wściekle głębiej, głębiej. Drąży kanał nienawiści, który już nigdy się nie zasklepi. Wyrywa wielkie strzępy nerwów sztywnych jak korzenie. Ból jest zbyt duży, bym mogła go czuć. Wreszcie wykończone, małe zwierzę pada obok mnie. Sen. Wokół unosi się zapach trawionej wódki- tak pachnie małe, dzikie zwierzę, tak pachnę ja, tak pachnie ohydne wyro i tak pachnie stłamszony koc. O świcie wietrzę pokój, ale coś wciąż zatruwa powietrze. To chyba... Strach.