Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

tęsknota szukająca

Użytkownicy
  • Postów

    16
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez tęsknota szukająca

  1. jeszcze pełza w podziemiu strach tym mniejszy większy gniew w tym słychać jęki naszych głów szelest słów ocenzurowanych z pętlą w dłoniach idzie lud w cyrku politycznych bzdur więcej zedrzeć nie pozwolę godność pensja to kryminał pod płaszczem chować solidarny trud w więzieniu bez pracy wolność nam wmawiają godne życie na emeryturze jak kwiatki na mogile naszych rąk skrępowanych bliznami nie tymi przez wojnę zadanych w pokoju czasie wstyd przyznać tak nas okładacie po mordzie obietnicami, podatkami, składkami je ZUS... wypchanymi tajnymi po kontach wielkimi brzuchami pustych głów szelest słów nieobecnych tu pewnego dnia dotrze na ulice zapłoną na nowo sztandary podniesiemy kurtynę niezadowolenia w czynie rozszarpiemy nasz ból usłyszą nasz krzyk zaciśniętych pięści
  2. moje ja twoje Ty na wykresie strat i zysków czas płynie po bagnach umysłu zieleń natury kojąca zmysły delikatna i ostra beztroska na maskach papierowych nominałów chętnie kupie nadzieji mnożnik podłączę euforie kroplówką aż oczami wypłynie sól w oddechu niemy świt promień w furtce kąt otwarty po drugiej stronie lustra stoję pryzmat spostrzeżeń spóźnionych reakcji coraz bliżęj w powietrzu dobijam dna smak algebraicznych uniesień werbalnego odseparowania konfrontacja wspomnień płynie magazyn po bladej farbie koloru czerwonego fabryka pracuje na dwie zmiany z zachowaniem równowagi stopy buty ziemia kolejne krzyże dzwoni w uszach szmer otwierają się drzwi na zaplecze czekam na eksplozję urojeń na gwieździstym niebie dym wydobywający się z płuc jutro zmieniam ślad
  3. w mojej nie ma juz nic ostrych krawedzi czy lagodnych wzniesien brudnych podeszw pokrytych sniegiem mokrych stop zmarznietych laczy inwestuje uczucia w internetowych aukcjach problematyka szkicuje pomyslowosc odstawiam stare nalogi magazyn zamkniety anonimizujaco w ciszy wciaz pada i wieje przestrzeni nie skromi tego nie da sie zmyc
  4. Cztery ściany z głowy pod ciągłym nadzorem, te czyste tablice w przestrzeni okaleczone ograniczeniami i deszcz za ich oknami. Nikt nie puka w fundamenty zakaz odwiedzin na plakacie cela samotności. Zbytnio nawet nie odczuwam - wisi mi to , a jak przynajmniej nie utonie. Takie miejsca na amen. Izolują się myśli tworząc odrębne odłamy świadomości istnienia kultur w jogurtach. Plączą się jak i siedzą po kątach zmęczone, biegają po ścianach w ciszy bo tu nie ma muzyki choć może cisza.Obserwuje i analizuje bezruch przestaje mi dokuczać.Zaczyna.Spogląda w żrenice ma wielkie ale ślepe.
  5. Jesteś w każdym kadrze myśli mej z zapachem radości i nadzieją w piersi początkiem miłości chcę dla Ciebie zmieniać rzeczywistość bo dzięki Tobie staje się do przyjęcia
  6. tęsknie mocno zaciskam wargi często sączę krew ze łzami mocniejszy smak wartości czuć co znaczy upadek w porażce w bladej przestrzeni szybko gaśnie i rani głęboko dotykiem z jedwabiu strach przed jutrem zamykam oczy byleby uchronić nadzieje przed końcem zamarznie słońce urokiem nocy ociera krople deszcz pada noc szkicuje cieniem świat pamiętam niewyraźnie twój blask pamiętam jeszcze zapach szlak leśnej drogi i pieski tak ja tak ty na pewno zamykam siebie w klatce wspomnień magazynuje szczęście utraconych powiewów bywało gorzej lecz nigdy jak dziś
  7. tęsknie mocno zaciskam wargi często sączę krew ze łzami mocniejszy smak wartości czuć co znaczy upadek w porażce w bladej przestrzeni szybko gaśnie i rani głęboko dotykiem z jedwabiu strach przed jutrem zamykam oczy byleby uchronić nadzieje przed końcem zamarznie słońce urokiem nocy ociera krople deszcz pada noc szkicuje cieniem świat pamiętam niewyrażnie twój blask pamiętam jeszcze zapach szlak leśnej drogi i pieski tak ja tak ty na pewno zamykam siebie w klatce wspomnień magazynuje szczęście utraconych powiewów bywało gorzej lecz nigdy jak dziś
  8. w spojrzeniach kreujących rzeczywisty stan niechybnie dobrych niestety brudnych rąk skażone miejsca poruszonych stóp wygodnie pojmowany ruch z prędkością lotu poobijanych twarzy wzrok skierowany spogląda przepaść zaprzeczając w sposobie smukłych pierworodnych męk tam też jest ogień zróżnicowany jęki rozkoszy za ścianą dzwięku dotarły do głowy w kryzysie ciszy koniec we łzach płynie nieskończonym biegiem absurd ciepłych ust z popiołem nie wymagam tego co sprzedawane za zapach szeleszczących kart debetowych uniesień zabrakło znów kilku pojednawczych nici rozerwane przez brak pogrążone zawirowania w czasie pod prąd buty kopią mocno piękno do ziemi noc kocem otula misia z pluszowej niewinności już tylko kurz
  9. nadejdzie czas spokój otuli wyciśnie z oczu łzy chusteczki staną się suche wiatr gna losu torem niepewność zaciśniętych trzęsień dłoni richtera lekkich kroków dotyk drży nie będę tu czekał gdybym zdążył przeszłoby mi odeszłaś z szansą czasu tyle puste krajobrazy zasypane ciszą nieścisłości gestów mam na pomniku z rozstań
  10. szronem zaparowały usta pustka wdziera się przez otwarte okna zawirowania smolistych obłoków na źrenicy komfortowych percepcji wykreowane wyobraźni połączenia szarości pewnego etapu ubogich komórek sen atakuje zapadającą ciszą porysowane duszne wahadłowe obrazy sznurowadła nowe zaciskają tętno malowana przestrzeń neonowych oddechów oczy odbijające głębiny można tak ująć ciepłe papierosy konfrontacja z popiołem w płucach miękkie podeszwy u stóp
  11. szronem zaparowały usta pustka wdziera się przez otwarte okna zawirowania smolistych obłoków na źrenicy komfortowych percepcji wykreowane wyobraźni połączenia szarości pewnego etapu ubogich komórek sen atakuje zapadającą ciszą porysowane duszne wahadłowe obrazy sznurowadła nowe zaciskają tętno malowana przestrzeń neonowych oddechów oczy odbijające głębiny można tak ująć ciepłe papierosy konfrontacja z popiołem w płucach miękkie podeszwy u stóp
  12. skomle porzucony pies w schronisku szczekających głów racje mają tylko ci przebijający nici szczyt ironiczny uśmiech szubienicy losu dał na kredyt życia bank papierowe swąty kart naznaczonych kleksem pani x ubiera twarz ciemność pochłania ucieczką w samotność barykaduje więzy łączności zdrada kocha przegranych rozwiązane horyzonty zlepku sporządzonych z brakujących miejsc chwil dni lat nie przełknie a wyłuska pawiem na murawie beznadziejnie zielonych traw tej zimy otulonym kocem w majakach nocnych zamieci.
  13. otworzyły się oczy mimowolnie bez zgody posterunku umysł zasłabł zachłyśnięty widokiem bezradności wyuczonej z przeszłości rany niewidoczne a najwidoczniej nie masz pojęcia że wciąż tu są gdziekolwiek spojrzę czuje delikatne powiewy głaszczące każdą z nich zmieniając formę zaledwie poza tym nic poczucie siły tak szybko zmienia bezsilne błędne pomruki agresji w pasji strachu zawarte słońce inny horyzont ma na widoku zgasły ostatnie blade lampy zimnych milczących ulic dalej w pustym pokoju leży zapisany bólem nie jest tak pięknie sen trwa pamiętaj to ty chwila szuka cię nie troszczysz się o własny los zaciskasz mocno wargi i płynie po dłoniach gniew pielęgnowany w ogrodzie nienawiści zakleszczonego bytu a chciał zakończyć siłą miał nadzieją spoglądać na życia ułamki tych szczęściem okrojonych z resztek znak szczęścia spokoju w dobroci odnalezionego końca nad przepaścią z uśmiechem upadł echo oznajmiło siłę z jaką dokonano konfrontacji ze skalnym miażdżącym brukiem rzeczywistości zbioru plus i minus współrzędnej tolerancji nieskończoności być może niedobór negacji pozostawił ślady stopy swej na pniu obok płonie ognisko obłok na niebie to wszystko …
  14. otworzyły się oczy mimowolnie bez zgody posterunku umysł zasłabł zachłyśnięty widokiem bezradności wyuczonej z przeszłości rany niewidoczne a najwidoczniej nie masz pojęcia że wciąż tu są gdziekolwiek spojrzę czuje delikatne powiewy głaszczące każdą z nich zmieniając formę zaledwie poza tym nic poczucie siły tak szybko zmienia bezsilne błędne pomruki agresji w pasji strachu zawarte słońce inny horyzont ma na widoku zgasły ostatnie blade lampy zimnych milczących ulic dalej w pustym pokoju leży zapisany bólem nie jest tak pięknie sen trwa pamiętaj to ty chwila szuka cię nie troszczysz się o własny los zaciskasz mocno wargi i płynie po dłoniach gniew pielęgnowany w ogrodzie nienawiści zakleszczonego bytu a chciał zakończyć siłą miał nadzieją spoglądać na życia ułamki tych szczęściem okrojonych z resztek znak szczęścia spokoju w dobroci odnalezionego końca nad przepaścią z uśmiechem upadł echo oznajmiło siłę z jaką dokonano konfrontacji ze skalnym miażdżącym brukiem rzeczywistości zbioru plus i minus współrzędnej tolerancji nieskończoności być może niedobór negacji pozostawił ślady stopy swej na pniu obok płonie ognisko obłok na niebie to wszystko …
  15. stań przy mnie wrogu mój jesteś czujny bezbłędnie oparty plecami o ściany krawędź nie zaskoczysz mnie tak zimnej rzeki brudy horyzontu niedaleki spadek dno przykuwa twe powieki jesteś wieczny za cierpienie pokonany w walce jak rozdarty bardzo ranisz ciepłem blasku w klatce którą jesteś czerń zamknięty na dobre i złe chwilę mijasz niczym więcej skazane tarcze tego zegara pokazują czy brakuje sekund namacalnie szukasz wad milcząc zachłyśnięty słońcem utopiony cały świat w jednej dłoni opanowany połamany kwiat zaciśnięte szczeliny urywają końca smak
×
×
  • Dodaj nową pozycję...