Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

femme fatale

Użytkownicy
  • Postów

    15
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez femme fatale

  1. Podoba mi się temat, ale forma średnio, to zdanie: "Tak nagle czasem zdarza mi się zamilknąć" jak dla mnie jest niepoprawne, dlaczego nie: "czasami zdarza mi się nagle zamilknąć"? to chyba bardziej po polsku. Podoba mi się to określenie "słabość, nienazwana imieniem miłości czy nienawiści". Dużo fajnych zdań, ale wśród nich przewijają się też takie niefajne, za banalne, np.: "stoję jak zaklęta". I fajnie byłoby to rozwinąć. Chociaż mi pomysł aksji by wpleść w to autoironię się nie podoba, ten tekst ma klimat, w którym autoironia wszystko by popsuła. Pozdrawiam serdecznie
  2. Człowiek to takie ułomne zwierze. Niby najdoskonalszy twór boży, bo przecież myśli, czuje, ale wzrok już ma gorszy od kota, węchem nie dorównuje nawet psu, a i często sam rozum jest przeceniany. Tyle w nim błędów i niedociągnięć. Owszem zdarzają się bliskie ideałowi wyjątki, ale jak taki wyjątek ma idealnie ładną buźkę, to pod tą buźką nie ma idealnego rozumku, a jak ma doskonały, kochany umysł, to znowu szkaradną maskę. A jeśli takiego człowieczka otworzymy i przyjrzymy się jego wnętrzu, wypełnionemu ulotną, gazową konstrukcją, tak zwaną duszą, to tu dopiero mamy przekrój niedoskonałości i wielkiej umołności. Weźmy na przykład takiego Piotrusia. Sadzamy Piotrusia na krzesełku i oglądamy. Z zewnątrz to to ładne jest, dłonie wykrojone na wymiar, w sam raz do dłoni kobiecej. Palce nie za długie, paznokcie różowawe ładnie kontrastujące z brązowym odcieniem skóry, która zresztą jest w najlepszej jakości. Miękka w dotyku, gładka, dobrze napięta, w najmodniejszym odcieniu brązu, żadnych znamion, pieprzyków, piegów, po prostu równomierny złotawy barwnik, rozlany starannie nawet pomiędzy palcami. Łapka od spodu również bez zarzutu, prawidłowo umiejscowione zagniecenia, ułożone w szczęśliwe linie papilarne. Tu Rzemieślnik nieźle się napracował, linie są proste, gładkie, żadnych szarpnięć. Jedna wygięta w łuk pomiędzy małym a wskazującym palcem, dwie kolejne wychodzą ze wspólnego punktu pomiędzy wskazującym a kciukiem. Co prawda delikatne damskie paluszki wyczują zgrubienia w kilku miejscach, ale to już błąd wynikający z nieprawidłowego użytkowania. Przedramiona silne, pokryte rozjaśnionymi włoskami. Wygląda to ładnie, w dotyku jak najbardziej w porządku. Konstrukcja ramion wręcz idealna, tu nie dopatrzymy się żadnego błędu. Biceps pięknie opalony, twardy, zaokrąglony gdzie trzeba. Szyja trochę krótka, da się wyczuć na tylnej części drobne włosy, ale to podobno znak od losu, mający symbolizować bogactwo. Takie znaki są zabawne, los lubi czasami stroić sobie z człowieczka żarty i na przykłąd pokryje mu szyję włosami, żeby ten całe życie wypatrywał bogactwa. Ale u Piotrusia to ładnie wygląda. Głowę obejrzyjmy najpierw od przodu. Na podbródku Rzemieślnik się trochę kopnął, staramy się nie zauważyć szpiczastości i ostrości krawędzi, ale jednak kłuje w oczy. Usta za to pierwsza klasa, rekompensują błąd poniżej, w sumie to nawet jak się spojrzy na te usta, to już nie widać błędu na podbródku. Uśmiech naprawdę rozbrajający. Wspaniałe są ludzkie uśmiechy, prawdziwy fenomen boży. Wargi układają się w kształt rogalika i od razu świat staje się jaśniejszy. Widać wtedy ząbki, no tak, ząbki to też często poważny problem, ale nasz obiekt ma doskonałe, równe, śnieżnobiałe uzębienie. Jakby przybliżyć twarz to te śliczne usta układają się od razu do pocałunku, zbliżamy się więc bardziej i Piotruś całuje... doskonale! Usta są miękkie, gładkie i mają lekko słodkawy smak, żadnego posmaku tytoniu, absolutnie nie. Czuć miętę, w dotknięciu języka da się wyczuć smak wina, pyszne, wytrawne, czerwone. Język jest lekko szorstki, ale w sumie delikatny w ruchach, czuły. To się ceni! Bo tu często zdażają się niedopuszczlne błędy. Niektórym biedakom wetkano w buzię niesmaczny, za duży i nieokiełzany jęzor. Ale my skupmy się na Piotrusiu. Siedzi grzecznie na krzesełku, brązowe, całkiem spore oczy całkowicie opanował blask uśmiechu. Wygląda teraz na naprawdę idealny obiekt. Czoło nie za wysokie, gładkie, bez pionowej zmarszczki. Nos duży, męski, proporcjonalny. Och jaki ten Piotruś ładniutki, kiedy się tak uśmiecha. Głowa zgrabna, kształtna, z elegancko przyciętymi twardymi włosami. Głaszczemy chłopca po główce, a on rozpromienia się jeszcze bardziej. Przyjmuje gesty czułości bardzo pięknie. Mężczyźni często nie potrafią rozkoszować się czułością, ale Piotruś potrafi. Łasi się jak kotek do głaszczącej ręki i pomrukuje, ach jakie to słodkie. I znowu usta układają się do pocałunku i całuje naszą szyję, uszy... Głaszczemy więc dalej, przechodząc na ramiona, brzuch. Przez koszulkę da się wyczuć kolejne mięśnie. Podnosimy odważnie modny T-shirt i to co widzimy, to po prostu szczyt nad szczytami wszelkiej doskonałości. Jak to się nazywa? Kaloryferek? Niech będzie kaloryferek. Mięsień wypracowany do perfekcji, nad pępkiem poprzecinany smugami. W dotyku gładki, prawie pozbawiony owłosienia, twardy jak deska. Och gdyby wszyscy mężczyzni mieli takie brzuszki, ale niestety tu pojawia się kolejna częsta wada, na szczęście tylko przy nieprawidłowym użytkowaniu. Wtedy brzuchy robią się sflaczałe, miękkie i odstające, najgorsze są te które odstają tak bardzo, że już nawet kolan nie można dostrzec z góry... Dotykanie Piotrusia jest tak przyjemne, że zupełnie zapomina się o tym, że przecież ten mężczyzna ma nie tylko doskonale piękne ciało, ale ma też ten gaz pod skórą. Więc otwieramy Piotrusia, patrzymy na serduszko i tu rozczarownie... serduszko jest malutkie, czy ono może pomieścić jakiekolwiek uczucia poza miłością własną? Nie, nie patrzmy na ten kamyszek serca! Może w głowie jest coś pięknego. Spoglądamy na umysł... no tak, mężczyzna jest inteligenty, wie jak się pisze poprawnie "który", mówi dobrze po francusku, potrafi nawet całkiem fajnie śpiewać, wie co lubią kobiety, jak należy je całować i co do nich mówić, w stosunku do swojego dziecka potrafi być bardzo dobry i czuły, łapie w lot wszystkie żarty, zwłaszcza te o blondynkach, o tak Piotruś ma prawdziwą słabość do blondynek... Wierzy w Boga, to znaczy nie tyle wierzy, co czuje wdzięczność za to co ma i panicznie boi się utraty tego. Kocha piłkę nożną, właściwie to ta miłość przepełnia to malutkie serduszko. Kocha jeszcze piękne samochody i piękne kobiety, tak kocha wszystkie piękne kobiety, zwłaszcza blondynki... ale bez wyjątku, wszystkie kocha tylko przez chwilę... Cofam się o krok, ja już nie chcę oglądać z bliska Piotrusia... W nim jednym można dopatrzyć się wielu błędów Rzemieślnika, niby na pierwszy rzut oka jest idealny, ale my już wiemy, my już wiemy jak ułomny jest twór boży.
  3. Dokonałam kilku wstępnych poprawek. Muszę nabrać nowego dystansu do tego tekstu wtedy zmienię go jeszcze trochę, na dziś to wszystko. Jest lepiej?
  4. jestem bardzo wdzięczna za komentarze i bardzo cenne dla mnie uwagi! tekst rzeczywiście był pisany na gorąco pod wpływem natchnienia, emocji chociaż nie powiem żeby sytuacja była w całości z życia wzięta ;) popracuję nad nim skoro już wiem, że jest nad czym pracować :) pozdrawiam i na razie nie dorosłam do innych tematów...
  5. Cierpienie przewraca świat do górny nogami. Podobno wzmacnia człowieka, jest jak bogactwo dla duszy. Jaki pech, że po kopie w tyłek, jaki ja dostałam od życia, nie potrafię już przegiąć się na lepszą, prawidłową stronę. Mój świat niestety przewrócił się na tą nieprawidłową, serce pękło z bólu i rozkruszyło się do krwioobiegu? Tyle było we mnie uczuć, tyle czułości i wrażliwości, a odkąd diabeł rzucił kamieniem w moje serce, nie ma już nic, pustka… Zniszczył to, co we mnie najlepsze. Cholera, dlaczego nikt najpierw nie przebadał mojej wytrzymałości na ból?! Dlaczego tak gwałtownie odebrano mi dziewczęcość? Teraz jestem kobietą. Tworem diabła, przekleństwem dla świata. Przeczesuję palcami jasne włosy. Oczy błyszczą nieznanym światłem, uśmiech jest bielszy, radośniejszy. Skąd ta przemiana? Czy pusty środek czyni piękniejszym opakowanie? Ja stałam się piękna. Diabelskie piękno za anielską duszę… *** Czekałam na ławce przed kościołem, nie miałam odwagi wejść do środka. Ale kto na moim miejscu by się odważył? Wystawiłam twarz do słońca, nasączyłam nadgarstki słodkim Amor Amor, a usta różową szminką. To cudowne nosić na ustach coś tak seksownego, że też wcześniej mnie to krępowało. Cudownie jest być kobietą. Chociaż czekanie na mężczyznę jest tak mało kobiece. Na szczęście zanim zdążyłam się nad tym zastanowić, czarne błyszczące Porsche zatrzymało się przy krawężniku. Jak ja kocham to auto. Moje poczucie kobiecości wzrosło od razu o kilka stopni, a mężczyzna siedzący w środku natychmiast stał się jeszcze przystojniejszy. Przecież kobiecość i próżność znaczy prawie to samo. Mężczyzna za kierownicą, mógłby stać się tym, któremu potrafiłabym oddać serce. Poczułam wielki smutek, że tak się nie może stać. Bo co zrobić, kiedy serce rozsypało się zupełnie? Czasami patrzy się na mężczyznę i wyczuwa się jakiś magnes, coś niemal widzialnego, co jest pomiędzy oczami dwojga ludzi, co wwierca się głęboko w nieznane zakamarki umysłu, robiąc tam miejsce już tylko dla niego, na zawsze. Co nie pozwala odczepić myśli od tej zwyczajnie ludzkiej części jego ciała lub rzadziej umysłu, a przecież bez wsparcia tajemniczego magnesu myśl o ile w ogóle by się pojawiła, to z pewnością nie zatrzymałaby się na dłużej niż kilka sekund. U nas siła magnesu osiągnęła swój szczyt. I ten jego zapach. Zostałam jak w reklamie zniewolona przez zapach. Ciekawe czy sam wybiera perfumy? Wcześniej nie zgodziłabym się na takie spotkanie. Wiem o nim dużo, wiem że mi się podoba, że mnie przyciąga. Moja dziewczęca dusza nie zgodziłaby się jednak na bycie z nim w tym aucie. To różni duszę kobiety od duszy dziewczynki. Po prostu nie ma w niej miejsca na zbędne emocje, jest tylko to co niezbędne do życia. A mając na ustach różową szminkę niezbędne do życia są jedynie jego usta. Uwielbiam to uczucie, kiedy moje zmysły postawione są w stan najwyższej gotowości, kiedy odbieram najdelikatniejsze dotknięcie, najsłabszy jego zapach. Uśmiech krążący pomiędzy nami i to spojrzenie, coraz bardziej uwodzicielskie, coraz mocniej przesycone erotyzmem. I muzyka, uwielbiam kiedy mężczyźni dla mnie śpiewają, a on śpiewał: „Czerwony jak cegła, rozgrzany jak piec, Muszę mieć, muszę ją mieć. Nie mogę tak odejść, gdy kusi mnie grzech. Muszę mieć, muszę ją mieć” Chyba resztki mojej dziewczęcości wtedy umierały… Lekki obiad w eleganckiej restauracji, z fioletowymi nieładnie pachnącymi kwiatkami wokoło i lampka pysznego białego wina. Mój śmiech i udawane zawstydzenie kiedy wpatrywał się we mnie. A w głowie zupełnie inna myśl… dopiero w aucie, kiedy dotykał moich dłoni, dopiero wtedy poczułam się na właściwym miejscu. Głaskał moje przedramiona, liczył plamki, bawił się palcami, dopasowywał je do swoich, a każdy ruch przesycał moją skórę jego pożądaniem. Ach… *** Być kobietą… nosić czarną koronkową bieliznę, pachnieć drogimi perfumami i dać się głaskać i całować w czarnym, błyszczącym Porsche. Nienawidzę siebie!
  6. Dziękuję za komentarze! są troszkę sprzeczne, ale to dobrze.. Zooza poprawiłam to zdanie, w którym zachwiała mi się narracja, to był błąd i poprawiłam to szybko, dziękuję! Temat jest rzeczywiście banalny, ale starałam się przedstawić go troszkę inaczej, cieszę się, że spodobało się to Zoozie, szkoda że zemdliło Adama :( starałam się, a temat poruszyłam specjalnie, fascynują mnie takie złożone relacje damsko- męskie. Pozdrawiam Was serdecznie i dzięki za opinię! czekam na kolejne ;)
  7. W ostatniej chwili dobiegła do pociągu, nie zdążyła Go nawet pocałować. Sfrustrowany upałem konduktor zatrzasnął im drzwi przed ustami. Mogła jedynie patrzeć jak pozostawione na peronie usta bezgłośnie układają się w „kocham Cię”. Ale oczy na ten widok zaczynały pływać w słonej wodzie. Ostatnie pół godziny zmarnowali na ciemno czerwonym kocu w czarną kratkę, położonym na marnej skórzanej tapicerce starego mercedesa. Na dodatek w towarzystwie spoconego taksówkarza, który po kilku minutach bezproduktywnego stania w korku, zapalił śmierdzącego Mocnego. Smród papierosa sparaliżował jej zmysły. Stała z czołem opartym o brudną szybę pociągu i nie potrafiła wyczuć swojego mężczyzny, co przyprawiało ją o kolejne krople w oczach. Pociąg ruszył popychając mocno jej obezwładnione ciało, zderzenie czoła z brudną szybą, zagłuszyło szeptane „kocham” do oddalających się ust. Wygięta kącikami w dół buzia pomału topiła się w szarości peronu. - Proszę zająć miejsca- wykrzyczał jej prosto do ucha sfrustrowany konduktor. Nie miała siły dyskutować z tym człowiekiem, konduktor ociekał nie tyle potem, co płynnym chamstwem. Pociągając nosem i wylewając całą słoną wodę z ram oczu na policzki, udała się w poszukiwanie wagonu pierwszej klasy. Zawsze wraca od Niego pierwszą klasą, żeby mogła się wypłakać w samotności zanim dotrze do swojego peronu. Przedział czekał otwarty, cały wagon był prawie pusty. Usiadła przy oknie przodem do opuszczanej Warszawy i wpatrywała się w rozmywającą się w zapłakanych oczach stolicę. Z otępienia wyrwała ją wibrująca bateria komórki. - Siedzisz już w przedziale kotku? - Tak- nieudolnie wyrzuciła z siebie - Nie płacz kochanie, niedługo znowu się zobaczymy obiecuję! Dobrze? Obiecaj mi, że już nie będziesz płakać - Obiecuję… Ale na pewno niedługo się zobaczymy?! - Na pewno, obiecuję…- to "obiecuję" jest jak koło ratunkowe rzucone na słoną wodę- Szukam taksówkarza, który zawoził nas na dworzec, zostawiłem w bagażniku moją torbę- powiedział siląc się na wesoły ton- zaraz ma podjechać do biura. - Jesteś już w pracy? - Tak- resztę zdania zagłuszyła jazgocząca sekretarka, kobieta która nie znosi jej do bólu, dlatego tak teraz skrzeczy mu nad uchem- kochanie muszę kończyć. Daj mi znać jak dojedziesz i pisz do mnie, tak?! - Oczywiście. Tęsknię już za Tobą… - Zadzwonię później. Pa skarbie i nie płacz! - Pa… Łzy na szczęście nie składały obietnicy, więc bezkarnie ciekną po policzkach. Płacz najlepiej studzi rozpalone wspomnieniami nadzieje. Kilometry mijają a ona coraz realniej odczuwa nieprzyjemne uwieranie w kieszeni ciasnych jeansów. - Cholera- przekleństwo wyrywa się w panice- miałam mu to oddać… Męska, nieduża obrączka połyskuje we wnętrzu dłoni. Wpatruje się w nią i nagle łzy zasychają od blasku złota. Serce bije się z żebrami, wykłócając się o większą przestrzeń dla siebie. Dopiero po kilku minutach jest zdolna do myślenia. Podnosi obrączkę do nosa, może ona pachnie czymś innym niż Mocne. Ale złoto nie pachnie. To przeklęte złotko nie ma zapachu. Spogląda przez okno, kółeczko niechcący staje się ramą dla mijanego bocianiego gniazda. Scenka jak z kartek okolicznościowych- przebiega jej przez głowę- dumny tata bocian z ukochaną i maluchami, w otoczce ze złotej obrączki, sielanka. Myśl jednak przemija razem ze szczęśliwym gniazdem, które zostaje na słupie, a w kółeczku pojawia się wysypisko śmieci. Tak, to jest obraz, który najtrafniej wpasowuje się w tą otoczkę. Złotko odbija promienie słońca i wewnątrz zostaje tylko cień. To dlatego życie z kółkiem na palcu jest szare. On tak właśnie na to mówi, kółko… dla niej to dowód pogardy dla małżeństwa. Ale pewnie przy żonie nie używa tego określenia. Nie ważne, przy niej to przeklęte złotko jest kółkiem, nie symbolem, nie oznaką miłości, jest zwykłym kółkiem, które na dodatek chowa w portfelu, kiedy ma się z nią spotkać. To w sumie miło z jego strony. Bo to najbardziej znienawidzona rzecz, jakiej jest właścicielem. Rozczula ją widok jego szczoteczki do zębów na umywalce, czy skarpetek rozrzuconych przy łóżku, ale kółko powoduje tylko mdłości. Mężczyźni jak on nie powinni nosić takich rzeczy, to nie pasuje, nie przystoi. Tylko raz zapomniał ściągnąć to przekleństwo. Przyjechała pociągiem, a on wpadł na dworzec prosto z ważnego spotkania. Przez to spotkanie musiała czekać na swoim dworcu godzinę. Usiedli w taksówce lekko obrażeni, ona o tą straconą godzinę, on o jej wyjście z kolegą na kawę wczoraj po wykładach, ubzdurał sobie, że na pewno go zdradza. Chociaż doskonale wiedział, że to absurd, że nigdy by go nie zdradziła! Mężczyzn jak on się nie zdradza… Usiedli w taksówce, spojrzał na jej żartobliwie naburmuszoną twarz i czułość wylała się do krwioobiegu, a on nie mogąc utrzymać ręki przy sobie położył ją na jej miękkim udzie. To udo, tak zabawnie mięciutkie, odpychało czułość, która powoli oddawała hołd pożądaniu i wtedy cholerne kółko zalśniło bezczelnie prosto w jej twarz. Gdyby tylko mogło mówić wysyczałoby: „głupia jesteś!” ale nie wysyczało, bo cholerne kółko nie mówi, ono lśni na palcu i krzyczy: „nie zbliżać się”… Patrzyła na jego lewą rękę, bo on nosi kółko na lewym serdecznym palcu, gapiła się milcząc, jakby świat składał się tylko z niej i z serdecznego palca jego lewej dłoni, jarmarcznie ozdobionego złotem. Zrobiło jej się niedobrze, otworzyła szybę, by zimne powietrze spoliczkowało ją przywracając trzeźwość myślenia. Chyba dopiero wtedy poziom pożądania opadł mu na tyle, że uzmysłowił sobie co się dzieje. Chyba nic nie powiedziała. A nawet jeśli to to i tak był tylko jej poprawnie rozsądny mózg, nie serce, którym przecież była. On natomiast wykoleił się z toru, którym dotąd podążał i rzucił jakimś durnym sloganem: na lewej ręce kółko noszą ci, którzy kochają mniej. Co za durny tekst. Kochają mniej? Na szczęście nie był na tyle bezczelny żeby trzymać dłużej rękę na jej udzie. To nie przystoi. Rękę z kółeczkiem można trzymać na kolanku żony, nie kochanki… Nie wiem, kiedy ściągnął złotko, ale kiedy prowadził ją do męskiej toalety w swoim biurowcu już go nie miał. Wtedy zrobili to pierwszy raz w toalecie… Ta złość i wulgarność złotka była idealną grą wstępną do łapczywego sexu w kiepskiej scenerii. A później głupie tłumaczenia, że założył ją na spotkanie z natrętną panią dyrektor, że użył tego jako prezerwatywy na wdzięki owej pani. Rano był już czuły, obudził ją całując po rękach, a później, kiedy wchodził w jej zaspane, radosne ciało powtarzał jak wariat, że to ona nosi jego obrączkę, że to ją zaobrączkował tym łańcuszkiem, który leży na jej piersiach. Wczoraj, rozbierał się niedbale i pospiesznie, kółeczko wypadło mu z kieszeni spodni i pokulało się pod łóżko. Czuła się szczęśliwa leżąc nago na tym łóżku, przez chwilę to ona mogła krzyczeć: „głupia jesteś!” bo to ona była górą, to ją kochał. Kiedy wyszedł do łazienki, mechanicznie, jak nakręcony robot, wygrzebała obrączkę spod łóżka i schowała w portfelu. Nie było wahania, ta reakcja była jedyną, jaką dopuszczał jej rozsądny, gorzkniejący umysł. Myśl, że kółko, które dała mu tamta kobieta, należy teraz do niej, działała tak stymulująco, że chyba wynagrodziła mu tą drobną kradzież swoim ciałem. Teraz poobijane przez żebra serce nie potrafiło się cieszyć… pozostał wstyd i obawa o konsekwencje gorzkiego czynu. To, co zrobił rozsądny, lub też nie zawsze rozsądny rozum, nie koniecznie współgrało z odczuciami serca. A ona to przecież serce… Kółeczko nic już nie krzyczało, leżało zwyczajnie w milczeniu na stoliku obok otwartego kosza na śmieci. Słońce odbijało swe spojrzenia w złocie. Komórka wibrując cicho dała znak o nadejściu sms a: „Odzyskałem torbę, ale kółko przepadło… teraz jestem tylko Twój. KC!”
  8. wypłakiwałam żal do czarnej filiżanki a Ty jednym niedbałym ruchem rozlałeś ją na podłogę rozebrałeś i położyłeś na tych łzach wilgoć kleiła się pode mną i zimno podłogi kurczyło moje piersi nazbieram dla Ciebie szczęścia powiedziałeś i wyszedłeś z filiżanką w dłoni szukać słodkiej rosy
  9. poprawiłam, wydłużyłam, wprowadziłam kilka zmian jak teraz??? aksja to jest fikcja literacka a nie moja prywatna rozpacz ;)
  10. ładna metafora "bóg szarpie ją za włosy" ale po pierwsze Bóg napisałabym z wielkiej litery, a po drugie to wolę dłuższe wiersze pozdrawiam
  11. femme fatale

    na piasku

    samo zło podobnie zaczynał się Twój wiersz "zwierzenia nie-erotyczne - raport show" poznaliśmy się na czacie (oklaski) było fajnie a teraz nagle to dla Ciebie banał? trochę romantyzmu by Ci się przydało ;)
  12. Wiem, zrobił to specjalnie… to zemsta. I teraz upaja się myślą, że coś jeszcze czuję… stał tak przez chwilę, dumnie przyciskając płaski brzuch do moich pleców… a ja zadrżałam. Moje spragnione ciało zadrżało… cóż fizjologia, tęsknota, nic mnie nie tłumaczy. Serce przecież od razu zbuntowało się przeciw tej bliskości, rozum rzucił bluźnierstwem w twarz, ale w brzuchu pozostał motylek jeszcze lekko sypiący pył z czerwienistych skrzydełek pożądania… Gdyby nie patrzył na mnie tak dumnie i wyzywająco jak plażowy playboy... Zwyczajna żądza otuliła moje uszy, utraciłam równowagę… przecież tylko dlatego upadłam na jego kolana… Ten wzrok… tak naprawdę to ja przecież nigdy nie lubiłam tego spojrzenia. Takie durne i dumne, a dziś twarz spragniona patrzenia pyszniła się do tych oczu. - Pamiętasz moje łóżko?- cisza- Ja Twoje pamiętam… i tą noc z winem, u Ciebie i kieliszki, które Ci kupiłam. - Pamiętam… - Masz je jeszcze? - Żartujesz?- wężowy syk wydarł się mu chyba niechcący, bo resztę dopowiedział już spokojniej- Tamtej nocy wycałowałaś każdy z nich... rzucałem nimi o chodnik kiedy... Jeden po drugim, z czwartego piętra... wiesz jaka frajda... Na język spłynęła z szarej głębi riposta "głupi palant!", nie wiem co mnie powstrzymało, chyba tylko ten prymitywny uśmiech. Chciałam wstać, ale zakręciło mi się w głowie... a może to nie głowa się zakręciła tylko jego ręka lądując na moich plecach tak mną zawirowała? Dlaczego ja spędzałam z nim te wszystkie noce? - Te kieliszki były na prawdę ładne- wyjąkałam chyba z żalem, ale skąd nagle ten żal? - Tak- znowu cisza. Obserwuję jego bezczelną twarz patrzącą się żółtymi oczyma na mnie. Czuję się pożerana, połyka moje usta, cholera mam ochotę go pocałować... cholera cholera!!! - Rozmazał ci się tusz - Co?- szukam nerwowo w torebce lusterka, jeszcze bardziej wściekła, przecież to Chanel! Miał się nie rozmazywać! - Wtedy w wannie- przerywa nerwowe poszukiwania w chwili, kiedy już siedzę z lusterkiem przy twarzy i utwierdzam się w prawdziwości reklamy- siedziałaś z tym kieliszkiem, głowę miałaś obok kurka z wodą- żółte oczy przybierają ciepły odcień, moje otoczone gęstą falbanką czarnych rzęs wyglądają na szczęście nienagannie- miałaś takie podrapane usta i zaróżowione policzki no i te czarne plamy pod oczyma… - Zmieniłam tusz! Ten się już nie rozmazuje- wtrącam jakby to miało znaczenie - Aha, w każdym razie kieliszków już nie ma! Szorowałem je kilka razy, ale wino ciągle miało Twój smak- rozczula mnie tą poetyką i czuję, że mięknę… ciągle siedzę na jego kolanach, a jego ręka utopiła się pod moją koszulką… Nie rozumiem tych barw w oczach, patrzę w nie i nie wiem, co robić, kim ten człowiek jest? Śledzę każdą rzęsę, każdy ruch, próbuję rozszyfrować łamigłówkę jego spojrzeń, żal i melancholia znikają z nich, rażone błyskiem w lewym oku i znowu jest ta durna pyszność. Na nowo wzbiera we mnie huragan złości, oblizuję końcem języka dolną wargę, to chyba złość suszy moje usta… Co się dzieje? Jego ręka na moich plecach natrętnie pcha mnie w stronę grzechu, uszy oblepione pożądaniem pozbawiają mnie równowagi i już mam te oczy na swoich i usta na tej świeżo oblizanej wardze… W uszach szum, motylek trzepie skrzydełkami bijąc rekordy Otylki… Coraz głębiej, cholera nie mogę! Usta straciły kontakt z mózgiem, pracują jakby dla innej istot, nie chcę, nie chcę, NIE CHCĘ!!! Odpycham go i uderzam w twarz… ta ręka leżąca na jego policzku też nie ma łączności z mózgiem… Wychodzę! Idę w wysokich szpilkach, a właściwie udaję, że idę. Krok jest mały, pewny w mięśniach, lecz w głowie ciągle szum… - To zwyczajna żądza!- mówię prawie na głos- Zwyczajna żądza! Te mokre majtki i motyl… Za kilka chwil zapomnę, przeminie, żółtawe oczy przysłoni błękit, moje niebo. Muszę tylko ściągnąć poplamione żądzą czerwone stringi... - Już Cię nie ma!!!- krzyczy moje ja.
  13. historia wstrząsająca, jeśli jest prawdziwa to.. bardzo mi przykro, ale sam wiersz technicznie mi się nie podoba, "Kochali się wzajem"? "jak wrogi I były i zimne i czcze" i sam początek jest taki banalny, zakończenie nie pasuje na zakończenie wiersza.. przeczytałam tutaj kilka świetnych wierszy, ale nad tym tak jak i nad moimi własnymi trzeba jeszcze popracować
  14. femme fatale

    dla E.

    ups :/ poprawiłam! to guma z mojego dzieciństwa ale jeszcze tak wczesnego, że chyba nie potrafiłam tego przeczytać ;)
  15. femme fatale

    dla E.

    moja malutka z otwartej buźki pachnie Hubba Bubba różowy królik z naderwanym uchem zwisa brudną łapką na różowe paputki na prawym oczku złotko na nosku tuzin piegów moje dzieciątko pod sufitem dobra wróżka przegania muchę przy łóżku Anioł szeleści puchem nad słodkimi snami moja dziewczynka na palcach wynurzam się na świat...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...