kofeina krążaca we krwi nie pozwoliła zasnać
nie spałam
poszłam do szarej, zapomnianej fabryki
odsunęłam dwie cegły i usiadłam w kącie
jak zbite dziecko
przez wybite okno widzialam nudne niebo
dym z komina splatał się z siwymi chmurami
było zimno
zmuszon trwać bez snu
szurałam stopa po brudnej ziemi jakby to miało przynieśc otuchę
to dziwne że nie bałam się tam być
gdzies kapała woda, drażąc w posadzce małe wgłębienie
coś zobaczyłam
pod spalona deską była malinowa wstążka
satynowa, jakby zdjęta z dziecięcej głowki
wtedy zasnęłam
Wrzosowe zachody i soczysty wschód promieni.
Na karku krzyż coraz cięższy.
Noc i dzień to wędrówka bezkresna kropel po lustrze.
Jedwabne fale siwych włosów.Bujające w obłokach mądre czoło.
Kiedyś krzyż z pleców spadnie i gwiazda się pojawi.
Zniknie coś by na nowo się narodzić.