Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dariusz Grudziński

Użytkownicy
  • Postów

    46
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Dariusz Grudziński

  1. Moja dusza się nie rusza Wokół głusza Ciemna noc Ale ciepła jakaś taka Pod strumykiem białych cieni Lot zaszumiał nietoperzy Moja dusza jakbym . . . nie żył Ale nie jest źle mi wcale Wokół cisza Nikt nie szepcze Nikt nie goni bosą trawą Za jaszczurki śliską igłą Nikt nie dzwoni we wsi gwałtem Nie ma łun i czerni zbladłej Nie ma bieli zakochanej Izba zamieciona z resztek Nie nowiutka nie starutka Izba czysta, trochę brudna . . . Trochę przytulona w żalu I wspomnieniem wzeszła Marzeń 2001-10-15
  2. Wracam jak gołąb bezdomny Do ciepła pustego miejsca Gdzie sam zapaliłem płomyk Gdzie sam rozsypałem drewna Gdzie kwiaty pociąłem tęsknotą Na pasma świetlistookie I ciszę bezruchu zbieram I żywy . . . i martwy trochę Otwarły ramiona krzyże Jak dzieci za rączki wkoło Nad ziemi twardym spiżem Po kostki w ziemi brodząc I wieczną mocą strojone W harfę jedną i wielką Milczą wraz z nieboskłonem I ciszę zbierają ze mną Przybiłem Ci małym gwoździkiem Tabliczkę z nazwiskiem i datą I tylko słońce obfite Wie żeś był moim tatą I wiatru zbożowe łany I piasku sypiąca iskra I świat co się rankiem zabił I świat co się rankiem wyspał I szeptem spłoszone drzewa I w trawie rozkwitłe liście Miliony serc, których nie ma Ocean skończonych istnień I ciepło dogrzewam płomykiem Bym miał gdzie powracać w wieczory Gdy tlenu zabraknie i z nikim Nie znajdę westchnienia rozmowy Gdy słowa jak krople opadną Gdzie ludzi żywioł przepływa . . . A niebo nade mną niezmienne A cisza przede mną nieżywa 2012-04-09
  3. Nad bramą istnienia Zawsze zwisał lekko domknięty anioł Pióra miał niedbale rozwiane Rozciągałem chwile i nakładałem obrazy Jeden na drugi Z uznaniem śledziłem ciągłość mojego świata Tęskniłem za Wszystkim Co Jest W jednej pigułce Brałem ją delikatnie w palce Z zewnątrz wyglądała niewinnie Jak cukierek Wszechświat oglądałem z boku Nawlekając na sznureczek z myśli Pęczniejące chwile Grona dokonań Suszyły się w słońcu Mojego zadowolenia Wierzyłem, że piorun jest od tego Żeby zmieniał świat Rozsypując w drzazgi stare zasieki Błysk światła Przebłysk geniuszu Istota życia Tak po prostu i nagle oniemiała z zachwytu Ale świat mnie zbudził Pewnego ranka Wstałem z innym dreszczem na skroni Oddychałem trawą Słyszałem serce za miedzą Przenikałem się z wodą I rozlałem w kamieniach Obłoki nie miały nieba Niebo zaś było wszędzie gdzie postawiłem bosą stopę Nabierałem życia do płuc W których unosiła mnie radość Słyszałem stukot krwi o ścianki tętnic Zabarwiłem się czerwono śmiałą ciekawością Olśnił mnie blask promieni W drzewie rozrośniętym nad objętość powietrza Śmiech perliście dygotał Jak luźny prześwit w koronie dębu Dotknąłem od wewnątrz skończoność Moich chwil Pomiędzy nimi jest odległość Nie wiedziałem wcześniej Teraz wiem 2012-04-21
  4. Nienawiść Nienawidzę was syci i tłuści Chętnie zdusiłbym lśniącą wam ciszę Gdzie różowy rumiany wasz biuścik Pod grubymi wargami kołysze Zdeptał butem podkutym na miazgę Rechtliwie trzęsące się cyce Gdy z mych ran wyśmiewacie się piaskiem Sypiąc w oczy spłakane nad zniczem Nienawidzę was gładcy i zdrowi Zasmarkani zwyczajnie nad ranem Z kanapkami w torebkach foliowych W kapciach z wełny częściowo wypranej Aż mam zabić was chęć, zamordować Za te wasze beztroskie oczęta Za pogodne wieczory i ranki Gdzie o śmierci się nie pamięta Gdzie o krzyżach i rannej ojczyźnie Nikt nie mówi i nikt nie rozpacza Nie przykłada policzka na bliźnie Wieczorami na cmentarz nie wraca Nienawidzę calutką was piersią Ile tylko mam siły w swych płucach Za wyprane z emocji sto wersji Pozbawionych głębszego uczucia Gdy siedzicie i z nóżki na nóżkę Przekładając kolejne ciasteczko Grzechoczecie w mózgownic puszkę Swoich przeczuć bezmyślną rzeczką Nienawidzę was wtedy najmocniej Za beztroskę, za życie, za siłę Ja umarły na rozpacz, na boleść Poraniony jak zwiędły zawilec Tłuste ryje w ekranach smrodliwych Zanurzacie smakując swój pączek Kabarecik, szał majtek, szał żywych Bez dbałości o koniec, początek . . . Bez historii, mądrości co z wieków Płynie sercem, rozumem i wolą Że leżycie w cieplutkim swym ścieku Patrząc jak się dwie baby chromolą W konkursowym wyścigu na bluzgi Według nowych pomysłów medialnych Nienawidzę was, wy - żrący kluski Z porcją mięcha na grobie umarłych 2012-04-11
  5. Zima umarła jak zwykle Na białym skrawku wytchnienia Słońce miodowe zamilkłe Po długich stąpa cieniach Na grudkach czarnej ziemi Błyska zmoczona witka Pachnie ogrodnik niemy W pierwszych pajęczych nitkach Gałązki wiatru poplątał Z hukiem gromadnych wróbli Drży metalowa kropka Na brzegu chłodnej studni Życie zbudzone świtem Drzemką rozleniwione Jeszcze mgłą ciepłą okryte Jeszcze nie całkiem zielone Słucha i sypie wronami W jawory na niebie rozkwitłe I rzuca pod aksamit Pierwszym wiosennym szczygłem I milczkiem się uśmiecha Pod dachem krzywo ściętym Gdzie sterczy krzywa decha Przybita gwoździem ciepłym 2012-04-10
  6. Sylwester, dziękuję Ci za komentarz. Nie chciałem Cię urazić. Jestem z Tobą i tez kocham prawdę, tyle że czasem tą prawdą jest właśnie nienawiść (nienawidzenie nienawiści w imie miłości też jest nienawiścią :). Powienienem wyraźnie zaadresować to co napisałem. Popełniłem błąd, który w tej chwili chcę naprawić. Wiersz "Nienawiść" powstał pod wpływem zdań napisanych przez "szaroburego" - on jest jego natchnieniem. Adresatami są zaś wszyscy, którzy się tymi adresatami czują. Uczucia są, albo ich nie ma- one są prawdą. Żal, nienawiść, wściekłość, smutek, rozpacz, radość, zachwyt. Przeczytaj sobie jeszcze raz zdania skonstruowane przez "szaroburego"- ile w nich jest bezmyślnej pogardy dla człowieka, w tym przypadku Lecha Kaczyńskiego, ile jest lęku przed uczciwością w patrzeniu na samego siebie i świat otaczający. Zapał z jakim wylicza winy Polski i Polaków w różnych faktach historycznych, zaangażowanie z jakim patrzy na swoja własną nację jako coś gorszego,nieudacznego, samozachwyt z jaki wylicza fakty i uwielbienie dla własnej nieomylności, brak refleksji nad nieuchwytnością pewnych rzeczy i delikatnością niewiedzy. Pewnie sam jestem podobny do niego - bo to tak działa - krytykujemy to co w nas samych mieszka. To jak każdy z czytelników odbiera wiersz jest ekspresją jego wnętrza- jeśli "szarobury" widzi tam uprawianie polityki i nienawiść - to pewnie jest wypełniony tym po same uszy. Staram się nie wchodzić w dyskusje nie związane z samym utworem. Dla Ciebie zrobiłem wyjątek. Wszystkiego dobrego. Pozdrawiam. Ps. warto sobie zadać pytanie na ile trafnie w tym wierszu została ukazana nienawiść? :)
  7. Bardzo trafne porównania. Najbardziej podoba mi trzecia zwrotka. Genialny kawałek - " Kain tęsknie spogłąda za bratem." W ostatnich dwóch wersach mam odczucie zgrzytu "Lawa płynie . . . co zarzewiem było . . . Gdyby to był mój wiersz porawiłbym te dwa wersy. Pozdrawiam
  8. Głupców cała gromada Lubi oświadczać światu Tamten to kretyn, idiota A my- przeciwieństwo wariatów My doskonali jak diament Mamy w pogardzie miernotę W nas jest początek i amen My definiujem ciemnotę Dzięki temu jesteśmy Zgodnie z własną opinią Przyczółkami elity Która zawsze wie wszytko 2012-04-11
  9. Dymią resztki ciszy nad pękniętym sercem Trawa cicho gaśnie w przedostatnim spazmie Wbite w glinę jak w ciemię metalowe żerdzie Małej Polski, której skrzydła w niebie się rozpadły Leżą ciała na kupę rzucone rozpędem Huczy cisza przerywana syren ostrych chrzęstem Skrzypią buty wojskowe, echo kończy strzelać Ze służbowej broni w trawy od krwi gęste Słabną kruche olchy, ponad szachownicą Bielą i czerwienią nabiegły źrenice Śmierć zabiera całun ogłuszona ciszą By zawiesić nad moim zastygniętym życiem Ktoś ich zabił nad ranem, tak jak pod Katyniem Tamtych szarych, sczerniałych, naszych polskich braci I mundury im wyprał i wyczyścił winę I do ust nalał gipsu z bolszewickiej kadzi W drzewach wiszą resztki zmieszane z żywicą I zgubione skrzydła w gęste błoto spadły A me serce zaczyna się wykłócać z ciszą O pierwszeństwo do prostej, niepodległej prawdy Tułacze bezdomni, bezcieleśni, niemi Pomieszane w trumnach ciała leżą nagie Krew zmieszana z tkanką podsmoleńskiej ziemi Ktoś ich zabił i teraz kłamie, kłamie, kłamie . . . 2012-04-05
  10. Czerwona zaraza, czerwona ślepota Od wschodu przywiana, na głodzie wyrosła Ojczyznę i honor i wolność i Boga Zabiła w przedświcie szarego przedwiośnia Niewola jej domem, stawianym w ciemności By kształty omijać bez nazwy i treści Ojczyzna to doły zwapnionych już kości Do których spadają zabitych drzew rzęsy Wstydliwie cementem chropawym nakryta I chyłkiem opluta, i nocą zorana By zanim myśl wolna spróbuje zaświtać Już w beton zamarła, ciemnością się stała Czerwona amnezja, czerwona, szemrana Wśród mroków uknuta, pazerna i butna Bez chwały i dumy, bez uszanowania Dla blasku ojczyzny niesionej do jutra Bez łaski i pytań, jak milczkiem nahajka Urywa szponami szarpane ciał resztki Pożera łapczywie dobrocie w kobiałkach Wyrwanych z zsiniałej, stygnącej już ręki Nasyca bezdenne zgłodniałe swe wnętrze Czerwona kanalia wyjąca za oknem Zamiera powoli ojczyste me serce Skapują na ziemię krwi krople wilgotne Wycieka mi życie na moloch zabójców Przez zwały głupoty, żarłocznej obłudy Gdzie tłoczą się mordy nalane na słońcu Z najciężej nabrzmiałych kajdanów wykutym I ciąży świadomość bezsilnej rozpaczy Że człowiek na śmieci zamienił swą duszę I władzę czerwonym morderstwem wciąż znaczy Jak kredką na tarczy malując kłębuszek 2012-03-29
  11. Okrutny Czabanie, morderco stugębny Z oczami za szkiełkiem pancerno stalowym Odkrywam powoli zatęchłe Twe karty Zabójstwem niedbale na brzegach znaczone Ukryte Twe czarne i podłe knowania Wyciągam jak zgniłe czereśni kawałki Od krwi rudozłote, od śmierci cuchnące I kładę na placu rozległym jak Katyń Urwane westchnienia, zamarłe okrzyki Huk strzałów po lesie wiruje jak ślepiec Nieludzie w mundurach czerwienią pokrytych Zabójstwo na trawę rzucają ze śmiechem Morderco sowiecki, pomiocie niechciany Setkami oddzierasz nam dusze od kości I zgrabnie skrojoną garść dźwięków i gestów Przyklejasz na płotach wzdłuż ulic żałobnych Oklaski nadajesz krwi z żyły wyprutej I śmiech do rozpuku nad grobem rozściełasz Ponury jak granit nad władzy swej butem Podstępny, fałszywy, bez serca, bez cienia Zabiłeś mi ojca, i matkę i brata Zabiłeś marzenia na śliskim z posoki Drewnianym cokole pomnika dla kata Co ust cienką kreskę i gest ma szeroki Utłukłeś obcasem i w ziemi ukryłeś Służalców szeregi nurzając w marzannie I władzę na pięści mierzoną skroiłeś Rozdając ochłapy zgłodniałej szarańczy 2012-03-29
  12. Poplamiłem palce krwią białą i zimną Zabrudziłem chusteczkę czerwonymi łzami Oddałem pragnienia za drobinkę życia A leżymy pomiędzy różnymi niebami Ty tatusiu bosy bez butów i czapki Ja ubrany w ciało i znoszone palto Ty na wiecznym mrozie moich zmarzłych palców Ja na Twoim miękkim i dobrym wspomnieniu Zasłoniłem oczy przed piaskiem rozpaczy I pod ciemność wsunąłem karteczkę z życzeniem Nie umiem, mój tatku żyć teraz inaczej A muszę się tego nauczyć, bez Ciebie… Bez ciepło zmrużonych Twoich dobrych oczu Bez dłoni miłością spracowanych, suchych Zawsze miałeś skórę szorstką od głaskania I głos czasem silny, czasem słaby, kruchy Będzie mi brakować nieba nad skroniami Będę płakał cicho gdy nikt mnie nie słyszy I szukał Cię czasem zgubionymi snami Za sercem, co z Tobą poszło mieszkać w ciszę 2012-03-08
  13. Śmierć taty Pogłaskałem Ci miękkie włosy Dotknąłem do zimnego czoła Oderwałem kawałek serca I wsunąłem cicho do trumny Słowa biły mnie w sam środek duszy Błyskotała elektryczna świeca Czułem tato, że jesteś jak zapach Ulotny w cmentarnym powietrzu Ciało Twoje jak ładne ubranie Przykrojone do drewnianych ramek Trochę obce bo jakby wyprane Z duszy i ciepła które miałeś w oczach Twoje ciepłe zmarszczki, błyszczące źrenice Uśmiech półgębkiem, szorstki dotyk wąsów Dłonie, zawsze suche spalone miłością Gorące w dotyku, pamiętane od zawsze Poznikały te żywe tętniące doznania Posypały się zwiędłe kwiaty, na posadzkę Żałobnik świątecznie odziany Szurnął butami fachowo wkręcił w dębowe wieko metalowe śruby Tyle życia się nagle wylało na ziemię A ty właśnie zsypałeś swą ostatnią chwilę Na szufelkę życia, oślepiony łzami Jedną ręką garstkę piasku znalazłem Zastygłem w oderwanym kawałku ciała Nie mam do czego go dokleić Nagi i bezbronny Płatek lilii na moim policzku Nie będzie już nigdy kwiatem
  14. Powyższy fragment jest mi ogromnie bliski ... cały wiersz nie daje mi spokoju, jest w nim coś co mnie przyciąga. W zawziętym hałasie, od lewa do prawa , zgubiliśmy ciszę, a z nią- piękno ...
  15. Dziękuję, trafnie ujęte. Nad interpretacja jest zawsze, kiedy chodzi o subiektywne przeżywanie życia. nie ma suybiektywizmu bez nad interpretacji. To wynika z uczuć, które kierują słowami w tym co piszę. Uważam, że odwrotnie, się nie da.
  16. Motyw stworzony od początku, do końca. Ma dawać wrażenie kontynuacji istniejącego mitu. Forma jest właśnie taka, ponieważ ma przypominać zabitą duszę, rozbitego o ziemię ptaka, pliszkę naszych martwych dusz, które Meyzi zabija. Meyzi, nasz super intelekt XXII wieku, mający za nic życie i uczucia bezbronnych i niemych Pliszek czującego świata.
  17. 3. Do Hipsterus Sophisticatus Odpowiem pytaniem: szukasz chińskiej wróżki, czy cyganki, żeby Ci postawiła tarota? Jeśli tak, to pomyliłeś fora. Wejdź sobie na jakiś portal ezoteryczny.
  18. 2. Do Johny – Nie będę powtarzał tego co napisałem powyżej. Nie wiem co to znaczy PeeL. Domyślam się, że chodzi o mnie. Pytanie, może skrywać sympatię i nie jest pozbawione poczucia humoru, ale bardziej się nadaje na portal np. www.szukaj.pracy.pl
  19. Widzi pan różnicę? Ja też. Pozdrawiam Czasem czuję bezsilność wobec komentarzy - nie do tej bajki. 1. do dawniejbezet - Komentarz jest protekcjonalny i zarozumiały. Zawarte jest w nim święte przekonanie o jedynie słusznej formie w tym przypadku- równanie do lewej i forma wyjęta żywcem z lekcji jęz. polskiego, na temat podstaw pisania wypracowań w gimnazjum. I założenie, że nie może być inaczej niż genialny autor komentarza odkrył. Forma oryginalna tego wiersza jest taka, jaka ma być ostatecznie, poezja- to nie jest poprawność formy, to jest wychodzenie poza ramy poprawności, to jest używanie niepowtarzalnej, oryginalnej formy, to jest próba rozumienia tej formy i poczucia jej w kontekście znaczenia słów. Nie trudno zrozumieć przesłanie. Na co dzień zabijamy własne uczucia. Co raz częściej we współczesnym świecie używamy inteligencji, mózgu posługującego się intelektem, a nie dbamy o prawdę uczuć, nie liczymy się z żywymi, tętniącymi w nas emocjami. Nasz intelekt – Meyzi, najchętniej zabija Pliszkę naszych uczuć, żeby nie cierpieć, nie wiedzieć co w duszy i sercu do nas woła. Forma przerasta treść. Treścią jest prawda uczuć, intelekt- to tylko forma, którą te uczucia nadają naszemu umysłowi. Dzisiaj żyjemy w sposób odwrotny. Wolimy zabić i sproszkować żywe i delikatne wnętrze – bo za dużo z nim roboty cackania. Wolimy pouczać innych jak mają poprawnie pisać, zamiast poczuć- co chcieli przekazać i co w ich sercach mieszka. Do tego ronimy krokodyle łzy, obłudnie, jak Meyzi, płacząc nad pozornie nas interesującymi prawdami, ale nie chce nam się nawet niemi głębiej zainteresować. Myślałem, że na forum poetów nie będę musiał takich rzeczy tłumaczyć.
  20. spadła jak gwiazda płonąca cichym blaskiem jak duch zielonej sosny jak procesja darów z morskim piaskiem jak sen spokojny prosty stanęła cicho jak gołąb mądry po długim śnieżnym locie i zakochała - mocno, krótko i jak odkryty pacierz jak las oddechem pękający jak pusty dzban na wodę trwałem przed nieskończonym dobrem oniemiały Bogiem
  21. Przed tekstem wstawiam symbol składający się z nawiasu kwadratowego "[" potem jest tekst "center", potem nawias "]", po nim tekst mający być wyśrodkowany, po tekście namias"[" tekst "/center" i nawias "]". Pozdrawiam.
  22. Oczywiście, widzę różnicę i zdecydowanie na korzyść oryginału. Pozdrawiam.
  23. napisałem bóg z małej litery i grono poruszonych wiernych przyszło pod mój dom wieczorem z transparentem oburzenia i kamieniem w ręku -bluźnierco napluł mi w twarz gruby mężczyzna o czerwonej twarzy przed sakramentem klęknij i błagaj o przebaczenie wrzasnęła niska kobieta z różańcem na szyi nikt nie spytał mnie ... nikt nie usłyszał mnie ... nikt mnie naprawdę nie zobaczył... piszę bóg z małej litery bo wierzę że jest on mały tak jak ja umie płakać, tęsknić, radować się i złościć umie współczuć i przeżywa razem ze mną zwyczajne proste życie nie jest on gromicielem nie jest małostkowo wybierającym zasługi z korca grzechów jest moim przyjacielem który serce mi swoje dał otwarte i nic nie chciał w zamian jedynie szepnął do mnie mów mi po imieniu z małej kochanej litery bóg
  24. [center] Pliszka Meyziego złamała skrzydełko Meyzi płakał nad jej cierpieniem jak dziecko - sercem bym cię okrył by osłonić przed bólem szeptał w bezradnej boleści aż nagle jak spod pioruna wystrzeliła w nim jasność -wiem ! zakrzyknął spalił ptaszka a jego sproszkowane popioły zamknął w metalowym pudełku teraz Meyzi jest szczęśliwy bo jego pliszka nie cierpi [/center]
×
×
  • Dodaj nową pozycję...