patrzę z góry na ducha filiżanki 
tysiąc jeden porcelanowych kawałków 
paraliżuje 
bezmoc, beznadzieja i bezsens 
tańczą 
cisza dzwoni 
wiele lat docierała do mnie ta chwila 
klękam 
wieszak na kapelusze umiera ze śmiechu 
układam puzzle z drobin tak małych 
że znikają pod paznokciem 
kwiaty więdną 
siódmy samolot przelatuje nad głową 
moja skóra pogięta jest coraz bardziej 
omijają mnie mole i nowe pokolenia mrówek 
pod kolanami powstaje wgłębienie 
rozpętuję 
nikomu już nie potrzebną 
wojnę światów