rzucana jak liść
jak pies
jak nic
coraz rzadziej m a r z ę
coraz częściej m a r z n ę
pośród tłumu
w upalnym braku gestów
w gorącej obojętności
chodzących niemych istot
i wołam pomóż
utopione w pustce echo
daje mi w twarz
krzyczę patrz jestem ja
i widzę ślepych ruchy warg
J A J A J A
wpatrzonych w siebie
biegających wokół siebie
rozgorączkowanych własnym sobą
nie, Bracia, nie czekajcie
tak jak Wy pójdę sama
ale między Was