Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Mateusz-_Ulvhedin

Użytkownicy
  • Postów

    558
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Odpowiedzi opublikowane przez Mateusz-_Ulvhedin

  1. Już tylko dwa szumy
    i jeden pejzaż w głowie.
    Fale kładą się z bałwanami
    jak do snu zimowego.

    Piasek lekko spaceruje
    zasypując ślady dnia.
    Jeszcze mewa szybko drepta
    uciekając przed resztką fali-
    ma już suche stopy.

    Szum fal zaciekle walczy
    z wiatrem przeszywającym.
    Chmury szybko uciekają
    ciągnąc zasłonę nocy.

    Słońce już usypia myśli,
    nie grzeje jak w południe.
    I tylko jedna myśl pociesza-
    jutro znowu wstaniesz.

  2. Witam :) A no Salma Hayek z ustami Sophii Loren to by było coś, albo z ustami Angeline Jolie ^^ mmm.... byłoby na co popatrzeć xD hehe.
    Troszeczkę mi pomysłów do głowy nadleciało i zamiast czterech będzie pięć części, więc czwarta jeszcze nie będzie ostateczna :) :) heh
    Z tymi postaciami to rzeczywiście teraz, jak to napisałeś, zauważyłem, że one troszkę są sztywnawe :), ale przy nastepnej części postaram sie je troszkę rozluźnić :)
    Bardzo się cieszę, że się podobało :) :) Mam nadzieję, że nie zawiode następną częścią :) :)
    Serdecznie pozdrawiam... :)

  3. Kolejny raz z radością przeczytałem kolejną część :) Bardzo fajna. Szczególnie ten obraz wykożystywania ludzi- niewolników i przedstawienie jak Mlaxowi otwierają się oczy i ma dylemat. :)
    Wyczekuję kolejnej części :) :)
    Serdecznie pozdrawiam... :) :) :)

  4. gabriel p.-Dzięki za porady. Troszkę to przytne :) i gąbką troche wode pozbieram :)
    serdecznie pozdrawiam... :)
    kasiaballou- dzięki za twoją poprawke, zwrócę na nią uwage przy poprawie(już widze, że coś z tego uszczknę ;) ) Ciesze się, że pointa się podoba :)
    serdecznie pozdrawiam... :)
    Bernadetta1- przy poprawie na pewno pozbędę się tego tej na końcu :)
    dziękuję za pozostawienie śladu i serdecznie pozdrawiam... :)

  5. Byli już w znacznej odległości od Dobrej Siedziby i mogli zwolnić kroku. Szli w milczeniu, które przerwał Ajsen.
    -Widział może, któryś z was jak wyglądał ten bóg, który rozpętał to światło?
    -Ja widziałem jak upadł na ziemie po wszystkim- odezwał się Morder- miał jakieś metr sześćdziesiąt, dość długie włosy, spojrzenie było czerwone i miał może jakieś trzynaście lat. A o co ci chodzi?
    -Ja opuściłem Dobrą Siedzibę jakieś dziesięć lat temu. Mówisz, że miał jakieś trzynaście lat. Tak?
    -Tak. Myślisz, że go znasz?
    -A jakiego koloru były te jego włosy? Czy były brunatne niczym mokra ziemia?
    -Tak, dokładnie.
    -No to jeżeli krótko po mojej ucieczce nie narodził się nikt nowy to może być tylko Ert-młody bóg ziemi. Syn naszego ulubieńca, Wota. Ale kiedy tam byłem to nigdy nie zauważyłem by miał czerwone oczy. Nigdy też nie zauważyłem by wyróżniał się jakimiś zdolnościami, zwłaszcza takimi. Gdybym tylko słyszał słowa jakie wypowiadał. Gdybyśmy zanieśli je Krajgowi to na pewno kara była by mniejsza.
    -Właśnie, kara… Ten tyran nas zamęczy- odezwał się Wildib- Już widzę jak po tygodniu odwiązują nasze wycieńczone ciała. I to tylko dlatego, że jakiś gówniarz powiedział kilka słów.
    Spojrzeli na niego i ze zdziwieniem wpatrywali się niemo w jego oblicze.
    -Tak, tak. Słyszałem te słowa- odpowiedział na ich spojrzenia. Ale nie myślcie, że chciałem sam tylko wykorzystać tę wiedzę dla siebie. Nie, ja po prostu nie zrozumiałem tego co on mówił to brzmiało tak:
    Ehtilja mamkantus neszaj filre nefehme.
    Ajsen i Morder automatycznie zakryli oczy, lecz nic się nie stało.
    -Eee, musiałeś coś pomylić- powiedział Morder.
    -Nie! Nic nie pokręciłem- mówił Wildib z złością- Przecież mam dar dobrego słuchu i pamięci słów, ale to brzmiało jak jakiś inny język. Nigdy takiego nie słyszałem. Nawet ludzie takim nie władają. Ba! Wątpię czy ten „wielki pan” Krajg coś z tego zrozumie- zaśmiał się złowieszczo na myśl, że Krajg będzie miał problem. Mała to była pociecha przy tym co ich czekało, ale zawsze!
    -No tak!- Ajsen klepnął się w czoło- jak byłem mały to ten dureń Ajron prosił by ta starucha, Pena opowiadała nam bajki, a ona opowiadała wtedy dawne historie. Kiedyś mówiła, że byli tacy, co potrafili czarować jak dziś Wot czy Skaja, no i jak się okazało Ert. To byli Harwest i ktoś tam jeszcze, nie pamiętam kto. W każdym bądź razie, czary mógł rzucać tylko ten, kto je rozumiał. Zawsze myślałem, że to chodzi o rozumienie sensu słów, ale jak się dziś okazało to chodzi o rozumienie tego co się mówi. Możesz sobie Wildib mówić to do upadłego.
    -Hmmm… Mówisz, więc, że nic się nie stanie nawet, jeżeli starałbym się to zaintonować jak ten przykurcz?- usłyszeli jego złowieszczy śmiech- Mam pomysł, ale musicie się zgodzić. I tak kara nas już nie ominie, więc może chociaż postraszymy Krajga i mówiąc mu o wszystkim ja nagle wypale szybko jak brzmiało to zaklęcie. Zobaczycie jak się wystraszy ten „najgroźniejszy, najstraszniejszy potwór i tyran boski”.
    -Ja się zgadzam- z uśmiechem przytaknął Morder.
    -I ja także.
    Cała trójka zaniosła się śmiechem, poczym przyspieszyli kroku, pełni skrywanej radości, że choć trochę pokażą Krajgowi.
    W tym samym czasie w Dobrej Siedzibie w domu Erta Wot siedział nad łóżkiem syna i go doglądał.
    -Spokojnie mały- mówił uspakajająco do syna- byłeś dziś bardzo dzielny. Jestem z ciebie dumny. To tylko dzięki tobie wygraliśmy tę ciężką bitwę.
    -Czy nic mu nie będzie- spytała zatroskana Skaja, która teraz nie mogła usiedzieć na miejscu- Jak to możliwe żeby on znał te słowa. Przecież my nimi nie rozmawialiśmy od kiedy Harwest został zepchnięty do Hollu. To nie możliwe by słyszał je też od Peny. Treia też nigdy do końca nie poznała tamtego języka, bo sama nie chciała go znać i kazała byś wyczyścił z jej pamięci wszelkie ślady jakie jeszcze były po Języku Prastarych. Więc kto, kto?!
    Skaja była bardzo przerażona tym, czego dowiedziała się od Wota- przepowiednią i tym, że moc Erta może być największą jaką kiedykolwiek widzieli. Wiedziała też, że jeżeli nie nauczą go kontroli i właściwego wykorzystania mocy, może ona obrócić się przeciwko niemu i go zniszczyć. To przerażało ją najbardziej. Ert już dobudzał się i w tym momencie weszła Pena.
    -Ciała już posprzątane- rzekła do Wota na stronie i zaraz powiedziała już na głos do Skaji- Kochana nie martw się o Erta, nic mu nie będzie, na razie… Jak będzie mógł to z nim porozmawiamy, ale teraz niech wypocznie, chciałam omówić jeszcze kilka spraw z tobą i Wotem.
    - Dobrze- powiedział Wot- chodźmy do pokoju obok.
    Przeszli do pokoju, który dziś nazwano by biurem osobistym. Był on dosyć duży i miał wielkie gobeliny na ścianach. Przedstawiały one pejzaże Kelleru. Wot bowiem lubił podpatrywać krajobrazy Kelleru. Czuł się wtedy dumny, że to on go stworzył. Za wielkim biurkiem o kształcie niedźwiedzia z świerkowego drewna, na którym leżało dużo jakiś zwoi papieru, stała szafa, na której widniały książki. Ktoś nieznający tego domu, wchodząc tu i widząc tę szafę pewnie pomyślałby, że to jakieś mądre albo ważne księgi, w istocie jednak były to baśnie, które czytał Ertowi jak był mniejszy i kilka książek z poematami Fajnara, który pisał zawsze jakieś ody albo po prostu krótkie wiersze na cześć jakiegoś boga czy ważnego wydarzenia.
    -Musimy mu to pokazać- powiedziała Pena odsłaniając jeden z ciężkich gobelinów- On będzie musiał poznać te podstawowe czary, choć u niego wyczuwam jakby coś więcej niż możliwość mówienia istniejących już czarów. On chyba będzie miał nieograniczoną moc czaru…
    -To niemożliwe- wtrąciła Skaja- Tę moc ma przecież tylko Harwest.
    -Tak, ale Ert ma być jednym z wybranych i coś czuję, że on nie będzie „po prostu” czarował, ale coś więcej. W każdym bądź razie musi je poznać.
    -Ale tylko te- zastrzegł Wot podchodząc do drugiego gobelinu i trzymając rękę jakby bronił go przed odsłonięciem- Czarnej magii mu nie pozwolę poznać. To może być zbyt niebezpieczne dla niego. A ja nie pozwolę by coś mu się stało.
    -I ja też na to nie pozwolę- poparła męża Skaja- jeżeli jest tak jak czujesz to nie będzie mu to potrzebne.
    -Czy wy nie rozumiecie! On M U S I poznać W S Z Y S T K I E podstawy! Jeżeli nie będzie tak jak myślę, to co? Wyobrażacie sobie Erta jak walczy z Harwestem rzucając w niego tylko dobrą magią. Nie miałby szans. Zła nie da się pokonać tylko dobrem. Dobrze o tym wiecie.
    -Nie! Nie pozwolę na to- mówiła zrozpaczona Skaja z łzami w oczach-ta magia może go zabić. Ja się poświęcę za niego, nie pozwolę by Harwest zrobił coś mojemu synowi!
    Obie boginki spojrzały na Wota, który po namyśle rzekł spokojnie i cicho:
    -Sam bym się poświęcił za niego gdybym mógł. Sam jednak wiem jak trudno opanować magię. Dobrze Peno zgodzę się by Ert przeszedł przygotowanie pod każdym kątem, ale pod jednym warunkiem: nigdy, ale to przenigdy, nie ucz go kontroli umysłu. Sam wiem jak potem to kusi by kontrolować każdy umysł, każdego stworzenia. Ten czar i tak nie działa na bogów, ale pokusa, która gdzieś drzemie i mówi wciąż cicho „przejmij kontrole nad nim, zrobi co zechcesz, zabije kogo zechcesz, nawet zabije sam siebie…”. Do dziś mam te szepty w głowie, a użyłem tego czaru tylko raz. Dlatego błagam cię, nie skazuj, choć na to Erta.
    -Dobrze. Przyrzekam ci to na swoje życie, że nie pozna tego czaru. Ale wszystkie inne musi znać.
    Skaja zrozumiała, że nic nie wskóra, ale wiedziała też, że Ert musi poznać tę niebezpieczną magię, bo inaczej będzie skazany na pewną śmierć. Przytuliła się do Wota i cicho, tak, że tylko on to słyszał, szepnęła do niego:
    -Dziękuje ci za to.
    -Chyba Ert już się budzi, słyszę jak nas woła.- Wszyscy natychmiast pobiegli do pokoju gdzie leżał.
    Trzej bogowie wjechali do Złej Siedziby. Krajg widział z okna swej wieży jak jadą z spuszczonymi głowami. „Co za głupcy, pewnie znowu przegrali. Ale gdzie są wojska? Nie został nawet ani jeden duch? Durnie! Pewnie nawet nie wykonali poprawnie mojego rozkazu. N I E !! To nie może być prawda. Nawet tacy idioci jak oni przecież potrafią wykonać prosty rozkaz! Głupcy, idioci, durnie, nic niepotrafiący debile!! Już ja się z nimi policzę! Przez cały tydzień będą przywiązani przed gruszą, a nawet kęsa nie dostaną!!”
    Morder, Ajsen i Wildib weszli kolejno, poczym Krajg zaczął:
    -No i co? Wygraliście, ale ponieśliście bardzo duże straty i dlatego jesteście sami, prawda? Czy może, źle wykonaliście rozkaz i musieliście uciekać by bogowie was nie dopadli i nie zabili?!
    -Dotarliśmy i rozpoczęliśmy atak zgodnie z planem- powiedział Morder- Wildib obszedł całą twierdzę łucznikami i na sygnał zaczął atak. Udało mu się wybić wszystkich łuczników wrogów, choć byli naprawdę dobrze uzbrojeni. Ajsen zaatakował mury najdalej jak mógł by trafić. Ich łucznicy mieli bowiem bardzo dalekie łuki, ale nie sięgali maszyn i wojów ze mną na czele. Gdy Ajsen zburzył mur ruszyłem na czele wojów i zaatakowaliśmy wewnątrz. Ich wojownicy dobiegli tuż, gdy udało nam się przedrzeć przez szczelinę. Pozostała już garstka wrogów, że nawet Wot nadbiegał z pomocą…
    -Czyli wygraliście?- Krajg mu przerwał, a Morder wyraźnie posępniał.
    -Nie, przegraliśmy.
    -Jak to?!- krzyknął Krajg- Mieliście taką przewagę i przegraliście!! Jak to możliwe?!
    -Ert- młody bóg ziemi i syn Wota przyszedł na plac bitwy- teraz mówił Ajsen- i zaczął coś mówić, co sprawiło, że wielki blask, jakiego jeszcze nigdy nie widziałem, objął całe pole bitwy i powalił na kolana wszystkich naszych wojowników, a potem zamienił ich w wielka kałużę krwi i rozwalonych ciał z wnętrznościami na wierzchu.- trochę przesadził, ale robił to umyślnie- I to wtedy straciliśmy wygraną. Musieliśmy uciekać by bogowie nas nie dopadli.
    - C O ?! Chcecie powiedzieć, że pokonał was… C H Ł O P I E C!! HAHAHA- zaśmiał się głośno i szyderczo- Jesteście naprawdę głupcami!!
    -Tak, a zaklęcie to brzmiało…- mówił Wildib szybko.
    -Przestań!! Rozkazuje ci!!- krzyknął Krajg, ale Wildib nie przerywał i Krajg padł pod biurko jak dziecko, które bawi się z dorosłym i przed nim ucieka.
    -… Ehtilja mamkantus neszaj filre nefehme!- zakończył i stłumiony śmiech przeszył sale, a Wildib nie mógł powstrzymać szyderczego uśmiechu i powiedział do Krajga, który podnosił się ze złością- Widzisz drogi panie, czary mogą rzucać tylko ci, którzy rozumieją co oznaczają te słowa w naszym języku.
    -Który to wymyślił?!- zagrzmiał złością „drogi pan”.
    -Ja- powiedział Wildib. Był on bowiem bardzo honorowy i wiedział, że jeśli się nie przyzna to Krajg ześle swój gniew na wszystkich.- Zawsze chciałem ujrzeć jak padasz na kolana od moich słów- zaśmiał się równie szyderczo, jak przed chwilą Krajg.
    -Zginiesz za to! Nie pozwolę by ośmieszał mnie jakiś bożek…
    -Nie. Nie zabijesz mnie i dobrze to wiem. Kto wyszkoliłby nowych łuczników? Dobrze wiesz, że na Kellerze walczą inaczej i jeśli ja ich nie wyszkolę to nawet nie dojdą pod mury wroga.
    -Masz rację zabić cie nie mogę, ale zamęczyć tak. Wy dwaj zostaniecie przywiązani przy gruszy na dziesięć dni…
    -Ale miał być tydzień- zaprotestowali Morder i Ajsen.
    -A chcecie dwa?!- zagrzmiał potężny glos Krajga.
    -Nie- odpowiedzieli cicho.
    -Dobrze. A ty, Wildib, dostajesz tę samą karę, ale będziesz przywiązany przez cztery tygodnie.
    -Ale przecież po dwóch umrę, więc na co aż cztery.
    -Co trzynaście dni dostaniesz dwie gruszki byś zupełnie nie padł- zaśmiał się i krzyknął- Zabrać ich i przywiązać do skał przy gruszy. Wildiba na dwadzieścia osiem dni i co trzynaście dni podawać mu dwie gruszki do zjedzenia, a Ajsena i Mordera na dziesięć i nie podawać nic aż nie skończy się kara.
    Weszło dwóch potężnych bogów i zabrali troje skazańców.
    -I tak jestem zadowolony, że padłeś na kolana- powiedział Wildib, gdy już ich wyprowadzali.
    -Poczekajcie- krzyknął jeszcze Krajg- Wildiba przywiążcie na czterdzieści dwa dni. A jeśli ktoś dowie się o tym zajściu to podzieli jego los! Zrozumiano?! Innym macie mówić, że Wildib ma tak ciężką karę, bo to przez niego przegraliśmy.
    -Tak jest panie.- powiedziało tamtych dwoje i wyprowadzili Mordera, Ajsena i Wildiba.
    Ert obudził się i słyszał jakiś głos. Jednakże w jego pokoju nikogo nie było. „Co to za dziwny głos?”„To dzięki mnie pokonałeś tych durni. Nic nie mów! Myśl!” „Jak to pokonałeś? Co się stało? Pamiętam jak wyszedłem na plac przed murem i zobaczyłem walkę. Potem nic nie pamiętam. Nagle jakbym zasnął…” „No bo przejąłem nad tobą kontrole idioto! Jeszcze nie nadszedł czas! Ekh… To znaczy chciałem powiedzieć, że nie mogłem patrzeć jak krzywdzą tych d… dob… dobrych! I nieszczęsnych wojów.” „Poczekaj! Już wiem! Ty jesteś… Ty jesteś moim dziadkiem! Harwest! Przecież…” „Cicho! Nikomu ani słowa! Bo będę bezwzględny! Coś wyczuwam, ale nie wiem co to! Ty musisz dużo wiedzieć, w końcu jesteś moim wnukiem. Powiedz mi!” „Nie chce! Czemu, jak, to znaczy skąd się wziąłeś w mich myślach i dlaczego nie mam nic mówić?” „Stul pysk! Twoje jęki jeszcze kogoś przywołają! Masz mi służyć i tyle!”
    -Nie chce! Odejdź!- krzyknął Ert- Pomocy! Mamo, tato! Peno! Nie chce! Nie chce!- zaniósł się płaczem.
    Do pokoju wbiegli zaraz Wot, Skaja i Pena. Wszyscy patrzyli na przerażonego Erta, który zaraz jak przybiegli pomknął i przytulił się do Skaji i Wota.
    -On tu był! Chciał bym mu służył- mówił zapłakany- Mówił, że to dzięki niemu pokonałem tamtych i on przejął nade mną kontrole! Mówił też, że jeszcze nie nadszedł czas!
    Wot popatrzył na Penę i wymienił z nią znaczące spojrzenie.
    -Jesteś pewien, że to było naprawdę? Muszę wiedzieć- powiedziała Pena.
    -Tak. Na pewno, Harwest był w mojej głowie kiedy się obudziłem i kazał mi nic nie mówić bo będzie bezwzględny.
    -Moi drodzy, wiem, że to wam się nie spodoba, ale trzeba przeprowadzić wolność umysłu. Któreś z was musi mi w tym pomóc, sama tego czaru nie przeprowadzę.
    -Wiem, że tak trzeba- Wot odezwał się wyprzedzając Skaje z zamiarem pomocy. Popatrzył na nią i powiedział- Jestem silniejszy od ciebie Skajo i wiem, że tak trzeba postąpić. Nasze umysły są silne i Harwest ich nie opanuje, ale Erta z łatwością opęta i doprowadzi do totalnego chaosu. On nie może tego zrobić.
    -Tak. Też rozumiem, że trzeba to zrobić, ale przecież wy będziecie po tym kompletnie wyczerpani.
    -Tak, ale dojdziemy do siebie w ciągu tygodnia- wtrąciła Pena
    -No właśnie, a ty przejmiesz na ten tydzień panowanie, bo ja nie będę w stanie. Wiem, że dasz radę- uśmiechnął się i pocałował czule żonę.
    -No dobrze, ale bądźcie ostrożni bo przecież ten czar może…
    -Tak wiem- przerwała Pena- I właśnie dlatego potrzebuję pomocy Wota.
    -Co wy chcecie mi zrobić i czemu mówicie tak nie jasno- wtrącił Ert, który do tej pory przysłuchiwał się im w milczeniu- Ja nawet nie pamiętam co się stało, że zamiast na placu, przed murem, znalazłem się w moim łóżku.
    -Jak to? Nie pamiętasz słów, które wypowiadałeś?- zapytała z niedowierzaniem Pena.
    -Może on wcale nie potrafi czarować- spytała się Skaja, która nadal bardzo niepokoiła się o syna.
    -Masz rację- przytaknęła Pena- muszę to sprawdzić, a przy okazji sprawdzę czy ma nieograniczoną moc czaru-Ert spojrzał na nią nic nie rozumiejąc- Tak Ert, podejrzewam, że potrafisz czarować, a co więcej, myślę, że ty możesz dosłownie wszystko zrobić czarami, czyli masz nieograniczoną moc czaru. Do tej pory taka moc miał jedynie Harwest, ale może i ty to masz.
    -Super, mogę zrobić co tylko zechce czarami?- uśmiechnął się i humor wyraźnie mu się polepszył- Otwórz się okiennico!- krzyknął w stronę okna, ale nic się nie stało. Powiedział trochę smutny- Chyba jednak nie potrafię czarować.
    -Bo nie wiesz jak to zrobić- zaśmiała się serdecznie Pena- Jeżeli masz nieograniczoną moc czaru to powinno ci się udać, gdy powiesz nofer meh ilje, ale poczekaj, musisz wiedzieć, że to oznacza otwórz się okiennico. I nie używaj dłoni. Jeśli masz tę moc to nie będziesz potrzebował dłoni do czarowania. Ale pamiętaj nofer to otworzyć, meh to się, a ilje to okiennica. I jeszcze jedno- nie krzycz, bo im głośniej mówisz tym silniej działa czar.
    -Dobrze. Nofer meh ilje- powiedział normalnym tonem, a okiennica otworzyła się z takim hukiem, że wypadła z zawiasów i spadła na podłogę łamiąc się.
    -Uf!- zaśmiał się Wot- Ale ty masz siłę. Mimo wszystko proszę cię- następnym razem otwórz okno normalnie.
    -No to wszystko jasne. Teraz wiadomo co musimy robić, ale najpierw trzeba go „uwolnić”.
    Pena i Wot zabrali Erta na dużą polanę przed murem twierdzy. Było to miejsce porośnięte tylko marną trawą i w dodatku powypalaną od słońca. Gdyby jednak ktoś przyjrzał się temu z „lotu ptaka” zauważyłby, że wypalona trawa tworzy krąg i znak. Znak, który rozumieli tylko Wot, Pena i Skaja. No i oczywiście Harwest, lecz on nie mógł tu zawędrować. Mógł jedynie próbować opanować czyjeś myśli i uczynić z niego swego sługę. Znak w kręgu oznaczał największy stopień magii. Czarować w nim w pojedynkę było głupotą, samobójstwem albo po prostu brakiem wiedzy na temat Kręgu Umarłych Bogów, bo tak się nazywał ów dziwny krąg.
    -Coś czuję, że dziś będzie straszna burza na Kellerze i tu w Chasticie- powiedział Wot prowadząc Erta na środek kręgu. Sam udał się na jego brzeg, tak by nie wchodzić do niego, ale jednocześnie być jak najbliżej. Po drugiej stronie stanęła Pena. Teraz by się usłyszeć musieli krzyczeć.
    -Tato, co się może teraz stać?!- Ert próbował wołać jak najmocniej ojca- Czy ja mam coś robić?!
    -Jedyne, co musisz to za wszelką cenę zachować spokój i się nie bać! Pamiętaj! Musisz pokonać swój strach!- poczym dodał cicho- Bo inaczej oni mogą cię zabrać. Pamiętaj, pewnie ujrzysz straszne rzeczy, ale za nic nie wolno ci się bać!- krzyczał dalej- Jesteś dzielny! Myśl o czymś przyjemnym! Pokonaj strach!
    Nie brzmiało to zachęcająco, ale co miał zrobić? Musiał zastosować się do poleceń. „Dobrze- myślał- jeżeli ojciec mówił bym pokonał strach to znaczy, że coś tu się będzie działo. Ale co to będzie? Może to będą jakieś moje koszmary? Pena podnosi ręce i tata też, chyba się zaczyna.”
    Pena uniosła dłonie i krzyknęła jeszcze do Wota:
    -Pamiętaj! Ty podtrzymuj Erta i Wrota Umarłych i zatroszcz się by Demona (królowa demonów) nie zbliżyła się zbytnio do niego! Wiesz jaka ona jest, nie przestrzega nigdy zasad kręgu i zachęca tym innych Degodów(umarłych bogów)! Ja zajmę się czarowaniem i „rozmową” z Degodami.
    -Dobrze- odkrzyknął Wot- Tylko się z nimi ni targuj, oni wiedzą, że z każdą chwilą słabniemy i mogą chcieć to wykorzystać i przejąć Erta!
    -Bądź spokojny! Już wiem co zrobię! Zaczynajmy bo gardła nam wysiądą w trakcie!
    Wot kiwnął tylko głową i zaczął otwierać Wrota Umarłych:
    -Murpe Merme nofer meh fi kalo nefehme Degod- co oznaczało Wrota Umarłych otwórzcie się i ukażcie duchy Degodów.
    W tej chwili wielki krąg rozbłysnął beżowym blaskiem i wydobyły się z niego przeciągłe jęczenie i ryczenie. Nagle pojawiła się masa postaci: potwory, demony, Degodzi, odesłani przywołani i inne stwory. Wszyscy krążyli wokół Erta, lecz nie zbliżali się do niego. Jedynie pewna postać starała się cicho do niego skraść. Była ona niezwykle pociągająca. Miała czarne oczy, usta jasno czerwone z uwydatnioną dolna wargą, długie, czarne, lekko kręcone włosy, drobny nosek, duży biust i, można by rzec, niezwykle kształtną sylwetkę. Spojrzała na Erta i otwierając usta ukazał się jej rozdwojony język. Wyciągnęła rękę do Erta i zaczęła się do niego zbliżać. Wot to zauważył, skierował ku niej swą dłoń i krzyknął:
    -Hasze ner folos- co oznaczało cofnij kroki przybywającego. W tym momencie Demona jak uderzona cofnęła się.
    -Kahe Degod folo- Pena krzyknęła i w tym momencie do granicy kręgu przy Penie podszedł władca Degodów- Wergangl, który kiedyś był bogiem marności i zła, ale Krajg go zabił podkradając się kiedyś do niego w śnie i wbijając mu ostrze tak, że przeszyło go od głowy aż do pasa na pól. Tym samym Krajg pozbył się dawnego władcy Złej Siedziby.
    -Czego pragniesz- mówił w Języku Prastarych- Czemu wywołujesz mnie tutaj? Myślę, że chodzi o tego tu chłopca, który jest w kręgu. Ja na pewno go nie tknę, ale za resztę nie ręczę i nie mam zamiaru im zabraniać się do niego zbliżać.
    -Jestem Pena- odpowiedziała mu również w Języku Prastarych.
    -Tak, znam cie przecież- roześmiał się- Już kiedyś mnie wzywałaś, ale nie pora na wspomnienia. Choć jeżeli chcesz to możemy troszkę porozmawiać i powspominać.
    -Chciałam poprosić was o wyzwolenie umysłu tego chłopca.
    -Ha! I ty myślisz, że ja się na to zgodzę.
    -Tak
    -No chyba oszalałaś do końca. Niby, czemu miałbym to robić. Zaproponuj mi coś w zamian to się może zastanowię. Ostatnio coś mi dałaś, ale byłaś młodsza. Teraz już troszkę się postarzałaś, więc tym razem mnie nie zwabisz. Musisz mi podarować coś, co naprawdę mnie zainteresuje.
    -A, jeżeli powiedziałabym ci, że ten chłopiec w kręgu to wybraniec, który ma pokonać kogoś naprawdę sinego? Kogoś zapomnianego, ale wciąż pamiętanego?
    -Chyba nie mówisz o Harweście?! On przecież jest uwięziony.
    -Tak, ale miałam wizje. On wyzwoli się i stoczy krwawą walkę z bogami, a pokona go tylko właśnie ten mały i jeszcze paru wybranych.
    -To już wasz problem mnie Harwest i tak już nic nie może zrobić- zaśmiał się szyderczo- Guzik mnie obchodzi co zrobi z wami i tym waszym Kellerem.
    Pena pomału zaczynała słabnąć, więc postanowiła podejść Wergangla i powiedziała:
    -Czy wiesz, że Krajg ostatnio napadł na naszą Siedzibę. I zgadnij, kto go pokonał? Właśnie ten mały.
    A! I zapomniałam ci dodać, że kiedy nadejdzie czas i Harwest wyzwoli się to pójdzie on z wojskami na czele z Krajgiem. Ale jeśli nam nie pomożesz to mały na pewno kiedyś do was zawita. A kto wie, może nawet Harwest zawładnie jego umysłem i stanie on po jego i Krajga stronie- bardzo podkreślała imię Krajga- Ale przecież, co cie obchodzi Krajg, prawda?
    -Co!! Chcesz mi powiedzieć, że Jeśli nie wyzwolę umysłu tego małego to Krajg u boku Harwesta może stanąć na czele całego świata?! O nie! Nie pozwolę by ta szumowina, która zabiła mnie we śnie jak ostatni tchórz, a teraz każe się nazywać najgroźniejszym ze wszystkich miała przejąć władze. Ten psi syn nie będzie miał żadnej władzy!!- odwrócił się do innych z kręgu i krzyknął- Jeżeli któryś odważy się tknąć chłopca to może być już wyklęty i nie nazywać się moim bratem i siostrą, ale wrogiem, śmiertelnym wrogiem.-Wergangl podszedł do chłopca, nachylił się nad nim i wziął głęboki wdech- Czuję, że jesteś potężny chłopcze, ale jeszcze wiele będziesz musiał się nauczyć- powiedział do niego w normalnym języku- Wiesz po co tutaj jesteś?
    -Podobno macie wyzwolić mój umysł- odpowiedział Ert starając się nie myśleć o paskudnej twarzy Wergangla, ale o tej wspaniałej Demonie, która podeszłaby do niego gdyby nie jego ojciec. Jej się nie bał, wręcz przeciwnie- bardzo mu się spodobała.
    -Tak, nie wiem czy wiesz, ale dzięki temu będziesz mógł kontrolować swe myśli o wiele silniej niż do tej pory i Harwest już nie będzie mógł sie wkraść do twego umysłu.
    -To bardzo dobrze.
    -Ale musisz mi cos obiecać. Kiedy będziesz miał siły i kiedy nadejdzie czas to zabijesz Krajga.
    -Co? Jaki czas? Czemu dziś wszyscy mówią tak jakby coś przede mną kryli?
    -To oni ci jeszcze nic nie powiedzieli?! No, więc będziesz kiedyś potężny i kiedy nadejdzie chwila, że Harwest z tą szumowiną Krajgiem najedzie na waszą Siedzibę to ty stoczysz krwawą walkę, a ja pragnę tylko byś w tej walce zabił Krajga.
    -Dobrze zabije go kiedy nadejdzie czas- Ert wyciągnął rękę jakby chciał potwierdzić swoją obietnice.
    -Ha ha- zaśmiał się- Podałbym ci dłoń, ale jestem umarły, a ty jesteś w Kręgu Umarłych. Jeżeli mi ją podasz to przejdziesz na naszą stronę i już nic nie będzie z twojej obietnicy- Ert szybko cofnął rękę, a Wergangl uśmiechnął się i ukłonił się na znak, że przyjmuje jego obietnice. Ert również mu się ukłonił.
    Następnie ręce Wergangla znalazły się nad głową Erta i zaczął coś mamrotać, a Ert czuł jak nagle zaczyna brakować mu powietrza zaczynał się dusić. Wot widząc to swe siły skierował na Erta, jednocześnie musiał przestać zwracać uwagę na Demone. Ta widząc to starała sie podejść bliżej chłopca, ale przelotny i zimny wzrok Wergangla odwiódł ją od zamiaru i cofnęła się do tyłu. Ert czuł jakby ktoś podawał mu naczynie z powietrzem, jednak było to małe naczynie, a on zbyt łapczywie z niego pił i po chwili znów zaczął się dusić, ale co jakiś czas „naczynko” powracało. W głowie czuł szum i ściskanie. Po dłuższej chwili Wergangl zdjął ręce i rzekł:
    -Nie wychodź z kręgu póki Wot go nie zamknie inaczej umrzesz, a mam nadzieję, że nadal pamiętasz o swojej obietnicy. Ja swojej dotrzymałem. Nie należę do dobrych, ale wiedz, że honor mam.
    -Dobrze. Będę pamiętał o obietnicy.
    Wergangl cofnął się i kiwnął w stronę Wota głową. Ten zaś widząc to wykrzyknął:
    -Murpe Merme neser meh- Wrota Umarłych zamknijcie się. Po tych słowach wrota zamknęły się i burza, którą Ert dopiero teraz zauważył, powoli zaczęła ustępować. Gdy wrota się zamknęły Pena i Wot padli na ziemie zupełnie wycieńczeni i bladzi. Szybko podbiegli do nich Skaja i Bote, którzy obserwowali wszystko z bezpiecznej odległości i zabrali ich. Bote wziął też Erta, który ledwo trzymał się na nogach. W domu Wot i Pena zostali położeni na łóżku, a Ert usiadł na fotelu.
    -Jak się czujesz?- spytała się go Skaja
    -Dobrze. W głowie czuje jakby pustkę, która powoli się wypełnia, ale już nie słyszę żadnych głosów.
    Mijały dni, a Wot i Pena dochodzili do siebie.
    W Złej Siedzibie było mniej wesoło. Po dziesięciu dniach Ajsen i Morder zostali zwolnieni z kary. Wyglądali teraz jak dziewięćdziesięcioletni ludzie na łożu śmierci. Nie potrafili stanąć na nogach, włosy im posiwiały, oczy mieli popękane- właściwie to wyglądały jak czerwone kulki z białymi prześwitami, skórę mieli całkowicie pomarszczoną. Ajsenowi wypadły dwa zęby-prawa jedynka na górze i lewa jedynka na dole. Morder niedowidział i stał się przygłuchawy. Kiedy dostali po dwie gruszki rzucili się na nie niczym zwierzęta, oczywiście w miarę możliwości jak na swój stan. Już parę minut po ich zjedzeniu powrócili do dawnego stanu. Niestety Ajsenowi nie odrosły zęby i się seplenił, a Morder miał nadal siwe włosy, choć i tak prawie nie było ich widać spod jego kaptura, którego nie zdejmował prawie nigdy. Morder i Ajsen doszli do siebie, a Wildib nadal trwał przywiązany do skały. Podeszła do niego Erota(boginka pożądania i zmysłowości) i powiedziała najpierw do pilnujących go dwoje bogów:
    - No panowie, zostawicie nas na chwilę samych. Przecież go nie odwiąże.
    -Nie. Nie możemy, Krajg ukarałby nas gdybyśmy spuścili go z oka i dali mu możliwość ucieczki- odpowiedzieli jej nie patrząc na nią. Wiedzieli bowiem jak ona potrafi wpłynąć na zdrowy rozsądek.
    - Oj, myślicie, że ja taka drobniutka i słabiutka dziewczynka mogłabym uwolnić tego zbira? Chce tylko z nim pogadać przez chwilkę, ale nie chcę byście podsłuchiwali- mówiła do nich kokieteryjnie.
    -Eroto, wiem, że ty byś nie dała siły węzłom, ale rozkaz to rozkaz- mówił jeden z nich. Erota zauważyła, że to właśnie on mięknie, więc zaczęła się zwracać wyłącznie do niego.
    -Och, to na pewno ty zawiązałeś te więzy. Jesteś taki silny i te muskuły. Na pewno boginki szaleją za tobą. Jesteś taki przystojny- słodziła kokietując go w najwyższym stopniu- Nawet gdyby ten niedołęga, który tu jest przywiązany jakoś się uwolnił to na pewno ty byś go dogonił. Masz takie muskularne nogi. Mmm…- mruknęła w jego stronę.
    -No dobra. Ale tylko na chwilę i odejdziemy tylko troszkę, żeby nadal mieć was na oku- zmiękł i zawołał do drugiego boga, który stal trochę pochmurny, bo Erota ciągle mówiła do jego kolegi, a o nim nic nie rzekła. Ona zagwarzyła to i by jeszcze bardziej odwrócić uwagę tego drugiego, rzekła:
    -Ty też jesteś bardzo przystojny. Pewnie, gdy jakaś boginka was zauważy razem to ma wielki dylemat z, którym pogadać- te proste słowa wystarczyły by i ten zmięknął i po tych słowach obaj ruszyli trochę się oddalić. W końcu, co może uczynić drobna i słaba „dziewczynka, jak sama się nazwała? Gdy odeszli już wystarczająco daleko Erota zwróciła się do Wildiba cicho, by tamci czasami czegoś nie podsłuchali.
    -Posłuchaj, nie mamy dużo czasu, więc od razu przejdę do rzeczy. Mogę cię uwolnić dobrze o tym wiesz. Niedaleko czeka mój koń wystarczy, że rozwiążę cie i w biegu zjesz jedną gruszkę. Mam ja tu- odchyliła lekko swój płaszcz i pokazała mu gruszkę- Zjedz ją, a jak zjesz to szybko cie odwiążę i pobiegniemy do konia. Potem uciekniemy i się gdzieś ukryjemy w lesie. Tam na pewno nas nie znajdą. Przecież ty w lesie masz wielkie zdolności i oni na pewno nas tam nie znajdą. Mam zapakowane trzydzieści jeden gruszek na koniu. Trzydzieści starczy nam na długo, a z jednej wyhodujemy własną. One bardzo szybko rosną.
    -Czemu to robisz?- spytał się słabym głosem, wyglądał bowiem jak Morder i Ajsen przed chwilą.
    -Bo z żadnym bogiem nie było mi tak dobrze jak z tobą- zaśmiała się kokieteryjnie dotykając jego biodra.
    -Nie. Nie mogę uciec. Mam swój honor. Choć myślałem czy po wszystkim, gdy już minie kara, nie przyłączyć się do Wota.
    -Co?! Ty chyba oszalałeś- cofnęła się o krok- Chcesz być… dobry?!
    -Właśnie dlatego się zastanawiam. Nie wiem czy potrafiłbym się wyrzec tego, co we mnie jest od zawsze. Tam wszyscy są dobrzy i mili, a ja jestem zupełnie inny. Z resztą ja jestem bogiem, który czuwa nie nad czymś dobrym, ale właśnie nad złymi sprawami. I zło często sprawia mi przyjemność. Dlatego myślałem raczej o pozwolenie od Wota bym mógł się wybudować za murami zamku i w razie potrzeby stanąć z nimi do walki, ale nie obcować z nimi na co dzień. A tutaj już nigdy nie wrócę. Niech Krajg sobie sam radzi z łucznikami.
    -Ale to znaczy, że już nigdy się nie spotkamy… A ja naprawdę chciałabym się ustabilizować przy tobie- mówiła tak, iż Wildib na chwile pomyślał, że mówi najszczerzej. Jednak przypomniał sobie, że już kiedyś mu to mówiła. Tego samego dnia widział jak śmiała się z Ajsenem i prowadziła go do swego domu. Był zazdrosny, więc ich śledził. Gdy spojrzał dyskretnie przez jej okno widział jak są nadzy i właśnie szli do drugiego pokoju.
    -Nie. Nie mówisz tego szczerze- powiedział do niej bez żadnego owijania w bawełnę- Już kiedyś mi to mówiłaś, a parę minut po tych słowach kochałaś się z Ajsenem. Wiem, bo was śledziłem. Wybacz, ale ci nie wierze. Tylko Bardzo cię błagam nie mów nikomu, co postanowiłem. Nawet, kiedy zniknę.
    -No proszę, proszę. Wildib o coś błaga- powiedziała trochę szyderczo- No dobrze. Możesz mi zaufać. I nie będziesz musiał mnie śledzić- dodała złośliwie.
    Erota wstała, ale wcześniej dała mu gruszkę. On jednak powiedział jej żeby ją wzięła, on sobie poradzi, a z resztą za to mogła podzielić jego los. Krajg pod względem kar był bezwzględny i nawet Erote skazałby na jego los. Ona wzięła, więc gruszkę z powrotem, pocałowała go w usta namiętnie i poszła. Wildib poczuł się troszeczkę lepiej, a to dla tego, że Erota w pocałunku ustami przekazała mu gryz gruszki. Dwoje bogów podeszło z powrotem. Sprawdzili czy więzy nie są poluzowane i przyjrzeli mu się.
    -I czego się cieszysz, że cie pocałowała- powiedział ten, który był przez nią tak chwalony. Wildib tylko na niego spojrzał i uśmiechał się dalej.
    Minęło sześć tygodni jak Wildib był przywiązany i Krajg przyszedł do niego osobiście.
    -I co? Odzyskałeś rozum?- powiedział złośliwie.
    -Tak Panie. Wybacz, że wystawiłem cię na takie pośmiewisko. Teraz już będę twoim największym sługą- mówił potulnie. „Idiota- pomyślał- nawet się nie spodziewa, że dziś w nocy ucieknę stąd, a on sam będzie musiał zatroszczyć się o wyszkolenie łuczników. Ciekawe, kto się teraz tego podejmie…”
    -No! I tak ma być- Wildibowi rozmyślania przerwał ostry głos Krajga- Jutro weźmiesz się za wyszkolenie naszych łuczników. Mam kolejny plan, ale on nie nastąpi tak szybko, więc będziesz miał bardzo dużo czasu na szkolenia.
    -Dobrze. Zrobię jak zechcesz- potem rozstali się i każdy poszedł w swoją stronę. Wildib powrócił tu jednak pod wieczór i nazbierał gruszek na podróż. Potem po cichu wymknął się i z plecakiem pieszo pobiegł w stronę Dobrej Siedziby. Mógł dosiąść konia, ale wtedy narobiłby wielkiego hałasu. Gdy znalazł się już poza murami skierował się do lasu. Tędy przedostanie się do Dobrej Siedziby w znacznie dłuższym czasie jakby biegł prosto przed siebie, ale tu miał większe szanse, gdyby tamci zechcieli go gonić i próbowali dogonić konno.

  6. Potężnie wieje jednak nie zatrzyma
    delikatności granatem naładowanej.
    Tytanowi oprze się dmącemu
    i nadchodzącym z przeciwka.

    Tamte blade poddają się wiaterkowi,
    gnając z nim daleko na zachód.
    Tylko jedna samotnie stamtąd wraca,
    ciemniejąc zatrzymała się nad ojczyzną.
    Tutaj zostanie, najwyżej trochę popada.

  7. wspaniały, wzruszający wiersz. Szczególnie te momenty dla mnie:

    "nikt go nie uprzedził
    że zgaszone światło
    jest jednoznaczne
    kończące
    (...)
    mimo pięknych wspomnień
    pociągi nie czekają
    następna stacja niebo

    a ja mam zostać
    pilnować co było nasze
    rozumiem
    kocha to poczeka
    na mnie"

    bardzo bardzo wyzwalający uczucia i zamyślenie. Jak dla mnie to piękne :)
    kolejny do ulubionych leci :) :)
    niedługo zabraknie tam miejsca ;P
    Serdecznie pozdrawiam... :)

  8. bardzo fajna kolejna część. Z początku czytając myślałem, że bohater powrócił do starego stylu życia, ale gdy odrzucił Klaudette wszystko stało sie jasne :) Bardzo też fajnie ukazany obraz zniszczenia świata i prawie samozagłady ludzi w opwiadaniu Mlaxa. :)
    bardzo mi sie podobała ta część :)
    serdecznie pozdrawiam... :) i czekam na następną :) :)

  9. Jak piorun w ziemię
    uderzasz mnie gorącem,
    pod dotykiem czułym
    spalasz drzewo uczuć.

    Namiętnie płonę żarząc
    resztek powstrzymania gałęzie.
    Dopalasz korę-
    ostatnią oporę moralności.

    Nadal obejmujesz
    płomiennymi ramionami
    to co pozostało z drzewa hebanu.

    Teraz pragnę tylko jednego.
    By burza ta trwała jak najdłużej,
    a pioruny wciąż trafiały
    w drzewo naszej miłości.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...