I znowu myję włosy.
Sam środek lasu,
Wielka polana.
Baranki na niebie
I ten ciepły wiatr, o którym się mówi latem,
że mógłby być chłodniejszy.
W nieświadomości zimy.
Z buteleczki cieknie płyn.
Gęsty, bezbarwny, na rękę.
Etykietka głosi:
„Stosować na mokre włosy. Spłukać. W razie potrzeby czynność powtórzyć”.
Ten upał!
Powietrze ciężkie od gorąca i zapachu siana.
Rumianek. Chaber. Mak.
Pod wieczór
Brzdękają łańcuchy.
Majestatyczny krok krowy od strony pastwiska.
Mleko.
Trudno spłukiwać pianę.
Woda czyści, płucze, myje.
Jeszcze raz.
Niebiański styropian tańczy w powietrzu.
Wiruje i fruwa. Kołysze i spada.
Surowy malarz syn szklarza
Karze za zbyt swobodne zachowanie
w katedrze.
Wyłączam suszarkę.