W poniższych wersach jest tyle zapachów, że przyjemnie zakręciło mi się w głowie; niosły w sobie zapach chleba
pomieszkiwały w kołysce świeżością krochmalu
czasem przycupnęły na przyzbie by fajkę rozżarzyć wyprzedzając
ostatni powiew kartoflowych powieści znad ognisk odlatujących dymem
na ogonach ptaków ciągnęły do domu syty drabiniasty wóz
i chrust na opał pełen śpiewu sosen kłóciły się z wiatrem
o garście jabłek
troski zostawiały za progiem by stół uginał się pod barwną
dzikością róży na wino gotowej
A na koniec mnie jeszcze upiłeś.
Różane najlepsze ;))