Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Galadriela

Użytkownicy
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Galadriela

  1. Pracuję w supermarkecie. Pałętam się między rzędami jednakowych półek, pośród tysięcy jednakowych towarów. Oczy pieką mnie od nadmiaru wyrazistych kolorów. Monotonia zatyka mi dech. Po raz kolejny tego dnia, tego miesiąca i tego roku bezceremonialnie zostaje mi wciśnięta do ręki wielka szczotka, z poleceniem "ogarnięcia sklepu". Mechanicznymi ruchami zabieram się za zamiatanie podłogi, a każdy kolejny ruch wydaje się zabijać resztki myśli w mojej głowie. Nagle przez mgłę mojego zniechęcenia zaczyna przebijać się coś innego. Jakieś... poruszenie? Oglądam się wokół. Ludzie zaczynają kierować się w stronę kas, jeden po drugim. Idę za nimi. Potem ten dźwięk, nieprawdopodobny skowyt. Nie można pomylić go z innym, choćby człowiek nigdy wcześniej nie słyszał niczego podobnego. A teraz to widzę. Przy jednej z kas leży pies. Próbuje poczołgać się dalej, ale tylne nogi ma zupełnie zmiażdżone. Ktoś musiał potrącić go na parkinu przed supermarketem, a zwierzę, resztkami sił, wgramoliło się do sklepu. O mój Boże, krzyczę w środku, ale nie potrafię wydobyć z siebie żadnego dźwięku na zewnątrz. Dobry Boże. Kombinacja ścisku w żołądku, tępych i bezuczuciowych ludzi wokół, widoku (i zapachu!) krwi i odgłosów. Szczekanie, charczenie umierającego zwierzęcia. Desperackie. Takie ostateczne, nieodwołalne. Życie kończy się ogromnym bólem, ale instynkt każe walczyć do końca, błagać i skamleć o litość, pomoc. Jakby nie nauczyło się jeszcze, że człowiek nie pomoże. Pozostanie albo obojętny albo chłodno zainteresowany wydarzeniem. Ot, przerywnik w szarym życiu jednakowych dni. Bez dopuszczania do siebie myśli o tym, czego tak naprawdę był świadkiem - śmierci, końca. Albo zostanie sparaliżowany przez strach, pierwotny lęk przed zapachem krwi, ten sam, który każe psu wykrwawiającemu się na śmierć na środku zatłoczonego sklepu wołać o ratunek. Więc zatykam uszy, odgradzam się. Spycham to, co się dzieje w odległe zakątki świadomości. Żeby nie skaleczyć się tak naprawdę, nieodwracalnie, w środku. Żeby przypadkiem nie rozdrapać strupów.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...