Problem dzisiaj mam obszerny, bo przyjaciel mój niewierny
niewiadomo z czyjej winy, prosto wpędził mnie w maliny.
Siedzę w złości, tupię nogą - przyjacielu! Nie tą drogą
idzie się po ludzkie serce! Czyn twój tak przeraża wielce.
Co tu robić? Co?
Litości!
Siedzę znowu w samotności
i nie myślę już o luzie...
Przyjacielu, ty łobuzie!
Żadne skargi nie pomogą- tak znów myślę tupiąc nogą.
Chyba widzę rozwiązanie - jedno tylko - pożegnanie.
Bo nic bardziej mnie nie boli, jak to, gdy ktoś wbrew mej woli
swoje życie żartem zdobi, gwiżdże na mnie, w konia robi.
Znieść nie mogę takiej szkody, znowu boli, są zawody.
To przez ciebie wszystko, draniu!
Brniemy, kumplu, ku rozstaniu.
Takich jak ty w świecie wielu, nie tyś jeden, przyjacielu
wnosisz banał w moje życie.
Czekaj! Jeszcze się policzę!
Widząc że to nonsens wielki - mój wysiłek jakiś, wszelki,
żegnam cię, boś jednym z wielu -
drogi zbóju - przyjacielu.