Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

hated

Użytkownicy
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Odpowiedzi opublikowane przez hated

  1. spróbuję okryć słońce
    niezwyciężoną zorzą tchnienia
    gorejącego drżenia
    jak strzała
    przedzierająca się przez mrok rezonansującym płomieniem

    On- wiatr żaglu w bezwietrzny dzień
    fala spokoju w sztormową noc
    wyspa rozkoszy na morzu nienawiści

    Ona- wyszeptana myśl podczas odwiecznej ciszy
    oprawiona w wahanie jak w ramkę

    pomiędzy nimi ściana niewypowiedzianych marzeń

    On- wychwycił zmyślone światło swojego anioła
    w malinowej pułapce przeszył przez zamknięte drzwi
    odnalazł ja wśród odmętów

    rozśpiewane są usta tych łaknących kochanków
    ikonami pobłażania i światem kruchych istot
    własnym lękiem zatraceni
    płatkiem róży otuleni
    czy czekają wciąż?

    na policzkach jej narodzona słona łza
    umarła na jego spragnionych policzkach
    słońce zaszło...

    zaklinam czas, by wieczność im dal...

  2. dzięki Tobie smutek ucichł w wodzie bólu
    jedyny Królu ty znasz wszystkie odpowiedzi
    Ty rozciągasz śnieg jak wełnę
    I rozrzucasz mróz jak popiół
    jesteś łódką spowiadającą z grzechu

    zazdroszczę grzesznikom, gdyż jestem upadłą
    w mojej bezcelowej egzystencji
    dobro rodziło zło
    dlaczego?

    uciekaj przed piekłem
    kryj się przed morderstwem
    nazwij to religią
    gdzie każdy modli się jednakowo
    do Ciebie, świadka słabości Adama

    obiecujesz zbawienie o brzmieniu harfy
    i wbijasz miecz ust swoich w ciało węża
    wtedy nawet modlitwa płacze i broń jest gotowa

    nadchodzi wojna Armageddonu
    ujarzmiona
    nie widzi chaosu burzy
    nawet śmierć roni łzy
    to jej ukojenie

    umrzyj jeszcze raz za moje grzechy
    jestem bowiem tylko dziecięciem sperlonej rosy
    jakże objąć niebo mając tylko dłonie?

    Miłość....... czymże jest? Naucz mnie jej
    a spłacę dług za uświęconą krew
    cynamonowe słowa osuszają łzy na policzkach

    bądź ze mną gdy szept zamienia się w skowyt
    (umierająca wiara na drodze do niebios)
    oddal ode mnie tylko tę szalę pełną cierpienia
    obmyj marzenia z grzesznej krwi tchnąc w nią nadzieję
    (matkę głupich, nieprawdaż?)

    kołysko boskiego ucieleśnienia
    nie przysyłaj pasterzy,
    by zaprowadzili mnie z powrotem do twojego stada

    jako w niebie tak i na ziemi
    czas ruszyć w drogę swą- krainę jasności lub cieni...

  3. jak dwoje kochanków w obliczu śmierci
    schwytani w pułapce oddychania
    szukamy siebie niewidzącym wzrokiem
    łza
    spada jak skorupa szkła
    (dlaczego nikt nie łzawił z nami?)

    w rzece lamentu jak w Styksie
    żyjemy my, grzesznicy wyklęci
    a klejnoty zwierzęcych bram wirują w niebiosach odmęcie
    niedostępne perły ziemi
    mają moc,
    o jakiej nie śnili filozofowie

    schowane w gorejącym lodzie
    a my za jego ścianą
    jesteśmy ale nas nie ma
    a za morzami góry
    mienią się czerwienią
    (jak dobrze, że nie u nas)

    lód roztapia się
    lecz ani dziś ani jutro
    nie pękną nasze winne serca,
    w których szkło jest cierniem
    i nie otworzą się nasze oczy zapełnione szkłem
    jak u lalki
    my wam chlebem
    lecz wy kamieniem widzicie nas
    (zwątpiliście w nas, czyż nie?)

    to początek końca
    koniec początku
    taki sam lecz różny
    różny lecz jednakowy

    a szklane oczy w strachu wycofają wieczność

  4. nie prosiłam się,
    by być urodzoną z bólu
    na wyspie gniewu
    zmierzch w jej oczach
    szturmując zmęczone tysiąclecia
    z wiedzy pijanej fontanną życia
    moje myśli ważą więcej obciążając czas

    kojąca dłoń powstrzymuje wbijany gwóźdź
    za dużo by żyć za mało by umrzeć
    zielone zamki z przeszłości
    krwawią w piasku wojny
    a ciemność jest moim więzieniem

    Chaos to mój ojciec,
    który siedzi na tronie we krwi
    chwila nadziei
    jak bezmyślna marionetka prowadząca w mrok (o nie!)....

    łza głębi moje papierowe rany
    w szkarłatnym deszczu
    krople róż przypływu wolności
    czy to nie był płacz wilka,
    który zebrał srebrną nić oczarowującą myśli

    naiwna strachem
    jak syrena tkająca piosenkę dla posłańca bólu
    niekompetentne gwiazdy,
    którym oddawałam hołd (lecz ani jedna nie spadła!)
    jak bolejące łabędzie
    samobójstwo jest próbą i testem wzoru ulgi

    a diler smutku nadal perli kwiaty moją rosą

×
×
  • Dodaj nową pozycję...