-
Postów
41 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez tonieja
-
Szum fal, kiedy jasność napiera. Szum fal, kiedy ciemność zabiera. Szum fal, kiedy obie się splatają. I ciała we wzajemny wir obracają. Słyszysz szum fal, kiedy szepczesz jej do ucha. Wtedy tylko ona Cię słucha. Słyszy szum fal, kiedy czule ją obejmujesz. Nigdy kłamstwami jej umysłu nie zatrujesz. Oboje znacie szum fal. Jeden jedyny i ten sam. Kiedy dziś patrząc w dal, Wspominacie niedawny szum fal, Wiecie, że przeznaczenie Was dotknęło, Lecz równie szybko wszystko zginęło. Szum fal, kiedy jasność i ciemność sie splatają, Ale Was już w tę krainę nie zabierają.
-
Wciąż utrzymujemy się przy życiu. To jedyna sztuka, którą potrafimy. I tylko tym się szczycimy. Nic więcej nie umiemy. Tylko nie żyjemy sami. Zawsze przy kimś. Zawsze dla kogoś. Ta zależność bywa męcząca. Ona jest nieludzka. Żyję dla samej siebie Póki nie odnajdę w kimś cząstki siebie. Żyję zwyczajnie, bo tak potrafię. Tylko. A niezwyczajność? Odnajdzie się sama. Albo poszukam. O ile starczy mi na to życia. A teraz przyjmij mnie taką, jaka jestem. Ze sztuką życia.
-
Piękne dłonie oplatają ciało. Piękne paznokcie rysują się na tafli wody. Piękne stopy spoczywają na dnie. Piękne nogi uginają się pod rozkazem nurtu. Piękne uda rozchylają się z biegiem fal. Piękny brzuch nieśmiale się kształtuje. Piękne piersi przywołują subtelność. Piękny kark zanurza się w morzu. Piękna szyja nawiguje zatracenie ze światem. Piękna twarz pozostaje w błogim uśmiechu. Piękne plecy prostują się niczym rumak. Ciepło przenika przez całe piękne ciało. Chłód gasi najśmielsze pragnienia. Cisza. Spokój. A jednak szał. I rozkosz. W tańcu fal wie, że jest piękna.
-
Czeka na Ciebie
tonieja odpowiedział(a) na kaja-maja28 utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Myślę, że moja wersja wiersza bardziej mi się podoba, co jest zrozumiałe. Tak, czy inaczej dziękuję za przeczytanie go. -
Tak mnie natchnęło na Makbetowskie dzieło
tonieja odpowiedział(a) na tonieja utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Tak mnie natchnęło na Makbetowskie dzieło, Lecz wszystko się rozprysnęło. Szarość rzeczywistości mnie przykryła. I w umysł mi realizm wbiła. Codzienność tak zaskoczyła, Że utkwiony wzrok wbiła. Tak mnie natchnęło na Makbetowskie dzieło. Lecz wszystko się rozprysnęło. Obowiązki wzywają I mój umysł pochłaniają. Pragnienie wolności w szarej rzeczywistości. Nie można się wyrwać, Bo trzeba być więźniem odgórnych decyzji, Gdzie dochodzi do stresowych kolizji. Zamiast cieszyć się dniem, nawet deszczowym, Siedzieć trzeba z piórem zapasowym I pisać cyfry I obliczenia, które w dalszym życiu mieć nie będą znaczenia. Tak mnie natchnęło na Makbetowskie dzieło. Robiąc rzeczy beznadziejne, Możliwości są chwiejne. Poznając smak Szekspirowskich utworów, Uczymy się konkretnych wzorów. Ale co ma wiedzieć o tym ten, Który oblicza stos cyfr dzień za dniem. Chcę mieć czas na smak literatury, A odgórnie zsyłają mi zadania spod ciemnej chmury. Tak mnie natchnęło na Makbetowskie dzieło, Ale w mig to natchnienie się rozprysnęło. -
Słońce jakby nas dogania. Do podążania za nim nas nakłania. Stojąc przy szybie Niewidzialność stapia się z namacalnym. To, co nieznane, lecz już dobrze poznane. Słońce stara się dogonić nas. Jak pędzący pociąg po torze beztroski. Tor wolności jest najdłuższy. Ale ciągnie się przez kilka zaledwie kilometrów, Bo to, co najlepsze trwa najkrócej.
-
Widzę szyby. Przyciemnione, Zakrwawione, Skomplikowane, Pęknięte. Rozbijam je Co ranek Złamaną szminką do ust. Widzę drzwi. Ogromne, Żelazne, Masywne, Skomplikowane, Złowieszcze. Otwieram je Kluczem do własnego mieszkania. Zwariowałam. Ogarnęła mnie paranoja. Rozbijam szyby. Ich odłamki wyrzucam przez drzwi. Drapię swoją twarz. Moje oczy krwawią. Szminka jest złamana. Klucz zepsuty. Wtedy się budzę.
-
Jesteś dla mnie. Biorę Cię całego. Zabieram na własność. Na smyczy będę Cię trzymać. Żebyś nie uciekł. Bo jesteś mym szczęściem. Kupię sobie Ciebie. Sprzedam sobie Ciebie. Zostawię sobie Ciebie. Oddam sobie Ciebie Mogę zrobić, co chcę, Bo na własność kocham Cię.
-
Jak kobieta. Tak się wciąż czuję. Oj, jak ja dobrze się z tym czuję! Moje oczy się błyszczą. Pod uśmiechem zdradzam setki myśli. Zarazem nie wyjawiając żadnej. Kiedy chcę płakać, to tylko z niewiary w innych. Nie z bezsilności. Bo to siła mnie narodziła. Siła miłości. Jak kobieta. Taka zmysłowa. Tylko, że uzdolnienia jeszcze gdzieś tam chowam. Ale wiem, że istnieją. Oj, wiem o tym. Jak kobieta. Wyszukuję ofiary, dla której sama będę mogła się nią stać. Czułości szukam. Zawsze na dłoniach mam takie ogłoszenie. Piękna szukam. Zawsze to dostrzeżesz w moich oczach. Wrażliwości szukam. To pragnienie kryje się w mych przymkniętych powiekach. Bezpieczeństwa. W skulonych ramionach wołam. Specjalne potrzeby. Niby wciąż tak banalne, a nie zawsze osiągalne. Jak kobieta. Potrzebuję tańczyć. Żeby ciałem wyrazić pragnienie. To cielesne uniesienie. Wtedy mnie poznasz I olśnienia doznasz. Jak kobieta. Która jest też przyjaciółką. Nie tylko wciąż całuje, ale pociesza. Jak kobieta. Tak się wciąż czuję.
-
Chciałam, żebyś przyszedł. Tylko do mnie. Tylko dla mnie. Ale Ciebie nie ma. A ja spadam. Spadam w to uczucie. Ale tylko sama Samotnie mu wychodzę naprzeciw. Moja twarz wyraża nic. Dla Ciebie. Bo nie dostrzegasz. Wiążesz się sznurami. Twój umysł zamknięty. A serce? Gdzie ono jest? Pewnie nawet sam go szukasz. Chciałam, żebyś przyszedł. Bo moje serce się zatraca. Bo muszę je wciąż gonić. Bo ucieka. Tak samo. Tak samo z siebie. A ja nie potrafię go przy sobie zatrzymać. Bo czy ono chce być we mnie? Nie spytam, bo się boję. Nie spytam, bo znam odpowiedź. Gdybym wołała- przyjdź tu Usłyszałbyś? Czy chciałbyś? Zamknąłeś serce. Tylko na mnie. Tylko dla mnie I do mnie. Nie widzę tego, bo nie muszę. Czuję w każdej myśli, Która boli. Boli tylko człowieka, który traci serce. Znam ten ból. Moje serce każdego dnia odchodzi. Tylko, ze ja nie wiem gdzie. Nie rozmawia już ze mną od dawna. Ma do mnie pretensje, bo żaru nie czuje. Bo nadziei. Bo zaufania. Bo m….. Boi się już tego słowa. Na sam jego dźwięk coraz bardziej pęka. Chciałam, żebyś przyszedł. Nie tylko dla mnie. Dla siebie. Czasem bardziej. Nawet bardziej. Gdybyś chciał. Łez nie mam. Skończyły się. Wyczerpałam swój limit. Bo łzy nie spodziewały się, że będą tak potrzebne. Muszę sama prosić je o potok. Ale też już bezsilne są. Ledwie kilka kropli mi dają. Bo same już tego dość mają! Bicie serca. Słyszysz je? Bo ja już nie. Przyjdź! Uratuj moje serce. Chciałam, żebyś przyszedł. Ale nie potrafisz. Bicie serca. Słyszysz je? Ty już nie.
-
Sięgam po Ciebie, Bo na wyżynach jesteś. Doceniam Cię, Bo jesteś wyżej niż inni. Widzę Cię, Bo świecisz najjaśniej. Obserwuję Cię, Bo jesteś wart każdego spojrzenia. Słyszę Cię, Bo głos jest tylko dla mnie. Czuję Cię, Bo to ja stworzyłam zapach Twojego serca. Kocham Cię, Bo tylko przy Tobie znam te słowa.
-
Popatrz na nią. Tylko spójrz!. Możesz nawet siedzieć na schodach. Możesz nawet stać trzy godziny. Siedź na niewygodnym, twardym krześle. Siedź na zapadającym się fotelu. Śmiej się, Płacz, Głośno komentuj, Cicho podziwiaj, Rozumem ogarnij, Duszą poczuj. Nie musisz rozumieć. Nie musisz czuć. Wystarczy, że widzisz. Popatrz na nią. Tylko spójrz! Uśmiecha się do Ciebie, Płacze z Tobą, Zabija Cię, Powala na kolana. Ona żyje. Oddycha. Wyciąga macki. Porywa Cię. Nie wiesz gdzie znajdujesz się. Wiedza tu Ci niepotrzebna. Popatrz na nią. Tylko spójrz! Życie nie-życie Śmierć nie-śmierć Rozpacz nie- rozpacz A jednak wierzysz A jednak się obawiasz A jednak uparcie ją śledzisz, Bo od sceny nie sposób oderwać oczu.
-
Serce zagubione jest. Oczy błądzą. Bo w pięknie trudno się odnaleźć. Jego blask jest zniewalający. Miasto mnie przyzywa. Woła mnie moim nowym imieniem. Obrazy uśmiechają się. Ludzie są namalowani. Kościoły modlą się. Ludzie są ostoją wiary. Wisła się kłania. Ludzie płyną. Trębacz z Wieży Mariackiej macha przyjaźnie ręką. Miniatura zaczarowanego dźwięku. Słychać go nawet w Smoczej Jamie, gdzieś głęboko, na dnie. Zwyczajne ulice pozostają sobą. Wciąż artystyczne, oryginalne, magiczne. Krakowskie gwiazdy świecą inaczej. Oświetlają płótna, dłuta, nuty, słowa, sceny. Nadają wymiar wielkości. Na niebie błyszczą Kossak, Wit Stwosz, Wasilewski, Pawlikowska-Jasnorzewska, Wyspiański. I wiele innych gwiazd. Serce znajdzie drogę. Oczy zaiskrzą. Piękno pochłonie mnie. Jego blask zniewoli. Zachwyci. Na wieczność. Moje nowe imię też będzie błyszczało.
-
Dziś byłam w Krakowie. Siedziałam w swojej klasie. Ale próżno mnie tam szukać. Siedziałam z Błękitnym Kotem. Milczeliśmy. Piłam waniliową herbatę. Tak rzadko czuję jej smak. Tak rzadko widzę się z Kotem. A teraz mogę wszystko. Chodzę moimi uliczkami. Nie widzę nazw, Ale wiem, że tam są, Bo nimi podążam. Widzę Wawel. Powolnym krokiem wchodzę na dziedziniec. Ujrzałam Smoka. Tak rzadko Go widzę. Tak rzadko się w Niego wpatruję. Czuję krakowski wiatr. Wisła z nim tańczy. Dziś byłam w Krakowie, Ale już wróciłam. Byłam tak krótko, Ale ten wiatr wciąż szumi w mojej duszy.
-
Każdy kiedyś rani. Nie wyciągaj dłoni pochopnie. Nie ratuj zadającego ból. Pomagaj umierającym od cierpienia, By nie było łez, By pozostać na świecie. I mów żegnaj tym, za którymi tęsknisz. Pozostań na ziemi. Nie zadawaj ran. Własnych też nie lecz. Żyj realnie. Żyj emocjonalnie. Żyj magicznie.