niczym upadłe anioły
nasłuchując szeptu zachodniego wiatru
tułamy się po świecie
niemi i głusi
z kajdanami kainowego grzechu u kostek
na rozsznurowanych butach nosimy resztki spopielonych skrzydeł
naiwnie
wciąż poszukujemy
utraconego raju
zapowiedzią lepszego jutra niech będzie
światło bijące z wewnątrz
busola wątłego serca
czy dane nam będzie doczekać przeistoczenia?
"czy dźwigniemy się
każdy ciągnąc swe sznurowadła?"
błagalny wzrok w nadziei wznosząc
krzyczymy
hosanna!
już mnie nie ma
czy kiedykolwiek byłam?
a może to tylko chore wyobrażenie którego się trzymałam?
sen lunatyka….
pozostały niedomknięte drzwi
tlący się papieros
niedopita kawa
i wrażenie nienasycenia
…
bo czym jesteśmy
jeśli nie sumą porozrywanych szeptów
czekam
uplastyczniając nicość.
zwężam źrenice
próbując skupić wzrok w martwym punkcie.
i znów,
jak kotka wyginam sie wpół,
zamykam w kręgu ramion
siedząc w kącie.
obok,tępym zgrzytem cień porusza sie po ścianie
wskazówka czasu-ze słaba baterią
drga w miejscu,
pojękuje cicho
...
tak ciężko jest wytrwać w tym zawieszeniu
czekam
uplastyczniając nicość.
zwężam źrenice
próbując skupić wzrok w martwym punkcie.
i znów,
jak kotka wyginam sie wpół,
zamykam w kręgu ramion
siedząc w kącie.
obok,tępym zgrzytem cień porusza sie po ścianie
wskazówka czasu-ze słaba baterią
drga w miejscu,
pojękuje cicho
...
tak ciężko jest wytrwać w tym zawieszeniu
***
tak bliska mi jesteś,
ciszo...
matko myśli moich dwoistych.
niczym kochanka delikatnie układasz palce na mych ustach,
więc milczę.
nawet w bezsensie jest sens,
odnajdę go...
ciszo...
a Ty,
utul moją głowę senną i daj odpocząć źrenicom.
pozwól wytrwać,
lub zniknąć.
nemezis...
przesuwam się po ścianie,
po suficie biegną moje myśli...
moje dłonie
-pnącza
moje oczy
-gwiazdy
i trwam w takim zawieszeniu,
licząc ziarna w klepsydrze
do lepszego jutra.